Wszystko, tylko nie plecak!
Wczorajszy dzień (11 marca) zapisał się w historii naszej szkoły jako dzień na swój sposób niezwykły. Wszystko przez pewien pomysł, który zrodził się w USA. Mam na myśli „no backpack day”, który pozwoliłam sobie finezyjnie przetłumaczyć jako „wszystko, tylko nie plecak”. Nie jest to co prawda tłumaczenie zbyt wierne, ale mnie się podoba. Sięgnęłam po ten temat, gdyż nasza szkoła nie tylko przyłączyła się do obchodów tego dnia, ale i bawiła się świetnie.
Od ponad dwóch tygodni żyjemy w ogromnym stresie w związku z militarną agresją Rosji na Ukrainę. Jako bliscy sąsiedzi tego kraju czujemy się naturalnie zagrożeni, gdyż nikt nie zna planów Putina. Poczuwamy się również do obowiązku niesienia pomocy naszym sąsiadom, co też mniej lub bardziej chaotycznie czynimy. Jak długo nasza gospodarka i społeczeństwo będzie w stanie tak wielkie obciążenie wytrzymać? Cóż, tego nie wie nikt. W tym momencie najważniejsza jest jednak szybka pomoc humanitarna ludziom, którzy znaleźli się w sytuacji zagrożenia życia.
I tak się akurat złożyło, że wczoraj przypadł wspomniany powyżej dzień. W pierwszej chwili, gdy nasz szkolny samorząd zaproponował, abyśmy także przystąpili do tej akcji, miałam mieszane uczucia. No bo jak to? Wszyscy jesteśmy chyba bardzo mocno przejęci obecną sytuacją i nie mniej zestresowani, bo w powietrzu wisi ciągle zagrożenie ogólnoeuropejskim konfliktem, a my mamy się bawić? Potem jednak pomyślałam sobie, a dlaczego niby nie. Naturalnie rzeczą jest, że powinniśmy pomagać ludziom, którzy uciekają przed wojną do naszego kraju. Mamy też prawo odczuwać lęk a nawet gniew. To w obecnej sytuacji ludzkie i zrozumiały, ale czy to znaczy, że nie mamy prawa oderwać się myślami od tej sytuacji choćby na chwilę? Czy już nie mamy prawa do rozrywki i cieszenia się młodością? Myślę, że nie tylko mamy do tego prawo, ale to wręcz konieczne dla podtrzymania naszego zdrowia psychicznego. Nie możemy nieustannie żyć w strachu i przejmować się tym, co przyniesie nam kolejny dzień, bo byśmy po prostu oszaleli. Sądzę, że należy oddzielić zasadną i bez wątpienia potrzebną pomoc od paniki, która w tym momencie jest kompletnie niepotrzebna i nad wyraz przesadnej powagi, która również przeszkadza normalnie żyć. Tak więc moim zdaniem to, że zaangażowaliśmy się w akcje pomocowe, ale też chodzimy do kina, czy cieszymy się życiem każdego dnia nie znaczy według mnie, że reprezentujemy niegodną postawę.
Gdy samorząd ogłosił, że chcemy wziąć udział w tej akcji, nie wszyscy wiedzieli, z czym ona się wiąże. Wielu sprawdziło sobie w Internecie i od razu zadało sobie pytanie, no dobrze, ale co ja mam ze sobą wziąć? Niewtajemniczonym jeszcze przypomnę, że akcja ta polega na tym, że zamiast swojego własnego plecaka, z którym chodzimy codziennie do szkoły, należy wziąć jego zamiennik, do którego należy wszystkie włożyć zeszyty oraz inne przybory, z którymi to przyszlibyśmy normalnie tego dnia do szkoły. Patrząc z perspektywy mogę absolutnie śmiało powiedzieć, że uczniowie naszego „Kopernika” dowiedli, że mają w sobie ogromne pokłady pomysłowości, poczucia humoru i potrafią się dobrze bawić. Ja wypadłam raczej blado, gdyż wybrałam opcję bardzo bezpieczną, walizkę. Czego to jednak nie widziałam na korytarzach? Pudełka po butach oraz śniadaniowe, wiadra, kosze i worki na śmieci, stare krzesła, doniczki, stare zegary a nawet ciągane zabawki dziecięce różnej maści czy też wózki z biedronki (mam tylko nadzieję, że te ostatnie udało się posiadaczom pozyskać legalnie). W wózkach tych gros chłopców woziło się nawzajem przez cały dzień po korytarzach i co ważne, nikt przy tym nie ucierpiał i co nie mniej ważne, nie wyrządzono również żadnych materialnych szkód. Moja koleżanka z klasy przyprowadziła nawet dziecięcy wózek, ale odniosłam wrażenie, że kosze na śmieci, worki i pudła były jednak znacznie bardziej popularne. Widziałam także mnóstwo poduszek i poszewek. Według mnie najłatwiej mieli chyba muzycy, ponieważ oni wzięli ze sobą po prostu pokrowce z własnych instrumentów.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że u nas w kraju i to na prowincji, w Tarnobrzegu, taki pomysł wypali. Wydawało mi się, że może kilku uczniów faktycznie przyniesie jakieś koszyki, walizki czy coś w tym stylu, a tu taka niespodzianka. Tak wiec z uznaniem ale i sporym rozbawieniem obserwowałam uczniów, którzy spacerowali tego dnia po szkolnych korytarzach z promiennym uśmiechem na twarzy, trzymających zeszyty, książki i rozmaite przybory w wiadrach, koszach, workach, wózkach itp.
Oczywiście wybrałam też pomysły, które wywarły na mnie największe wrażenie. Oto i moja topka.
3. Duże wózki sklepowe z Biedronki, o których wspominałam już powyżej.
2. Przenośna lodówka turystyczna, która z pewnością lekka nie była.
1. Tobołek zawieszony na długim patyku. Ten skojarzył mi się bowiem z obrazkami z bajek, kiedy to bohater postanawia wynieść się z domu lub gdy rodzice go wyrzucają. Podejrzewam, że z czymś takim nie było zbyt wygodnie spacerować po szkole przez cały dzień? Myślę też, że korzystanie z niego nie było zbyt poręczne, dlatego postanowiłam docenić zarówno pomysł jak i trud.
I jeszcze dwa wyróżnienia:
Krzesło. Autentycznie, uważam to za uroczy pomysł. Jedziesz autobusem i nie ma miejsc? Nic nie szkodzi, po prostu siadasz na swoim krześle, w którym masz też schowane swoje rzeczy.
Zegar. Może i nieporęczne, ale jakże pomysłowe. No i przynajmniej godzinę można sobie sprawdzić. Oczywiście, jeśli ktoś potrafi, bo w dzisiejszych czasach to z tym rożnie bywa.
Podsumowując. Uważam, że każdy pomysł zasługiwał na uznanie, choć nie wszystkie były równie pełne inwencji i zabawne. Podziwiam każdego ucznia, który nie przyszedł tego dnia do szkoły z tradycyjnym plecakiem a z czymś innym. Współczuję tym, którzy zapomnieli, że ta akcji miała być właśnie w piątek. Natomiast ogarnia mnie ogromny smutek i żal na myśl o tych, którzy z pełną świadomością, ze sobie tylko znanych powodów, zrezygnowali z udziału we wspólnej zabawie i przyszli do szkoły jak co dzień, z normalnymi pleckami.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?