Backrooms – więcej nie znaczy lepiej
„Jeśli będziesz nieostrożny i wyjdziesz poza ramy naszego świata, skończysz w Backroomsach, gdzie nie poczujesz niczego innego jak odór starych, wilgotnych dywanów, żółtych ścian i głośnego buczenia lamp fluorescencyjnych oraz w przybliżeniu sześciuset milionów mil kwadratowych podzielonych na segmenty pustych pokoi, w których można się zatracić. Niech Bóg ma Cię w swojej opiece, kiedy usłyszysz coś kręcącego się w okolicy, bo to coś… zdecydowanie też cię usłyszało.”
Tak brzmiał jeden z komentarzy pod tajemniczym zdjęciem opublikowanym na popularnym serwisie internetowym 4chan, znanym z powierzchownej anonimowości publikujących tam użytkowników. Zdjęcie to pojawiło się po raz pierwszy oficjalnie na tzw. forum /x/, znanym głównie z tematyki paranormalnej, gdzie narodziło się już wcześniej wiele bardzo znanych do dziś miejskich legend. Wątkiem, który doprowadził do wstawienia tamże tego obrazu, były „Zdjęcia, z którymi coś jest po prostu nie tak”. Tak właśnie narodziła się cała popkultura The Backrooms, czyli miejsc, do których można się dostać jedynie poprzez zaginanie praw fizyki, zwane noclipowaniem. Miejsc przepełnionych grozą, tajemniczością i… nostalgią. Bowiem, gdy wracam pamięcią do początków serii oraz do moich własnych przeżyć z nią związanych, przypomina mi się, jak niezwykłe emocje wywarły na mnie zarówno opisy jak i same zdjęcia przepełnione nietypowym dla scenerii tego świata abstrakcjonizmem. Od pewnego czasu nie zagłębiam się już więcej w te scenerie, które rzesze internautów przyprawiają o dreszcze, ale ostatnio postanowiłem raz jeszcze zanurzyć się w ten świat, który niegdyś stanowił dla mnie koszmar w najczystszej postaci. Ale wracając do tego uniwersum odczułem… pustkę. Projekt nie tylko nie wywarł już na mnie takiego wrażenia jak wcześniej, lecz wręcz przytłoczył mnie zarówno treścią jak i aktywnie obecnie działającym fandomem. Ambitny i nowatorski pomysł na rozwinięcie ciekawej popkultury z rzeszą fanów, przerodził się bowiem teraz według mnie w zbiór najróżniejszych pomysłów, splecionych ze sobą w sposób mało niespójny. Poza tym chciałem też sprawdzić, czy Zaplecza nadal będą dla mnie tak przerażające jak kiedyś.
Na początku chciałbym określić ramy czasowe, jakich musimy się trzymać. Zdjęcie, o którym była powyżej mowa, jest zdjęciem sztandarowym tego tekstu. Pierwszy raz trafiło na 4chana w kwietniu 2018 roku, ale wtedy nie zwróciło jeszcze większej uwagi użytkowników, dlatego próżno szukać pod nim intrygujących opisów. Za początek internetowego folkloru Backrooms uznawana jest więc jego wersja z maja 2019 roku, zwłaszcza przez komentarz, którego treść pozwoliłem sobie przytoczyć na początku mojego tekstu. Znamy te daty z archiwów serwisu, które zawierają także wiele innych zdjęć wstawionych pod tematem tego wątku. To właśnie wtedy, to powolne, raczkujące uniwersum zaczęło nabierać kolorytu i według mnie zaczęło rozkwitać, stając się z czasem fenomenem. Mnie przy pierwszym kontakcie zafascynowała prostota tego konceptu (opuszczone, tajemnicze lokacje, w których jedynym zagrożeniem dla siebie wydawał się być sam podróżnik). Zgodzicie się chyba ze mną, że naprawdę trudno się czuć komfortowo, gdy człowiek znajdzie się w nieograniczonej lokacji, najprawdopodobniej bez wyjścia i słyszy wyłącznie swój oddech. A może jednak się mylę?
Zamknij drogi czytelniku teraz na chwilę oczy, poproś drugą osobę, by przeczytała ci dalszy ciąg tekstu i skup się. Wyobraź sobie, że jesteś w wypełnionym ludźmi centrum handlowym, wszystkie sklepy, które widzisz, są otwarte, a ludzie krążą po tym obiekcie niczym szarańcza, tyle że oni w pogoni za promocjami. Wszystko wygląda zupełnie zwyczajnie, podczas gdy ty z uśmiechem zajmujesz się tylko swoimi sprawami. Jesteś na korytarzu wypełnionym ludźmi, gwarem, który słyszalny jest w całym obiekcie. Mijają Cię istoty wielu narodowości, różnego koloru skóry, różnych orientacji i w różnym wieku. Widzisz naturalnie wszystkich. Jednak w tłumie dostrzegasz nagle coś nieoczekiwanego, coś tak niewiarygodnego, że chcesz odwrócić wzrok, udając, że tego nie ma. Ale gdy próbujesz pozbyć się tego widoku z pamięci, coś cię jednak korci, by spojrzeć choć jeszcze jeden raz. Mimo bardzo wzmożonego ruchu, w pobliżu twej podobizny, nikt nie trąca jej ramieniem, nikt jej nie zaczepia ani nie taksuje spojrzeniem. Jakby jej tam po prostu nie było. Myślisz, nie, to pewnie jedynie przywidzenie, bo od paru dni z jakiegoś powodu nie spało ci się najlepiej. Idziesz więc ostrożnie w głąb obiektu, nie widząc już żadnych podejrzanych figur na swej drodze. Masz jednak nieodparte wrażenie, że coś cię jednak z dystansu obserwuję, co niekoniecznie jest prawdą, ponieważ wychodząc z placówki wracasz spokojnie do domu, zapominając o całej sprawie. Skoro nikt inny nie widział w tym miejscu tej postaci, to zapewne musiało ci się przywidzieć. Masz przecież o wiele ważniejsze rzeczy na głowie, dlatego szybko wypierasz z głowy te niepokojące emocje.
A teraz spróbujmy opowiedzieć tę historię inaczej niż powyżej. Jesteśmy nadal w tym samym miejscu, czyli w galerii handlowej. Galeria handlowa to miejsce, w którym, jak wiemy, ludzie chętnie się spotykają, tym razem jest jednak dziwnie puste? Z nieznanego ci powodu jest tutaj tym razem makabrycznie pusto i cicho. To, że nie widzisz i nie słyszysz nikogo, jedynie swój ciężki oddech, przeraża. Czujesz, że coś tu jest nie tak, ale nie wiesz co, co nie znaczy, że nie masz ochoty odkryć prawdy. Przecież, gdy wchodziłeś do jednego ze sklepów, korytarze były pełne ludzi, a teraz obiekt wygląda tak, jakby czekał na renowację. Idziesz jednak dalej, chcąc odnaleźć windę, którą się tu dostałeś, ale jej nie znajdujesz, dostrzegasz za to tylko wejścia do kolejnych korytarzy ze sklepami, których w większości się powtarzają, a niektóre wyglądają z kolei tak, jakoby nigdy wcześniej nikogo tu nie było. Coraz bardziej przerażony zaczynasz się błąkać po całym tym kompleksie, tracąc powoli nadzieję na jego opuszczenie i wyjście z tego koszmaru. Najgorsze jest chyba jednak to, że u twego boku nie ma nikogo, kto wiedziałby, co się tu dzieje. Zaczynasz coraz mocniej odczuwać głód, toteż plądrujesz napotkane restauracje w poszukiwaniu jakiś resztek. Ta samotność jest co najmniej przytłaczająca, ale mimo to cię za bardzo nie smuci, bo jednocześnie czujesz, że uwolniłeś się od wszystkich denerwujących cię osób, które spotkałeś. Gdy tracisz nadzieję, przeżuwając resztki jedzenia, które znalazłeś, słyszysz jednak, odgłos kopniętej puszki, którą widziałeś nieco wcześniej na podłodze. Teraz dociera do ciebie także to, że to coś również mogło usłyszeć twój przyspieszony oddech oraz łapczywe łapanie powietrza…
Dlaczego napisałem tak długie porównanie dwóch nie połączonych ze sobą scen? Pierwsza nie ma absolutnie żadnego związku z tematem, za to druga zdecydowanie przypomina nam o naszym największym lęku – lęku przed samotnością. Boimy się bowiem tego najbardziej, że koniec końców zostaniemy sami, obarczeni dziwnym uczuciem i uwięzieni w swoich ciałach. A ta swoboda i wolność na nic nam się nie zda. Cóż, człowiek jest istotą stadną i potrzebuje towarzystwa innych ludzi, by mógł funkcjonować. Potrzebuje też zasad i norm, które będzie mógł przestrzegać. Bez tego wszystkiego nie poradzi sobie w życiu. Samotność bowiem jest dla niego zbyt dużym obciążeniem psychicznym. To uczucie zdeterminowało zapewne życie tych, którzy położyli podwaliny pod pierwsze Backroomsy. Bo zgodzicie się chyba ze mną, że doświadczanie jakichś niewytłumaczalnych zjawisk, łatwiej znieść i oswoić, gdy jesteśmy w grupie. Wtedy czujemy się bezpieczniejsi, bo członkowie dają nam wsparcie, utwierdzają nas w przekonaniu, że mamy omamy albo też próbują nam pomóc z problemem. Po prostu możemy na nich liczyć, gdyż wybraliśmy ich spośród wielu kandydatów (zupełnie jak w sytuacji opisanej powyżej).
Opowiem teraz nieco więcej o moich doświadczeniach związanych z poznaniem tego kanonu. Miałem szczęście poznać to community jeszcze przed jego rozkwitem i chyba dobrze na tym wyszedłem. Nigdy nie zagłębiałem się jednak specjalnie głęboko w rozmowy, choć byłem w posiadaniu informacji, dzięki którym mogłem swobodnie rozmawiać (początkiem 2022 roku natknąłem się np. na motyw liminalności). Rozkwit tego uniwersum - według Google Trends - nastąpił jednak dopiero parę miesięcy później. Po raz pierwszy usłyszałem o Backrooms za sprawą internetowego twórcy Kane Pixels, który bodaj 7.01.2022 wstawił na Youtube’a swoją wersję „Poziomu 0”. Filmik ten zyskał gigantyczną popularność, zyskując do czasu napisania mojego tekstu ok. 53 mln wyświetleń. To był bez wątpienia kamień milowy w rosnącej potem z dnia na dzień popularności tej kultury, zaczynającej przyciągać coraz to więcej osób, w tym twórców. Sukces przytoczonego tutaj Youtuber’a potwierdza umieszczenie go na playliście 18 przełomowych filmów na tej platformie. Koncept niekończących się kompleksów, przez które wędrujemy w pojedynkę, wydawał mi się od początku obiecujący, dlatego z niecierpliwością oczekiwałem na kolejne materiały ze strony fandomu. Powoli poznawałem też podstawowe definicje, którymi posługiwali się fani. Zakochując się w każdej części, doceniałem też to, jak świetnie są one napisane. Pierwsze byty, jakie poznałem, takie jak Facelingi czy Smilery, były dla mnie okropne i pozostawały przez długi czas w mej pamięci. Ale i tak nic nie pokonało we mnie tego okropnego uczucia osamotnienia, tej pozornej wolności, która ogranicza nam pole manewru. A polem tym było moje postrzeganie tego miejsca.
Funkcjonowanie w tym świecie ogranicza bowiem nasz umysł. Ciągła wędrówka wycieńcza bezsprzecznie ciało, które nie odnajduje ukojenia. Jak tu liczyć nasz progres, skoro nie ma on żadnego znaczenia? Zatracając się w tej wędrówce, coraz bardziej zatracamy się również w rzeczach niematerialnych. Nie odnalazłeś żadnego wyjścia z poziomu? Przeszedłeś już tyle, że gubisz się we własnych obliczeniach? Czujesz, jakoby twój cel przestawał istnieć? Tak? W takich okolicznościach budzi się zawsze w człowieku najbardziej pierwotny instynkt (przeżyć za wszelką cenę). Twoja przygoda, być może z początku cię fascynowała, ale teraz błagasz, by się skończyła. Nie masz już z kim rozmawiać, więc rozmawiasz sam ze sobą. Z każdym kolejnym przebytym poziomem słyszysz też coraz więcej dziwnych dźwięków i co najlepsze, to nie twoje zmysły robią ci psikusa… . Uwierz, że dalej będzie tylko trudniej. Oprócz tego dojdą bowiem jeszcze inne komplikacje.
Bardzo istotnym elementem, z którym bawiły się poprzednie koncepty Zapleczy, było igranie koncepcją, wyobraźnią, czyli też ludzką psychiką. Jako przykład przytoczyłem tutaj historie, które sam napisałem, a to wszystko po to, by uświadomić wam, dlaczego to uniwersum było naprawdę przerażające. Hotele, przedmieścia, galerie, a nawet biurowce, to miejsca z reguły wypełnione ludźmi. Ludźmi pracującymi, chcącymi się zabawić lub odpocząć. Gdy widzimy je jednak opuszczone i jakby zapomniane, choć nadal w stanie nienaruszonym, to coś w nas pęka i zaczynamy się zastanawiać, czy na pewno wszystko jest tu w porządku? Zwyczajne dobrze znane nam rzeczy, z którymi normalnie stykamy się w naszym życiu, teraz zaczynają wywoływać w nas niepokój. Zaczynamy podejrzewać, że coś tu czyha za każdym rogiem… nawet sama strona Backrooms na Wikidotie mówi: „Byłeś już tu wcześniej.”
I tym akcentem zakończyłbym mój wywód na temat tego, jak i dlaczego pokochałem pomysł Zapleczy i przeszedłbym do narzekania, czyli omówienie słabych stron. Pierwszy powód, jaki przychodzi mi do głowy to anomalie, a mówiąc precyzyjniej byty. Według Wikidotie, czyli strony, na którą będę się powoływał, gdyż zawiera ona najwięcej definicji i informacji na ten temat, jest nimi „wszystko, co nie jest człowiekiem, a jednak żyje”. Niektóre agresywne, inne neutralne, a jeszcze inne pasywne. Niektóre z nich pojawiają się w większość poziomów, ale istnieją również jedno-poziomowe byty, choć te są w dużej mierze szybko zapominane, gdyż nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle innych. Potwory z Backrooms mają często za wiele wspólnego z dużym Behemotem, który chce jedynie naszej przedwczesnej śmierci, a to, jak się sami domyślacie wywołuje bardzo szybko uczucie znużenia. Tak więc zapamiętujemy właściwie tylko te powtarzające się, co wydaje mi się zupełnie normalne, biorąc pod uwagę ich ilość. Uniwersum SCP, o którym zamierzam opowiedzieć więcej w najbliższym czasie, naprawdę doskonale radzi sobie z nadmiarem anomalii i pomysłami na nie. Tylko mnie ciągle nurtuje jedno pytanie. Po co stworzono je w pierwszej kolejności? Ale gdy coś pojawia się w większości poziomów, przygotowuje nas zapewne już na początku na najgorsze. Doskonale bowiem już wiemy, czego się po tym czymś możemy spodziewać. A to z kolei sprawia, że uczucie strachu zanika, choć wszystkich bytów nie jesteśmy w stanie tak łatwo ominąć lub zwyczajnie się ich pozbyć. Dopiero wtedy faktycznie czujesz, że twoje serce zaczyna mocniej bić. Całość tego zabiegu według mnie zmienia nieco serię w taki survival-horror ni to kino akcji, ni film grozy. Oczywiście nie mówię, że należałoby usunąć niektóre postaci z kanonu, bo to z pewnością wywróciłoby wszystko do góry nogami.
Kolejnym słabym punktem są moim zdaniem frakcje, które gryzą się nieco z początkowym pomysłem. Zamieniły one przykładowo Poziom 4 w bezpieczną strefę, którą co prawda była od samego początku, jednak ja trzymam się nadal archetypu. I choć podróżujemy po poziomie bezpiecznym, to jednak nadal z tyłu głowy mamy dziwne przeczucie, jakbyśmy nie byli sami. Dlatego osoby ocalałe do tego momentu mogą nawet na tym poziomie zginąć i to mimo braku jakichkolwiek realnych zagrożeń. To sprawia, że w Backrooms tak naprawdę nigdzie nie jest bezpiecznie i każdy przechodzień musi o tym nieustająco pamiętać. Warto też zwrócić uwagę na organizację M.E.G (z ang. Główna Grupa Badawcza), rozciągającą się na wiele systemów Zapleczy i prowadzącą wojnę. Przypomina mi to nieco walki o terytoria w znanej serii Metro Dmitrya Glukhovsky’iego. Jednak nie wszystkie tamte motywy pasują do tego uniwersum.
Moim ostatnim problemem z Backroomsami jest to, że twórcy chyba zbytnio skomplikowali cały system. Imprezowicz (sklasyfikowany byt 67), przerażająca istoty, które chce ciągle się bawić i sprowadzan podróżników do swojego pokoju, przeistoczyła się z jakiegoś powodu w machinę wojenną, walcząc o wpływy z Nudziarzem (byt 68).
Podobno z tego niekończącego labiryntu generowanych przypadkowo lokacji nie ma wyjścia. Tego nie wiem, ale według mnie zaprzecza temu „Ostatni Poziom Backrooms”, „Koniec” czy „Poziom 399”. Według mnie 4chanowa rzeczywistość miała na zawsze pozostać tajemnicą. To jest jednak chyba dość powszechny problem w seriach typu horror, które niekiedy zbyt wcześnie, a niekiedy od razu, jak na tacy, pokazują nam detale zamysłu twórców. Niedobrze, gdy deweloper gry wypuszcza przedpremierowo łatkę do niej. Niszczy to bowiem poczucie tajemniczości i hype’u na kolejne fakty, które trzymają społeczność w ryzach.
Mimo tych trzech zastrzeżeń i tak z opisanymi Zapleczami bawiłem się wręcz nieziemsko. Na zawsze chyba zapamiętam, jak się śmiałem, bałem oraz bawiłem ideą tego horroru. Nie wiem, czy dla nowicjuszy uniwersum to nadal jest straszne i wywołuje tak mocne emocje. Dla mnie raczej już nie, bo całkiem nieźle je po prostu poznałem. Mam jednak nadzieję, że każdy, kto dołącza do tego uniwersum, przeżyje takie emocje jak ja w roku 2022. Cieszę się jednak, że kultura ta przetrwała już kilka dobrych lat. Jednak w życiu na wszystko przychodzi pora. A wnoszę to choćby z tego, że ostatnio mało się o niej słyszy, co moim zdaniem zapowiada jej rychły kres. Ale cytując Gabriela Garcie Marqueza powiem i ja „Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło.”
Grafika:
Komentarze [1]
2023-10-12 18:57
Tekst ciekawy i nieźle napisany ale zbyt obszerny, uwzględniając poruszony temat.
- 1