Opowieść o miłości i szkolnych szaleństwach
Zapewne wielu z nas odczuwa w ostatnich dniach roku szkolnego spore zmęczenie. Różnie też sobie w tej sytuacji radzimy. Jedni zasiadają po powrocie do domu w salonie i włączają telewizor, inni preferują spokojne rozmowy z bliskimi przy filiżance herbaty, a jeszcze inni wychodzą z domu i spotykają się gdzieś na mieście ze swoimi znajomymi. Cóż, spotykanie się z przyjaciółmi jest faktycznie niezłą formą relaksu, podobnie jak oglądanie filmów bądź seriali. Przyznaję, że ja od pewnego czasu należę zdecydowanie do tej drugiej grupy. Moje wewnętrzne upodobanie powiązane z poszukiwaniem czegoś, co niosłoby pewną wartość, uziemiło mnie już jakiś czas temu.
Ostatnio przeglądałem na platformie Netflix najnowsze proponowane produkcje i moją uwagę przyciągnął film o niezwykle intrygującym tytule. Prawdopodobnie nie tylko moją, ponieważ film miał już pierwsze miejsca na liście najbardziej popularnych produkcji na terenie naszego kraju. Zainteresowanie mogło być naturalnie spowodowane wymownym tytułem, ale przecież niekoniecznie. Z reguły w tytułach nie używa się wulgaryzmów, nawet wtedy, gdy zawartość budzi w odbiorcach skrajne emocje. Coś, co odstaje od ustalonych norm, może być pożądane lub wręcz przeciwnie, gdyż ludzie z natury są po prostu różni. Kiedy przeczytałem chwytliwe „Piep*zyć Mickiewicza”, poczułem, że może to być produkcja na tyle odmienna od tego, co oglądałem do tej pory, że muszę to koniecznie obejrzeć. A gdy rzuciłem dodatkowo okiem na opis, zdałem sobie sprawę, że nie będzie to dotyczyć w dosłownym znaczeniu słowa naszego wieszcza, co zaintrygowało mnie jeszcze bardziej. Przed ekranem spędziłem naprawdę sporo czasu, gdyż wspomniany film obejrzałem dwukrotnie. To tak na wszelki wypadek, ponieważ chciałem dobrze zrozumieć jego przesłanie, a niektóre wątki wydały mi się przy pierwszym obejrzeniem niejasne, a inne zaś przez nieuwagę mogłem pominąć. Była to dobra decyzja. Gdybym bowiem jej nie podjął, to moja recenzja różniłaby się teraz znacząco od tej, którą możecie poniżej przeczytać.
Zacznijmy od krótkiego streszczenia tej produkcji, czyli tego, z czym możecie się zmierzyć. Autor scenariusza (Kacper Szymański) opowiada historię Daniela Czapskiego (Hugo Tarres), zbuntowanego warszawskiego nastolatka, który wraz z grupą przyjaciół beztrosko cieszy się życiem. Młodzi ludzie imprezują, wracają późno do rodzinnych domów (lub jak w przypadku głównego bohatera do internatu) i zupełnie nie myślą o swojej przyszłości. Klasa, do której Daniel (pseudonim Dante) uczęszcza, przysparza także problemów gronu pedagogicznemu. Zła sława, która okrywa tę klasę, sprawia, iż żadnemu nauczycielowi nie przechodzi nawet przez myśl, by wziąć ich pod swoje skrzydła. Pewnego dnia pojawia się jednak w tej szkole nowy nauczyciel (niespełniony pisarz i wyrzucony z uczelni wykładowca) Jan Sienkiewicz (Dawid Ogrodnik). To właśnie jemu dyrektor powierza naukę języka polskiego w tej klasie i to jemu udaje się do tych młodych ludzi dotrzeć, zmusić ich do refleksji nad swoim życiem i przekonać ich do zmiany swoich zachowań i życiowych preferencji. Tak więc fabuła skupia się głównie na szkolnych perypetiach młodych ludzi i ich codziennych problemach…
Według mnie scenariusz „Piep*zyć Mickiewicza” nie jest najlepiej napisany, choć udaje mu się zachować charakter filmu obyczajowego. Szymański ukazuje, jak według niego wygląda współczesna polska młodzież, co zapewne ma stanowić pewną przestrogę dla rodziców, aby ci bardziej pilnowali swoich pociech i interesowali się tym, co, kiedy i z kim robią. I szczerze mówiąc, tylko te fragmenty filmu wydają mi się ”dobrze” napisane. Film trwa około godzinę i czterdzieści dwie minuty, a porażką autora scenariusza i reżysera (Sara Bustamante-Drozdek) jest to, że ich dzieło nie prowokuje młodego widza do żadnej refleksji nad własnym życiem. Jeśli już, to niektóre sceny przywołują uśmiech na twarzy, ale to taki uśmiech politowania i zażenowania. Możecie mi wierzyć, że ja siedziałem przed ekranem z kamienną twarzą, kręcąc od czasu do czasu głową z dezaprobatą. Dlaczego? Jakoś irytowało mnie to dziecięco naiwne postrzeganie świata przez bohaterów i mało wyszukane żarty, które autor scenariusza wcisnął im w usta. Suma summarum film momentami jest w moim odczuciu żałosny. Co prawda kipi energią, ale taką wymuszoną, którą zawdzięcza odtwórcom głównych ról. Twórcy konfrontują nieustannie sytuacje tragiczne i komiczne, co tworzy swoisty kontrast, taki dysonans. Dlatego widz stawia sobie od początku pytanie, co ja właściwie oglądam? Tragedię, komedię, czy też dramat?
Akcja rozgrywa się co prawda w określonym przedziale czasowym, ale trudno tu zauważyć związek przyczynowo skutkowy? Przez połowę filmu czujemy, że ktoś czyha na Daniela, a pod koniec zastanawiamy się, jaki to miało sens i dlaczego akurat ci chłopcy uwzięli się tak uporczywie na niedocenionego młodego chłopaka? Wiele scen nie ma tu absolutnie sensu, a ich humorystyczny wydźwięk jest chyba nie tylko dla mnie niezrozumiały. Wątpię również, aby w ówczesnej rzeczywistości traumy przedstawionych nam licealistów aż tak nie miały znaczenia.
Odniosłem także wrażenie, że wiele wątków i postaci zostało potraktowanych po macoszemu, przez co film sprawia wrażenie nieprzemyślanego i niedopracowanego. Większość bohaterów reprezentuje klasyczne archetypy. Klasowy kujon, który ma mało do powiedzenia; popularne dziewczyny; paczka, która zawsze trzyma się razem. I choć tych grupek jest sporo, to bledną w obliczu faktu, iż w tej szkole nikt się niczym specjalnie nie wyróżnia, choćby zachowaniem czy stylem ubierania się. Rozczarowuje także postać Jana Sienkiewicza. Koncept nauczyciela dawał autorowi scenariusza niesamowite możliwości, ale kreujący tę postać Dawid Ogrodnik wyłącznie ratuje zmarginalizowaną młodzież z różnych opresji. Szkoda, że twórcy filmu nie dali tej postaci szansy zaistnienia w klasie w charakterze nauczyciela języka. Nie widzimy go prawie w sytuacji nauczania, choć już w pierwszych minutach na ekranie wiele tym młodym ludziom naobiecywał. Szkoda również, że postaci młodych ludzi są takie jednowymiarowe, i że nie pokazano kształtowania się ich charakterów i ostatecznych przemian. Pokazano za to wyłącznie to, jak modnie ubrane, rozpuszczone przez rodziców i pozbawione norm i zasad dzieciaki udają „twardzieli ze świata dorosłych”. Jeśli twórcom tego obrazu zależało tylko na tym, to założony efekt udało im się osiągnąć.
Bardzo żałuję także, że twórcy nie zdecydowali się na rozwinięcie wątku Anity (wciela się w nią Ada Grodzka), bo mogłoby to być z ogromną korzyścią dla tego filmu. Ograniczenie go tylko do paru mało intrygujących scen, które nic nie wniosły, oceniam również jako porażkę. A wystarczyło rozwinąć ten wątek, pokazać relację tej dziewczyny z zaniedbującym ją ojcem i jednoznacznie zaakcentować konsekwencje jej czynu. A tak, moje rozczarowanie tą postacią było ogromne. Do tej chwili nie rozumiem, jak to możliwe, że zawstydzenie, jakiego doznała, mogło nie mieć na nią wpływu. Tym bardziej szkoda mi tej postaci, bo widziałem, że kreująca ją Ada Grodzka, naprawdę miała ochotę podążać właśnie w tym kierunku, a tak jej wysiłek w stworzeniu pełnowymiarowej postaci został przez twórcę scenariusza oraz reżysera znacząco umniejszony.
Naturalnie film Sary Bustamante-Drozdek ma też swoje jasne strony. Co według mnie zostało w nim zrobione dobrze? Podobały mi się lokacje, scenografia jak i to, że akcja rozgrywa się w zwyczajnej szkole, do której uczęszczają przeciętni, zwyczajni i często zaburzeni uczniowie. Sprawia to wrażenie autentyczności, a my, nastoletni widzowie, możemy się z tą sytuacją i bohaterami utożsamiać. Tę samą uwagę można odnieść do domów bohaterów i ich pokojów, które wyglądają naprawdę bardzo autentycznie, odzwierciedlając charaktery i upodobania mieszkających tam ludzi.
Przejdziemy teraz do ostatniej kwestii, czyli do oceny kreacji aktorskich, które uratowały ten film od klęski. Debiutujący w tym obrazie aktorzy, tacy jak Hugo Tarres (w roli Dantego) czy Wiktoria Koprowska (w roli Nel) zdecydowanie dali radę. Stworzyli bardzo ciekawe kreacje, choć wirtuozerii jeszcze się nie dopatrzyłem. Przemiana wewnętrzna Dantego początkowo była dość skwapliwie przez niego ukrywana, ale z biegiem czasu stawała się coraz bardziej zauważalna. Filmowy Dante z aroganckiego, problematycznego chłopaka, przeobrażał się w pełnoprawną postać z emocjami oraz konkretnymi motywacjami. Podobało mi się również poprowadzenie wątku miłosnego Dantego z Nel. Zaangażowanie aktorów w role doskonale przełożyło się na sytuację na ekranie. Czuło się tę chemię między nimi. A jako że to właśnie tę parę oglądamy przez większość czasu na ekranie, to z pewnością uratowało to ten film.
Czy zatem „Piep*zyć Mickiewicza” w reżyserii Sary Bustamante-Drozdek jest filmem, który może zachwycić, czy też takim, do którego po pierwszym obejrzeniu więcej się już nie wróci? Ja opowiedziałbym się za tą drugą opcją. Wierzcie mi, że próbowałem usilnie znaleźć w tym obrazie jakieś wartościujące przesłanie na temat dojrzewania, ale mocno się zawiodłem w tej materii. Moim zdaniem ta polska produkcja to kolejny przykład tego, jak niedopracowanym scenariuszem można „zabić” nawet świetny pomysł.
Grafika:
Komentarze [1]
2024-06-26 20:48
kiedy artykuł o skibidi toilet obiecałes nam
- 1