Geniusz, który z brzydoty uczynił piękno
Myślę, że większość z was kojarzy twórczość Michelangelo Merisi, znanego powszechnie pod przydomkiem Caravaggio, choćby z tego powodu, że reprodukcje wielu jego dzieł znajdujemy w szkolnych podręcznikach. Artystę, który świadomie zrezygnował z pokazywania piękna ludzkiego ciała, idealizowanego przez malarzy renesansowych, na rzecz jego brzydoty. Obrazy mistrza Caravaggio wyróżnia mroczne tło i piękny strumień jakby boskiego światła padającego na biblijne postacie. Religijne sceny na obrazach, przesycone mistyczną aurą, sugerują, że musiał to być człowiek niebywale pobożny. Pozory. Jego życie było co prawda barwne, ale głównie dlatego, że Caravaggio miotał się nieustannie między bogactwem a biedą, salonowymi zaszczytami, a zapchlonymi celami aresztów. Był bowiem nie tylko genialnym malarzem, ale też znanym w środowisku pijakiem, awanturnikiem, dziwkarzem, a nawet mordercą, któremu udało się umknąć przed stryczkiem.
Historycy sztuki są dziś zgodni, że okres postrydencki nie miał w sztuce tak wybitnego malarza religijnego. I zastanawiają się, jak udało mu się pomiędzy licznymi burdami i ucieczkami znaleźć czas na opracowanie własnego artystycznego stylu, który zrewolucjonizował sztukę. Współcześni mu określali jego styl malarski mianem Ars magna lucis et umbriae (wielka sztuka świateł i cieni). Wcześniej tylko Tycjan, u schyłku swego życia, wpadł na pomysł pokazania nokturnu, na którym skontrastowana jest mocno oświetlona scena i mrok panujący w jej głębi. Dziś historycy sztuki styl Caravaggia określają raczej jako "tenebryzm" (od włoskiego "tenebra" - mrok), choć niektórzy z nich określają ten styl jako iluminizm.
Rzym w czasach nowożytnych nigdy nie cieszył się dobrą sławą. Mawiano "Citta santa, popolo cattivo" - Miasto święte, lud podły. Cudzoziemcy polecający znajomym zwiedzanie tego miasta, z góry ostrzegali, że nikt nie będzie brał współodpowiedzialności za krzywdy, których mogą tamże doznać. Tymczasem Rzym stanowił jeden z najważniejszych ośrodków w Europie i był centrum sztuki we Włoszech (potęga Florencji i Mediolanu stanowiła już przeszłość). Mecenat papieski nie ustawał, a ambicją wielu kardynałów było posiadania wspaniałych kolekcji dzieł sztuki. Poza tym artyście mogli tu nieustająco liczyć na zamówienia płynące z kościołów. Liczba uznanych malarzy przewyższała jednak ilość najbardziej prestiżowych i rentownych zamówień. Stąd panowała tam i dziś dobrze nam znana atmosfera wyścigu szczurów. Zdarzało sie, że jeden artysta pociął innemu płótna, zabił mu pomocników, a niekiedy malarze padali ofiarami zbirów, którzy często napadali na nich nocą w ciemnych uliczkach. Takie miejsce potrafiło zdeprawować nawet najpoczciwsze serca.
Caravaggio urodził się w 1571 roku w Mediolanie, a nie jak wcześniej zakładano w Caravaggio. Jego ojciec nie był wcale prostym murarzem, a szlachcicem, który pełnił służbę ochmistrza na dworze Sforzów w Caravaggio (miasteczko pod Mediolanem), gdzie rodzina Caravaggia uciekła przed zarazą. To tam artysta spędził dzieciństwo. Niestety, ojciec Caravaggio zmarł, gdy ten miał zaledwie 6 lat. Od tego czasu jego wykształceniem zajął się dziadek (znany mediolański architekt), u którego Caravaggio pobierał pierwsze lekcje rysunku, i który przekazał mu charakterystyczną dla Lombardii biegłość w szkicowaniu martwej natury. Dziadek zapoznał go również z wieloma miejscowymi malarzami, którzy tworzyli freski w kościołach i zaprowadził go pewnego dnia do pracowni mistrza Simona Peterzana, ucznia samego Tycjana. Warto wspomnieć, że od tej chwili edukację osieroconego chłopca zaczęli też wspierać Sforzowie, u których pracował przed śmiercią jego ojciec. Źródła historyczne informują jednak, że nie był tam lubiany, gdyż był bardzo krnąbrny i konfliktowy. Odrzucił także awanse mistrza, w wyniku czego ten obmawiał młodego malarza i umniejszał jego możliwości. Biografowie Caravaggio twierdzą jednak, że to właśnie na stancji u Peterzana nastoletni Michele poznał homoseksualną miłość, co nie pozostało bez wpływu na jego twórczość (podobno przez resztę życia był już biseksualny).
Do Rzymu przybył w 1592 roku na piechotę. Młody mężczyzna, przekonany o swym talencie, czuł, że tylko tam jego talent zostanie doceniony. Spodziewał się zobaczyć w Wiecznym Mieście sztukę najwyższej próby i rozkochanych w pięknie ludzi, a powitał go smród rozkładających się głów złoczyńców zatkniętych na murach Zamku Świętego Anioła. Wcale nie był jednak biedny, jak pisali histografowie w XVII wieku, bo tuż przed wyjazdem sprzedał majątek zmarłego ojca. Niestety, w tamtym okresie nie miał jeszcze wyrobionej marki, a utrzymywał się z malowania i sprzedaży niewielkich obrazków świętych. Zatrudnienie znalazł po pewnym czasie w pracowni cavalere d'Arpino, gdzie pełniał niewdzięczną rolę malarza detali. Był to spokojny okres w jego życiu. Żadnych ekscesów i zatargów z prawem. Jego nieokiełznane, barbarzyńskie usposobienie objawiło się dopiero wtedy, gdy dostał pierwszy poważny kontrakt.
Rok 1599 to ważna data dla artysty. W tym to roku otrzymał zamówienie do Kaplicy Contarellich przy "francuskim" kościele św. Ludwika, króla Francji. Michelangelo wykonał cykl poświęcony patronowi fundatora, św. Mateuszowi. Okazało się, że był to prawdziwy kamień milowy nie tylko w jego życiu, ale w historii sztuki w ogóle. Reprodukcję ,,Powołania św. Mateusza" znajdziemy dziś chyba w każdym podręczniku do nauki języka polskiego czy historii. Uboga izba, mrok, a za stołem w gronie towarzyszy siedzi celnik przeliczający pieniądze. Chrystusa na obrazie brak, ale reprezentuje go mocne, skupione światło, pobudzające do nawrócenia. Ono też przeistacza celnika Lewiego w apostoła Mateusza. Obraz przykuwa uwagę widza swoją teatralnością. Kolejny obraz z cyklu pt. "Mateusz i anioł" wywołał zaś skandal. Twarz Mateusza na obrazie Caravaggia jest iście prostacka. Bohater spogląda jakoś tępo na anioła i ma wyraźne problemy z pisaniem, bo wyraźnie widać, że anioł prowadzi jego pióro po papierze. Anioł zaś to androgeniczna postać skrząca się od erotyzmu. Słowem prawie wszystko odbiega na tym płótnie od decorum wymaganego w okresie kontrreformacji. Koniec końców obraz nie zawisł w kaplicy (być może pod wpływem kardynała Scipione Borghese, który nabył go prywatnie). Dzieło trafiło z czasem do Niemiec, gdzie spłonęło podczas II wojny. Caravaggio został jednak zobligowany do wykonania drugiej, ,,poprawniejszej" wersji. W tejże Mateusz ma już fizjonomię mędrca, a anioł jest znacznie mniej gorszący. Trzeci obraz z cyklu pt. ,,Męczeństwo św. Mateusza" jest o tyle ważny dla historyków sztuki, że mistrz pozostawił w nim, głęboko w tle, swój wizerunek. Widzimy, że był to człowiek z natury brzydki, zaniedbany, niski o ciemnej karnacji – jednym słowem nieszczególny.
Caravaggio związał się wtedy z ruchem religijnym pauperystów, co trochę uzasadnia niedbalstwo w garderobie i skrajny realizm, którym obarczył postacie religijne. Religijność pojmował bowiem skrajnie ludzko. Im bliżej świętym do żebraków, tym łatwiej pojąć prostym ludziom wymiar boski. Stąd ta proletariacka brzydota świętych i ich brudne nogi.
Kolejne zamówienie zrealizował dla Kościoła Santa Maria del Popolo. Tam, oprócz przepięknej sceny ukrzyżowania św. Piotra, namalował "Nawrócenie św. Pawła". Kolejny obraz, który nie spodobał się zamawiającym i nie został wyeksponowany w kościele. Dlaczego? Mówiąc krótko nie spodobało się centralne umieszczenie konia, na którego pada boskie światło. Kolejne, co by nie mówić, odejście od decorum, niemal bluźniercze. Jednak i ten obraz nie musiał zbyt długo szukać nabywcy. Został nim zapalony miłośnik sztuki Caravaggia, markiz Giustiniani.
Warto wspomnieć również o innym dziele, które było źródłem skandalu, ale i fascynacji. Mam tu na myśli "Śmierć Marii", którą namalował na zlecenie karmelitów bosych. Caravaggio jako Marię namalował topielicę wyłowioną z Tybru, co jak się domyślacie zbulwersowało opinię publiczną Rzymu i zleceniodawców. Całkowicie świadomie i konsekwentne postanowił odejść od schematu ikonograficznego. Na jego obrazie Maria kona z bosymi stopami, a co gorsze, nie ma przy niej ani jednego anioła, które odprowadziłyby jej duszę ku niebiosom. Zgroza!
Okres sławy, to też okres wielkich awantur. Tylko w pierwszych latach XVII wieku stawał przed sądem 11 razy. Zarzuty były różne. Od obrzucenia inwektywami stróża prawa, przez wypisywanie na murach obscenicznych wierszyków obrażających jego malarskich rywali, znęcanie się fizyczne, po wybijanie okien właścicielom domów, którzy wyrzucali go na ulicę za niepłacenie czynszu. Był pyszałkowaty, gniewny i wybuchowy. Potrafił w ułamku sekundy przejść od miłości i pożądania do nienawiści i odrazy, od przyjacielskich rozmów do inwektyw i rękoczynów. Ci, którzy go znali, twierdzili, że nigdy nie było wiadomo, kiedy jakaś iskra doprowadzi go do wybuchu, dlatego nie dziwne, że nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. W 1599 roku Caravaggio zaatakował przyjaciela nożem, który przywiózł jeszcze z Mediolanu (nosił go zawsze pod koszulą). W 1603r. procesował się z uznanym w Rzymie malarzem Baglione. Caravaggio twierdził z pełnym przekonaniem, że ten po prostu naśladuje jego styl (poszło o obraz Caravaggia "Zwycięski amor"). Po tym wydarzeniu Caravaggio rozprzestrzeniał po Rzymie pamflety szkalujące Baglionego. O dziwo przegrał jednak ten proces i za pomawianie musiał spędzić miesiąc w areszcie domowym (podobno w tym czasie wynajęty przez niego rzezimieszek próbował zamordować Baglionego, gdy ten zmierzał na mszę). Rok później malarz po raz kolejny trafia przed oblicze sądu, tym razem za poparzenie kelnera w oberży. Mija kolejny rok i artysta zdziela siekierą mężczyznę zalecającego się do jego modelki, prostytutki, Leny Antognietti. Dziewczynę tę możemy zobaczyć na jego obrazie jako madonnę miażdżącą stopą węża. Kaplica Cavalettich, przy kościele św. Augustyna, słynęła z bywających tam pań lekkich obyczajów, stąd Caravaggio namalował dla niej Madonna Loretańska, do której pozowała mu kolejna prostytutka, Fili Melandroni.
Rok 1606 to już prawdziwy dramat. Caravaggio z zimną krwią morduje Ranuccio Tomassoniego, choć do dziś nie bardzo wiadomo, jaka była tego przyczyna i staje się banitą, uciekającym przed długim ramieniem sprawiedliwości. Po ucieczce zostaje wydany na niego zaocznie wyrok śmierci, tym samym mistrz nigdy nie zobaczył już wiecznego miasta, tułając się to tu, to tam. Walczył na Malcie przeciw Turkom, wsławiwszy się tam męstwem, a nawet dostąpił niebywałego zaszczytu, zostając kawalerem maltańskim. Szybko jednak trafił do więzienia (najprawdopodobniej został rozpoznany), skąd udało mu się jednak uciec. Reszta życia Caravaggia to już nieustająca ucieczka, stany lękowe i spanie z bronią. Wszystkie te manie sprawiły, że do dziś wielu ludzi uważa go za szaleńca. Umarł w czwartym roku tułaczki, nie dożywszy nawet czterdziestki (podobno nie zdążył dowiedzieć się o ułaskawieniu go przez papieża).
Artystów inspirujących się naszym bohaterem zwykło nazywać się caravaggionistami. Wielu z nich zyskało sporą sławę, jak choćby Orazio Gentilieschi, czy jego córka, Artemizja. Wywarł on także niebagatelny wpływ na George'a de la Tour w Lotaryngii czy Rembrandta. Nie zmienia to jednak faktu, iż po śmierci został szybko zapomniany, a ponowne zainteresowanie mistrzem pojawiło się dopiero w XX wieku.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?