Cena za marzenia, czyli życie na kredyt
Od dobrych paru lat konsumenci w naszym kraju atakowani są bezkompromisowo z każdej możliwej strony reklamami kredytów. Konkurencja na rynku jest z każdym rokiem większa, dlatego wśród pożyczkodawców trwa nieprawdopodobny "wyścig szczurów", który przybiera coraz bardziej niepokojące rozmiary. Banki i firmy pożyczkowe licytują się nieustannie: pieniądze w 15 minut, pożyczka na każdą pogodę, gotówka bez zbędnych zwierzeń, zrealizuj wreszcie swój plan, promocja dla nowych klientów, ostatni dzwonek na tańszą pożyczkę, na wiosnę koszty topnieją jak lód… ble ble ble… Dlaczego tak wielu ludzi daje im się naciągać? A co innego maja zrobić? Nie każdy rodzi się przecież Rockefellerem, a każdy potrzeby ma!
Jedni biorą kredyt na dom, sprzęt AGD, meble, samochód, rozwój firmy, inni na wymarzone wakacje, świąteczne lub okazjonalne prezenty dla najbliższych, a jeszcze inni na leczenie, czy poważne operacje. Obserwuję ten świat dorosłych coraz uważniej i powiem wam, że niekiedy przeraża mnie to, gdy widzę, jak ludzie muszą się gimnastykować, by realizować te swoje potrzeby i marzenia, próbując nie sięgać przy tym po kredyty, co i tak się im ostatecznie nie udaje. Ktoś powiedział kiedyś, że pieniądze szczęścia nie dają. Na pewno tak, ale bez nich trudno też mówić o szczęściu. Nie wydaje się wam, że gdy ich nie ma lub też zaczyna ich brakować, od razu pojawiają się w rodzinach kłótnie, spory, jakieś niedomówienia, etc. Moi rodzice sięgnęli po pierwszy kredyt w czasach studenckich. Nazywał się bardzo zachęcająco „kredyt studencki”, a jego główną zaletą było to, że kasę można było wziąć od razu, a spłacać zaczynało się dopiero po dwóch latach od ukończenia studiów. Sprytny chwyt, nieprawdaż? Myślę, że niejeden biedny student zachłysnął się taką propozycją. Zapewne też niejeden pieniądze te szybko przepuścił (w końcu taki żaczek mnóstwo wydatków ma) i równie szybko o wszystkim zapomniał. Po studiach podjął pracę albo i nie, założył rodzinę i żył sobie jakiś czas spokojnie, aż tu nagle pewnego pięknego dnia do jego drzwi puka listonosz, trzymając w ręku taki mały suprajsik… grubą kopertę z banku, zawierającą m.in. blankiety wpłat. I wtedy ów były już student ma prawdziwy ból głowy, bo musi skądś wziąć kasę na spłatę zaciągniętego w młodości kredytu, choć w międzyczasie pojawiły się mu zupełnie nowe potrzeby. Chciałby teraz kupić jakieś mieszkanie, nowszy samochód, a może i wybudować wreszcie swój własny dom. Rozważał więc już jakiś czas wcześniej możliwość wzięcia kolejnego kredytu, ale tym razem takiego bardziej „poważnego”, bo ma świadomość, że bez niego tych marzeń zrealizować nie da rady. Poważnie myśli wiec o kredycie hipotecznym, który spłaca się przez 25-30 lat. I tak bierze kolejny kredyt, czując satysfakcję, że jednak jakiś bank zdecydował się mu go przyznać. Ale tym samym zadłuża się już na potęgę. Teraz zaczyna się modlić, by Najwyższy mu sprzyjał i dał zdrowie, tak, by mógł ten kredyt spłacić, a nie obciążać nim swoich spadkobierców, bo jak wszyscy wiemy banki to są nie instytucje charytatywne. Koniec końców kończy budowę domu, ale przecież ma też inne marzenia! Przecież musi też kupić samochód, bo stary się posypał. Gdy po pierwszych latach wyrzeczeń, zaczyna wychodzić wreszcie „na prostą” (a przynajmniej tak mu się wydaje), pojawiają się kolejne potrzeby bądź inwestycje niecierpiące zwłoki. I wtedy wypadałoby ponownie podjąć starania o uzyskanie kolejnego zastrzyku gotówki. Rozsądni i odpowiedzialni ludzie potrafią jednak powiedzieć sobie stop. Nie biorą kolejnych kredytów, bo wiedzą, że po prostu nie dadzą rady ich wszystkich spłacić. Najpierw starają się spłacić te zaciągnięte wcześniej, a dopiero potem biorą kolejne! Nie znaczy to jednak, że żyje się im w tym czasie komfortowo. Zdaniem psychologów ludzi ci żyją latami w tzw. podprogowym napięciu (mówi się o syndromie „rozlanego stresu”), rozpaczliwie wręcz kontrolują bieżące wydatki. Jak twierdzą ww. są przy tym drażliwi, przeczuleni, wybuchowi, a ich relacje z innymi ludźmi często mocno szwankują. Ale są też i tacy, którzy żyją chwilą albo też nie za bardzo radzą sobie w życiu. Ci bez głębszej refleksji biorą spokojnie kolejny kredyt na spłatę tych, które już zaciągnęli! Słyszałem o takich sytuacjach nie raz i nie dwa, ale nadal nie dowierzam. To jakieś science fiction!
Zastanawiam się, czy są na świecie tacy ludzie, którzy są wolni od takich kłopotów, bo nigdy kredytów nie wzięli? Ja w swoim najbliższym otoczeniu nikogo takiego nie znam. I coś mi się zdaje, że niedługo sam mogę zostać zmuszony do skorzystanie z oferty kredytowej jakiegoś banku, bo zapewne i mnie dopadnie jakaś paląca potrzeba, tak jak i wszystkich innych ludzi! Wierzę jednak, że nigdy nie będę miał do siebie pretensji o brak wyobraźni w tej kwestii!
Grafika:
Komentarze [2]
2018-01-03 13:47
No, i to mi się podoba! Ciekawy temat, dobrze napisany artykuł. Tak trzymaj berni! ;)
2017-11-29 11:29
Jak na nastolatka wykazales spora dojrzałość. Nie sądzę aby wielu twoich kolegów zastanawiało się nad kwestią życia na kredyt. Brawo!
- 1