Im nowsze, tym gorsze? - cz. 1
Kiedyś to były czasy, a teraz … Tylko co to właściwie znaczy? Czy to nie jest jednak tak, że ludzie mają przysłowiowe nostalgiczne klapki na oczach? Oczywiście zaraz ktoś mi zarzuci, że jestem zbyt młodą osobą, aby się w tej kwestii wypowiadać i wydawać wyroki na temat uroków przeszłości. Uprzedzam więc, że w swoim tekście skupię się tylko na jednej kwestii, na której w miarę się znam, czyli bajkach. Oczywiście zajmę się kilkoma najpopularniejszymi wytwórniami i ich starszymi, ale też, a może przede wszystkim, współczesnymi produkcjami.
Kilka lat temu na łamach tej naszej gazety pojawiła się seria tekstów mojej koleżanki Selene, która podjęła się oceny różnych bajek. Pozwalam sobie przytoczyć ten przykład, gdyż wydaje mi się on idealny dla postawienia wyjściowej hipotezy oponującej za tym, że w większości to, co kojarzy się z nam z dzieciństwem, jest też przez nas zazwyczaj oceniane bardziej łaskawie. Najwyraźniej widać to chyba na przykładzie filmów z BCU (Barbie Cinematic Uniwersum). W Top 5 filmów animowanych, które ukazały się w XXI wieku, najmłodszy miał premierę w 2016 roku, a pozostałe ukazały się przed 2010 rokiem. Co prawda wielu internautów twierdzi, że po roku 2020 jakość produkcji zdecydowanie spadła, ale jakoś trudno mi się też zgodzić ze stawianą przez nich tezą, że od trzeciej dekady XXI wieku tylko pojedyncze filmy trzymają poziom dawnych, a wszystkie pozostałe zjechały jak po równi pochyłej.
Bardzo często pokazują mi się ostatnio na Tiktoku filmiki w stylu „Animation then vs now”, w których normą stało się hejtowanie najnowszych produkcji, zwłaszcza Disneya czy Pixara. Myślę, że warto jednak przeanalizować stawiane w nich zarzuty, ponieważ, jak to zazwyczaj bywa, nigdy nie jest tak, że tylko jedna strona się myli bądź też ma rację.
Zacznijmy od czegoś, o czym mówi się i pisze ostatnio praktycznie najczęściej, czyli od tzw. poprawności politycznej. Nie zamierzam jednak analizować tutaj tych wszystkich live action w stylu „Małej Syrenki”, no bo proszę was, szanujmy się. Ja chciałabym wypowiedzieć swoje zdanie w kilku innych kwestiach, które przyczyniły się do krytyki takich znanych produkcji, jak choćby: „Encanto”, „Dziwny świat”, czy też „To nie wypanda” (ten polski tytuł to jakiś koszmar). Dlaczego akurat te trzy? Ponieważ żaden z nich nie jest kontynuacją (co wydaje mi się bardzo ważne) i w każdym z nich pojawiło się coś, do czego można było się przyczepić.
„Dziwny świat” to historia, która ma bardzo rodzinny przekaz, ponieważ widzimy w niej aż trzy pokolenia (ojciec, syn i wnuk) i jesteśmy świadkami próby ich wzajemnego zrozumienia siebie nawzajem. Faktem jest, że w ostatnim czasie Disney postawił radykalnie na eliminację typowo „złych” postaci, starając się przedstawiać konflikty w sposób niejednoznaczny. Teraz nic nie jest w ich produkcjach czarno-białe. Wielu miłośników kina ma z tym spory problem, ale zastanówmy się, czy świat naprawdę jest czarno-biały? Oczywiście, nie jestem rodzicem, ale uważam, że pokazywanie dzieciom różnicy między tym, co dobre, a tym, co złe, raczej nie straciło w ostatnich latach na znaczeniu (a jest chyba wręcz przeciwnie) i powinno być nadal jedną z elementarnych zasad wychowania młodego pokolenia. Nie wiem, czy zgodzicie się ze mną, ale ja uważam, że należy uczyć małe trzy- czy czterolatki, że zło jest jednak złem, a gdy dziecko ma już powiedzmy siedem lat, warto też zacząć pokazywać mu, że nie żyjemy jednak w binarnym świecie. Świetnym przykładem może tu być „To nie wypanda” i „Encanto”, które ukazują wewnętrzne konflikty w płaszczyźnie rodziny (chociaż przyznaję, że Alma z Encanto jest chyba trochę zbyt demoniczna) i nie tylko.
Kolejna kwestia to poprawność na siłę. Nie wiem, czy pamiętacie, ale bohater w „Dziwnym świecie” jest innej orientacji. Szok i niedowierzanie, że jakiemuś chłopcu może się podobać nie dziewczyna, a właśnie inny osobnik płci męskiej. I jeszcze żeby były tam jakieś sceny z pocałunkiem, chodzeniem - trzymając się za ręce, czy coś w tym stylu. Nie. W całym filmie pada zaledwie kilka zdań na ten temat tej odmienności seksualnej i moim zdaniem nie jest to bynajmniej zrobione niesmacznie czy też nachalnie. Wielu internautów jest jednak zupełnie innego zdania. Dla nich „kontrowersyjną” sceną jest prawie każda, w której widać, że postaci bohatera podoba się ktoś tej samej płci. A dla mnie zaskakujące jest chyba bardziej to, że dla osobnika urodzonego i wychowanego w XXI wieku może fakt ten być bulwersujący. A gdzie jest ta nasza tolerancja dla odmienności, którą tak lubimy się chwalić? Jeśli dobrze pamiętam, to wcześniej jakoś nikt nie był zgorszony i nie dyskredytował bajek, w których księżniczki całowały się namiętnie z książętami na oczach dzieci. Ot i nasza hipokryzja.
Kolejna kwestia dotyczy tego, jak w starszych bajkach i tych współczesnych pokazywane jest dorastanie i dojrzewanie młodego człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem dziewczynek. „To nie wypanda” jest bodajże pierwszą bajką w historii kina, w której bez zbytniej pruderii poruszony jest temat miesiączki, pojawiającej się w pewnym wieku u dziewczynek. Ba, pada nawet słowo podpaski. Dla wielu internautów okazał się być to prawdziwy skandal. No bo jak taki ciągle wstydliwy temat, który bądź co bądź dotyczy wszystkich kobiet, poruszać w filmie animowanym i to skierowanym do dzieci? Przyznam, że mnie powszechne oburzenie widzów naprawdę zaskoczyło. Zrozumiałabym je, a nawet wsparła, gdyby w filmie faktycznie została zaprezentowana jakaś dwuznaczna lub nieprzyzwoita scena, ale w tej sytuacji? Cóż, okazuje się, że jako społeczeństwo jesteśmy znacznie bardziej konserwatywni, niż nam się wydaje, a temat seksualności (w tym wypadku zwykłej miesiączki) nadal dla wielu z nas jest tematem tabu. Jakoś nie zauważyłam, żeby wśród internautów tyle emocji wzbudzały brutalne sceny. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego boimy się normalizować tematy, które dotyczą przecież każdego z nas (w końcu mężczyźni mają matki, siostry, partnerki a czasami nawet i córki).
Wygląda na to, że przytoczone przeze mnie powyżej motywy wystarczyły, by wielu widzów oceniło wspomniane filmy jako słabe. Cóż, wszystko wskazuje na to, że nadal wolimy takie, w których głównemu bohaterowi na drodze staje jakiś złoczyńca, z czym mnie jakoś trudno się pogodzić. Nie mam nic przeciwko rozsądnej, uzasadnionej krytyce. Ale na miłość boską krytykujmy to, co jest faktycznie tego warte (na przykład wątek Abueli w Encanto, której to przemiana pokazana jest co najwyżej średnio), ale nie potępiajmy tak od razu i pod wpływem emocji tego, co jest inne, co nas zaskakuje, nawet wtedy, gdy poruszony temat nie zgadza się z naszym pruderyjnym i nietolerancyjnym postrzeganiem świata, ponieważ to również może mieć jednak wartość wychowawczą. Przykład? Bardzo proszę. Pamiętacie postać Mirabel? To nie pierwsza w historii animowanych bajek bohaterka nosząca okulary, ale po raz pierwszy w tym filmie założenie okularów pokazano jako zmianę na lepsze. Ta dziewczynka też nie była idealna, bo poprzez problemy ze wzrokiem była jednak inna, co nikogo jednak nie poruszyło. Wytłumaczcie mi proszę, dlaczego problem Mei Mei, sympatycznej bohaterki filmu „To nie wypanda”, która zmierzyła się ze swoją pierwsza miesiączką, oburzył i zniesmaczył tak wielu internautów?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?