Dojrzali - czy aby na pewno?
Każda dziewczynka w podstawówce, ba nawet już w przedszkolu, marzy o swoim wielkim dniu - dniu ślubu. Oczyma wyobraźni widzi siebie w białej sukni z ciągnącym się za nią welonem, z pięknym bukietem kwiatów i z idealnym narzeczonym, który już niebawem ma stać się jej mężem. Wszystko winno być w ten dzień nieskazitelne: świadkowie, rodzice, muzyka, pogoda, śpiew ptaków… Wszystko cudowne i absolutnie perfekcyjne. Z czasem - dorastając - każda z nas zaczyna planować sobie życie. Najpierw matura, studia, obrona pracy dyplomowej, ślub, dzieci, wymarzona praca, domek z białym płotkiem i małym ogródkiem…
Zdarza się jednak, że życie koryguje te nasze plany. Wszyscy znamy bardzo młodych ludzi, którzy zawarli już związki małżeńskie. O czym myślicie, gdy słyszycie słowa przysięgi małżeńskiej i zapewnienia o bezwarunkowej miłość, wierność i o tym że nie opuszczą się aż do śmierci, wypowiadane ustami osiemnastolatków?
Niejednokrotnie rozmawiamy ze znajomymi o takich młodych małżeństwach i staramy się mieć wówczas własne zdanie. A zatem odpowiedzmy sobie drodzy czytelnicy na poniższe pytania. Czy młody człowiek, załóżmy licealista, jest juz na tyle dojrzały, aby z pełnym przekonaniem mógł zdecydować się na zawarcie związku na całe życie? Czy jest wystarczająco przygotowany, aby podjąć się trudu wychowania swoich dzieci? Czy licealista może pokochać miłością skłonną do poświęceń, wyrzeczeń, taką "aż do śmierci"?
Wydaje mi się, że dyskusja na ten temat może być zażarta, gdyż przykładów niezwykłej dojrzałości, jak też i totalnego braku odpowiedzialności w tym przedziale wiekowym znajdziemy na pęczki. Może się zatem zdarzyć, że licealista będzie lepszym ojcem i mężem niż niejeden zupełnie "dorosły" czterdziestolatek. Można też założyć, że znaleźliby się również wśród naszych rówieśników tacy, którzy stanęliby na wysokości zadania i czy to z pomocą rodziców, czy też bez niej, potrafiliby zbudować dom pełen miłości. Dom, który przetrwałby wszystkie próby i przeciwności losu.
Życie dostarcza nam jednak i innych przykładów. Co myślicie o tych, którym zabrakło wyobraźni? O tych, którzy biorą ślub na szybko, tylko dlatego, ze dziewczyna jest w ciąży i rodzice naciskają na małżeństwo. Czy ktoś wówczas pyta o uczucie? Czy ich związek ma szansę przetrwać? Jakże często powtarza się taki scenariusz. Życie uczy, że na pochopnych, nie do końca przemyślanych decyzjach nastolatków, a niekiedy i ich rodziców, cierpią najczęściej Bogu ducha winne dzieci, które pojawiły się na tym świecie. Często cierpienie to dotyka i samych zainteresowanych, choć nie zawsze wydają się być tego świadomi.
Z pewnością dwoje młodych ludzi może się w sobie zakochać. Mogą się sobą zauroczyć. Mogą poczuć, że to ta jedyna / ten jedyny, z którą / z którym chcieliby spędzić resztę swojego życia. Ale czy to nie za wcześnie na tak poważne deklaracje? Kto to wie? Pewne natomiast wydaje się być stwierdzenie, że młodzi ludzie zakochują się w sobie równie szybko, jak i odkochują. Często słyszymy, jak znajomi po pewnym okresie wspólnego chodzenia stwierdzają, że to nie "to", że to było tylko takie tam zauroczenie? Pozostaje rozstanie, okupione niejednokrotnie cierpieniem. A przecież byli sobie tak bliscy?
Oczywiście nie można z góry założyć, że żaden związek młodych ludzi nie przetrwa próby czasu, że wszystko będzie nie tak. Nie oszukujmy się jednak, aby stworzyć prawdziwy dom, powinno się doświadczyć prawdziwej miłości i nie zaszkodzi mieć ustabilizowaną sytuację finansową. A któż z nas, młodych ludzi, ją ma? Nasze postanowienie o wspólnym życiu z inną osobą nie może być oparte tylko na nadziei, że jakoś to będzie, bo przecież rodzice nam we wszystkim pomogą. Małżeństwo, to samodzielność, odpowiedzialność za siebie i partnera, to sztuka zawierania kompromisów. A my? - My nie mamy nawet matury, że o pozostałych aspektach nie wspomnę. Ale dla nas liczy się za to tylko miłość!
Komentarze [9]
2007-05-10 16:20
czytajac ten tekst odnioslam wrazenie ze Twoim zdaniem osiagniecie pewnego wieku jest wyznacznikiem dojrzalosci emocjonalnej… a to nie prawda nie ma okreslonej granicy takie ze po jej przekroczeniu jestesmy swiadomi i pewni uczuc… kazda osoba stajaca na slubnym kobiercu nie zaleznie od wieku ma watpliwosci i boi sie czy jej zwiazek (malzenstwo) przetrwa na zawsze i tu nie ma wplywu ani wiek ani stabilizacja finansowa a juz napewno nie swistek z matury…
2006-06-06 18:17
Artykuł nienajgorszy, chociaż z większością rzeczy się nie zgadzam. To chyba dobrze, że młodzi ludzie żyją chwilą i cieszą się sobą.A nie zawsze “licealne uczucia” nie wytrzymują. Uwierz w to:)
Pozdrawiam
2006-05-31 18:40
:|
Taaa…nie będę pisać co sądze o tym artykule, po prostu “....” (wstawić wg własnej opinii)
2006-05-31 17:21
nie podobają mi się teksty na takie tematy.
ale zakończenie mniam, mniam!
2006-05-30 23:15
ja raczej siebie na ślubnym kobiercu nie wyobrażam ale gratuluję podjęcia tematu. Mimo wszystko bardzo mnie zaciekawił :)
2006-05-30 21:49
znowuś łakoma na komentarze :P
2006-05-30 21:08
Małżeństwo to nie jest uczucie. To jest świadoma decyzja.
W Bogu wszystko jest możliwe. I tylko w Nim.
2006-05-30 19:45
“Z czasem – dorastając – każda z nas zaczyna planować sobie życie. Najpierw matura, studia, obrona pracy dyplomowej, ślub, dzieci, wymarzona praca, domek z białym płotkiem i małym ogródkiem, no chyba nie każda kobieta ma takie marzenia. Dla mnie myślenie o ślubie jest nie tyle odległe co nierealne;p Ale mały domek hmm mniami ami tylko żeby ten płotek był brązowy i jeszcze mnóstwo słoneczników;)
a co do tematu to według mnie wcale nie jest on tak popularny jak to się przedmówcy wydaje.
2006-05-30 17:45
Oj jak widze, Solarii znowu podejmuje temat…ale prosze cię, nie wytykuj potem innym, że pisze na nieoryginalne tematy.
- 1