Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

250 kilometrów zmieniło moje życie   

Dodano 2005-10-17, w dziale relacje - archiwum

Przeczytałam tekst Seny, w którym opowiadała o wrażeniach z pieszej pielgrzymki na Jasną Górę w 2004 r. Wzruszyłam się... Ja byłam tam w tym roku i czuję jak ta wyprawa zmieniła moje życie. Podjęłam tę decyzję całkiem przypadkowo i nie żałuję. Jeśli tylko będę miała siły, za rok również pójdę.

Część wakacji spędziłam w górach, a kiedy wróciłam do domu, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wtedy zdecydowałam, idę na pielgrzymkę. Zapisałam się, a potem trochę żałowałam, bo przecież to był tylko chwilowy impuls, a nie czyn z głębi serca. ,,Trudno, przepadło, jakoś przeżyję”- pomyślałam.

17 sierpnia, skoro świt, byłam już w Tarnowie, gdzie ponad 8000 ludzi zebrało się, by wyruszyć w daleką wędrówkę. Szłam, nie znałam prawie nikogo, czułam się dziwnie. Szłam, bo inni szli…? Napotkani ludzie pozdrawiali nas – tak zapamiętałam pierwsze minuty. Nocleg tego dnia też mnie przeraził – zimny kościół. Bałam się, chciałam wrócić do domu. Byłam taka zagubiona. Zasnęłam jednak, nie wiedząc nawet kiedy. Kolejny dzień był długi i upalny. Krótkie postoje, woda lała się z czoła, nie było czym oddychać. Miałam dość, ale zmuszałam się “no dalej, jeszcze jeden kroczek, zaraz będzie nocleg, już niedaleko”. Wytrzymałam dzięki modlitwie i śpiewom, choć wargi pękały ze spiekoty, a oczy przymykały się ze zmęczenia. Kolejny dzień był taki sam, a może jeszcze gorszy, bo dodatkowo bolało mnie wszystko. Każdy ruch był niczym wbijanie igieł, było ciężko. Już wtedy zrozumiałam, gdzie jestem. Na twarzy miałam uśmiech, moje serce przepełniała radość, a myśli nadzieja…

To było wspaniałe, jedna wielka rodzina, codzienna Eucharystia, modlitwa. Wiara dodawała mi skrzydeł, żadne wzniesienie nie stało mi na przeszkodzie. Czułam, ze jestem kimś, że mam jakiś cel, jakieś ważne zadanie do wykonania.

Dni mijały coraz szybciej, trasa był coraz krótsza, zmęczenie coraz większe, a ludzie wspaniali. Tak, otaczający mnie ludzie byli wspaniali i oni też w pewnym stopniu sprawili, że zmieniłam spojrzenie na świat. Oni byli dla mnie jak bracia i siostry, zawsze życzliwi, pomocni; zawsze mieli wyciągnięte dłonie w czyjąś stronę. Dzielili się wszystkim: chlebem, wodą, uśmiechem. Tęsknię za nimi, choć wielu nie znałam. Oni potrafili się bawić, oni mieli cel. Wszystkich łączyło to samo: zmęczenie i wiara. Łączyła nas droga do Domu Matki.

Nauczyłam się doceniać to, co mam na co dzień. Nigdy nie przywiązywąłam uwagi do tego, że może zabraknąć jedzenia, że nie będę miała gdzie się umyć. Nigdy ! Zrozumiałam to wszystko. Zrozumiałam jak ludzie cierpią, jak pragną wody, której każda kropla, każdy łyk był dla mnie wagą wyższą niż złoto. Ciężko byłoby mi spać w stodole na sianie, tu na to nie zwracało się uwagi. Ważne, że był dach nad głową, zmęczenie nie dawało myśleć o tym gdzie się śpi. To samo było z myciem. Stara szopa, miska wody (często zimnej), mydełko, byle tylko zmyć ten kurz. Wystarczyło tylko wtulić się w śpiwór i zamknąć oczy. Nie myślało się o tym, że nad głową masz pajęczyny, a po tobie mogą chodzić myszy. To było trudne, ale wewnątrz była taka radość i euforia….

Nauczyłam się zaradności i wytrwałości. Widzę to, co dobre w człowieku i wiem, że nikogo od razu nie wolno odrzucać. Każdy jest inny, ma swoje pasje. Może na zewnątrz postrzegany jest jako zły, a duszę ma piękną... tylko zagubioną. Wiem, że trzeba się dzielić i pomagać, czasem nawet własnym kosztem. Czasem to jest wielki ból fizyczny, ale wewnątrz radość i energia… Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech drugiego człowieka i słowo “dziękuję”. Pielgrzymka nauczyła mnie wiele. Wiem, że wiara nadzieja i miłość zdziałają cuda. Trzeba mocno pragnąć i wierzyć by coś otrzymać. I co ważne, nie poddać się, iść do przodu z otwartymi oczami i dostrzegać to, co Bóg nam zsyła.

Przez dziewięć dni szła nasza karawana, w deszczu i słońcu, w błocie i kurzu. Szła pełna nadzieii na lepsze jutro. Szła do kresu drogi, do Częstochowy, na Jasną Górę, by po tych mozolnych dniach paść na twarz i oddać pokłon Panience. Z tyloma zmartwieniami, prośbami, podziękowaniami spojrzeć na chwilę w Jej Oblicze. Spojrzeć i poprosić, by za rok wrócić tu, ze łzami w oczach i bukietem najwspanialszych łask i podziękowań w sercu. Każdy kto choć raz podjął ten wysiłek, będzie chciał tu powrócić, z siłą która przyciąga i wskazuje jasną drogę z wybojami, które dzięki światłu można ominąć.

Oceń tekst
Średnia ocena: 0 /0 wszystkich

Komentarze [7]

~jdh
2006-01-02 16:59

ogólnie bez zastrzezen, ja bym w zyciu nie napisala o swoich przezyciach, ale czasem twoje opowiadanie przesiąkniee bylo jakby kazaniem na ambonie.

~Karolina
2005-11-26 20:15

Bardzo mi sie podobało!

~Gość
2005-10-27 14:47

A mi się podoba:D dziewczyna podzieliła się swoimi przeżyciami:D Jesteś otwarta Aniu i tekst jest Ok:]

~Paulianna
2005-10-19 12:33

Lubie się czepiać,więc sie przyczepiam,że “nadziei” piszemy przez jedno “i”.
Fajnie Ana,że nie tylko ja pisze “zbyt religijnie”.Pozdrawiam.

~poz
2005-10-18 09:22

to pierwsza klasa ale chyba nie jest tak drogo

~de
2005-10-17 21:51

tak wlasciwie to podobne uczucia podczas podrozy do krakowa na koncert.

~poz
2005-10-17 20:43

nie wiem ale mi to wyglada na opis drogi do obozu zaglady czy cos ale moze sie myle

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na lwa (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry