Co boli uczniów Kopernika?
Ciocia Dobra Rada: A więc na co chorują uczniowie Jahowicza? Co ich najczęściej boli?
P. Kukiełka: Uczniowie zgłaszają się z najprzeróżniejszymi bolączkami. Grypy, gorączki, bóle brzucha, bóle głowy, są na porządku dziennym. Niestety często zdarzają się przypadki symulacji.
C. D. R.: Skoro na co dzień styka się pani z potrzebą odróżniania symulantów od prawdziwie chorych, to musi mieć pani dyplom z psychologii.
P. K.: Nie, dyplomu z psychologii nie mam. Mieliśmy ją jako przedmiot w szkole, ale to były tylko ogólne zarysy. Podstawy. Poza tym na terenie szkoły jest pedagog i to jest jego rola. Przed świętami oglądałam program o szkołach w Japonii. Tam lekarz pełni również funkcję psychologa. Moim zdaniem, to bardzo fajne rozwiązanie.
C. D. R.: Jak odróżnić symulację od prawdziwej choroby? Stara się pani to robić? Czy ma to jakiś sens?
P. K.: Muszę, gdy mam podać lek czy wezwać pogotowie. A tak to najczęściej zdarzają się zwykłe bóle brzucha lub głowy na tle stresowym.
C. D. R.: A zdarzało się pani odsyłać uczniów ze swojego gabinetu do pedagoga?
P. K.: Tak.. Pomagam wspólnie z pedagogiem rozwiązywać rożne problemy, w szczególności problemy szkolne. W innych dziedzinach nie jestem osobą kompetentną.
C. D. R.: Z powodów?
P. K.: Uczniowie miewają różne problemy, nie tylko szkolne (zdrowotne, osobiste, domowe itd.) – można je mnożyć.
C. D. R.: I przychodzą do pani zamiast do pedagoga?
P. K.: Trafiają do mnie, a z rozmowy wynika czy dany problem kwalifikuje się do pedagoga, lekarza czy po prostu porady. Często są to sprawy rodzinne. Ja nie jestem na tyle kompetentną osobą, abym mogła te sprawy załatwiać. Jednak większości tych spraw udaje nam się załatwić poprzez szczerą rozmowę.
C. D. R.: Czy miewa pani do czynienia z poważnymi przypadkami wymagającymi fachowej, specjalistycznej interwencji medycznej?
P. K.: Aż takich drastycznych przypadków, to w szkole raczej nie ma. Najczęściej są to wypadki, które zdarzają się na wychowaniu fizycznym, np. stłuczenia , złamania, rozcięcia, obtarcia. Poważniejsze przypadki odsyłam do lekarza rodzinnego albo wzywam pogotowie, a jeśli chodzi o złamania, to są to u nas naprawdę sporadyczne urazy . Na razie mam zarejestrowanych około piętnastu przypadków urazów tego typu, które wydarzyły się na terenie naszej szkoły. Jest to niewielki odsetek w stosunku do ilości uczniów w szkole. Moim marzeniem jest, żeby tych wypadków unikać na ile się da. Wystarczy dokładnie słuchać poleceń nauczyciela WF i wykonywać ćwiczenia według jego wskazówek .
C. D. R.:. A co najczęściej łamią nasi koledzy, ręce czy nogi?
P. K.: Najczęściej nie łamią. Zwykle są to różne urazy stawu skokowego, nadgarstka, głowy, kręgosłupa szyjnego itd. Okazuje się, że dziewczynki nie potrafią zrobić przewrotu! Chłopcy są jednak bardziej wysportowani i z jakimiś urazami pojawiają się u mnie rzadko. Mało jest wysportowanych dziewcząt.
C. D. R.: Czyli większość pacjentów to dziewczęta?
P. K.: Tak. Inne dolegliwości, na które skarżą się dziewczęta, to bóle brzucha, głowy – spowodowane najczęściej nie odrobieniem zadania domowego – zła dieta albo odchudzanie. Są to po prostu bóle nerwicowe, a nie spowodowane de facto jakąś chorobą.
C. D. R.: Jakieś ataki lękowe?
P. K.: Tak, ukierunkowane na określony przedmiot, z którym sobie nie radzą.
C. D. R.: Zdarzały się pani takie przypadki, gdy dziewczyna/chłopak w wyniku stresu nie byli w stanie brać udziału w lekcji lub egzaminie?
P. K.: To na pewno. Trafiają do mnie, bo boli brzuch, no a z rozmowy wynika, że to nie jest błąd dietetyczny, nie jest to też ból chorobowy, jest to ból spowodowany lękiem, stresem. W większości przypadków stan ucznia ocenia najpierw nauczyciel, a następnie odsyła go do mnie, po poradę.
C. D. R.: A tak zwana „Fala”?
P. K.: Chwała Bogu, że w naszej szkole to zjawisko nie istnieje. Do mnie nie trafiają uczniowie z takim problemem.
C. D. R.: Z tego co słyszałam w innych szkołach to raczej częste zjawisko.
P. K. Nie wiem jak jest w innych szkołach. Na pewno jest to dla nich poważny problem .
C. D. R.: Czy możemy zaryzykować stwierdzenie, że uczniowie naszej szkoły są kulturalni?
P. K.: Tak.(śmiech) Jesteście wybrani.
C. D. R.: Przypadki śmieszne. Coś, co panią rozbawiło.
P. K.: Rozbawia mnie praktycznie codzienność, ponieważ uczniowie przychodzą tutaj i traktują ten gabinet nie jak gabinet profilaktyczny, tylko jako gabinet pierwszej potrzeby do wszystkiego. Czy ma pani krem, lakier, suszarkę do włosów, coś do picia, coś do jedzenia igłę z nitką. Ja powinnam sobie tu założyć zeszyt potrzeb. Po latach byłoby co wspominać.
C. D. R.: A jakie zdarzały się pani przypadki związane ze stresem szkolnym? Tak jak pani już powiedziała najczęściej boli brzuch, rzadziej głowa a czy zdarzały się i inne np. drgawki?
P. K.: Są, są. Omdlenia na przykład. Dzieci się boją, a wtedy potrafią wymyślić przeróżne dolegliwości, aby uniknąć pytania. Myślę jednak, że wystarczyłoby tylko podejść do nauczyciela i powiedzieć o swojej niedyspozycji. Przecież nauczyciel to nie maszyna, jest w stanie każdego zrozumieć, byleby to się nie zdarzało zbyt często.
C. D. R.: Jakieś tiki nerwowe?
P. K.: Padaczkowych uczniów nie mamy .Ale za to są inne stany chorobowe, które są bardzo uciążliwe w życiu codziennym, jak na przykład alergicy.
C. D. R.: Astmatycy?
P. K.: Na astmę oskrzelową choruje duży procent uczniów. Poza nią są skrzywienia kręgosłupa, wady wzroku.
C. D. R.: Trafiają do pani gabinetu na pewno anorektyczki lub bulimiczki. Jak pani wtedy na nie reaguje?
P. K.: Rozmawiamy, ale to jest sprawa bardziej związana z psychologią. Wcześniej ten problem nie był aż tak znany i takie osoby trafiały do lekarza, który leczył je farmakologicznie. Była tu kiedyś uczennica, nie wiem, może piętnaście lat temu. Może to było nawet więcej. Pamiętam ją dobrze. To był obraz nędzy i rozpaczy. Szkielet. Ważyła trzydzieści parę kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt. Zanik mięśni, w ogóle to dziecko nie miało siły do życia. Z ładnej, młodej dziewczyny, zrobiła się sześćdziesięcioletnia kobieta. Staruszka! Zaostrzone rysy, no po prostu stara kobieta. Nikt nie chciał się tym problemem zająć. Ona miała anoreksję z bulimią. Matka nie umiała sobie z tym problemem poradzić, bo dziewczyna nie jadła cały dzień, za chwilę wyjadała wszystko z lodówki, a zaraz potem to wszystko zwymiotowała. Ja na ten temat wówczas mało wiedziałam. Lekarz leczył ją farmaceutykami. Nikt nie chciał jej przyjąć do szpitala. Wszyscy mówili, że ona jest psychiczna. Gdy już trafiła do szpitala, lekarze próbowali wprowadzić żywienie pozajelitowe, ale według niej były to dodatkowe zbędne kilogramy . No i praktycznie po interwencji mojej i jeszcze lekarza wojewódzkiego, to dziewczę trafiło do kliniki. Tutaj jej nie mogli ustawić hormonalnie . Bo rozwaliła totalnie hormony. Co jeden hormon działał, to drugi wysiadał. Prawie rok trwało leczenie w klinice. Z nowym rokiem szkolnym przyszła do gabinetu nie ta dziewczyna. Ja jej nie poznałam. Zupełnie inaczej wyglądała. Raz, że zmieniła kolor włosów. Ja mówię: mój Boże ja cię pamiętam jako staruszkę! A w tej chwili wyglądasz na dziewczyna pełną uroku i życia. W trakcie rozmowy ze mną stwierdziła, że faktycznie to była z jej strony straszna głupota. De facto tego się nie kontroluje. Bo ona widzi siebie, widzi że jest wciąż gruba. Są anorektyczki i u nas. Tylko, że musi być świadomość rodziny, że powinni współpracować z psychologiem , lekarzem. Dostęp do psychologa jest w tej chwili bezproblemowy. O tym problemie dużo mówi się w mediach, na każdym kroku.
Skąd to się bierze? Ja myślę, że chodzi tu o te lalki Barbie, nie tak jak za moich czasów były takie piękne dzidziusie. Tylko ten model szczupłej, smukłej sylwetki. Fakt, faktem, że dziewczyny dbają o siebie.
C. D. R.: To jest pozytywny wynik tej mody.
P. K.: Tak. O ile nie przynosi szkody zdrowiu. W naszej szkole występuje nadwaga u chłopców. Chłopcy zmieniają sylwetkę na wzór „maczo”. Dziewczyny dbają o sylwetkę i wśród nich jest niewielki odsetek nadwagi, a chłopcy wręcz odwrotnie. Przyrost masy mięśniowej, odpowiednia dieta , siłownia, odżywki z niewiadomego źródła no i mamy później problemy z ciśnieniem.
C. D. R.: Czy są takie lekcje, na których odnotowuje pani wzrost liczby chorób?
P. K.: Jasne, że tak. Jest konkretnie jedna taka lekcja, może dwie, kiedy to chorych nagle zagadkowo przybywa…Zwykle są to przedmioty ścisłe.
C. D. R.: Pani zawód łączy się z nieustannym kontaktem z młodymi ludźmi. Jaki stosunek mają do pani uczniowie?
P. K.: Najczęściej spotykam się z sympatią z ich strony. Spójrz na przykład na tę laurkę, która wisi na drzwiach szafki z lekarstwami. Mam takie wrażenie, że większość traktuje mnie jak starszą koleżankę, ponieważ przychodzą do mnie z takimi sprawami, o których mamie się nie mówi, a koleżance można powierzyć sekrety swojego życia.
C. D. R.: Dostała ją pani od uczniów?
P. K.: Tak, od dwóch uczennic, moich ulubienic. To bardzo miłe. Uczniowie pamiętają o mnie często, nawet za często. O tym świadczą ich wizyty na każdej przerwie i nie tylko, telefony z pozdrowieniami ,życzenia świąteczne.
C. D. R.: Dziękuję za rozmowę i życzę pani więcej takich uczniów.
Komentarze [6]
2006-01-03 20:51
A ja nie lubie naszej pielegniarki, jest okropnie wscibska ;|
2005-12-29 21:09
“ wolność słowa i wyznania jest nasrana na papierze…” jebać cenzure
2005-11-27 20:55
Ja tam pania Tereske uwielbiam:)!!!!!
2005-04-07 18:01
Wywiad jak dla mnie ciekawy- zawsze mnie interesowało (bo niestety;)rzadko zaglądam do gabinetu)jak to wszystko wygląda od środka.
2005-04-06 19:28
Nauczyciel, to nie maszyna. Niezłe!
2005-04-06 16:07
Jeśli chodzi o te przedmioty to chyba jest to matematyka i fizyka:)
- 1