Jesienny marzec
W ostatnim czasie, za sprawą kontrowersyjnej produkcji w telewizji publicznej, odżyła pamięć o legendarnej polskiej poetce, pisarce, autorce tekstów piosenek oraz reżyserce teatralnej i filmowej, Agnieszce Osieckiej. TVP, która nie cieszy się ostatnio najlepszą opinią, wyemitowała trzynastoodcinkowy serial, którego autorzy podjęli karkołomną próbę przedstawienia barwnego i co by nie mówić nietuzinkowego życia tej kobiety. Postać ta znana jest i bliska sercom wielu moich rodaków, dlatego trudno się dziwić, że od pierwszego odcinka serial ten bił rekordy oglądalności i wywoływał u widzów skrajne emocje. W sieci pojawiła się prawdziwa lawina komentarzy i mniej lub bardziej rzeczowych dyskusji. Wielu tych, którzy znali Osiecką prywatnie, nie pozostawiło na twórcach suchej nitki, zarzucając im głównie utrwalanie całkowicie nieprawdziwego obrazu tejże artystki, zakłamywanie rzeczywistości oraz eliminowanie z serialu postaci, które miały wpływ na nią i jej twórczość, a które to obecnie bardzo krytycznie wypowiadają się na temat partii rządzącej. Trudno nie zgodzić się z ich racjami, ale produkcja ta miała też co najmniej jeden plus. Dzięki niej odżyło powszechne zainteresowanie mądrymi, lirycznymi piosenkami, do których napisała piękne teksty. Wypada również wiedzieć, że spod jej pióra wyszło ich w sumie ponad 2 tysiące, a śpiewały je największe gwiazdy polskiej muzyki rozrywkowej ostatnich kilku dekad.
Świadczy o tym choćby liczba wyświetleń tych piosenek na YouTubie, niekiedy nawet podwojona w stosunku do stanu sprzed emisji serialu. Co by nie mówić, dzięki serialowi w reżyserii Roberta Glińskiego i Michała Rosa oraz producentce Joannie Ochnik, starsze pokolenie miało możliwość z wielkim sentymentem powrócić do piosenek z lat młodości, a to młodsze zapewne z nie mniejszą przyjemnością poznać największe przeboje sprzed lat jak ,,Okularnicy", „Pijmy wino za kolegów", ,,Na całych jeziorach Ty", „czy też ,,Kochankowie z ulicy Kamiennej" (wplatanej w serial trochę zbyt nachalnie). W serialu pojawiła się również jedna z trzech najbardziej ulubionych przez panią Agnieszkę piosenek (oprócz ,,Okularników" i ,,Małgośki"), ale z jakiegoś powodu nie poświęcono jej aż takiej uwagi jak innym evergreenom. Nie wprowadzono również do grona bohaterów tegoż serialu jej wykonawców (co jest dla mnie o tyle zaskakujące, że ich współpraca z Osiecką była nad wyraz owocna). Ograniczono się tylko do jednej sceny, w której Osiecka stuka palcami w przyciski swej maszyny do pisania i spogląda ukradkiem na ekran telewizora, gdzie emitowane jest właśnie wykonanie tej piosnki podczas opolskiego festiwalu (notabene o siedem lat późniejsze). Widzowie serialu zapewne już się domyślili, jaką piosenkę mam na myśli. Tak, tak, jeden z najciekawszych i chyba najbardziej nieoczywistych tekstów tej tekściarki, z muzyką Andrzeja Zielińskiego, którego przesłanie obrosło doniosłym mitem. Utwór ,,W żółtych płomieniach liści", bo o nim mowa, jest nie tylko moim zdaniem z pewnością jednym z najpiękniejszych, ale i najbardziej tajemniczych, jakich była współtwórczynią.
Piosenka ta miała swoją premierę podczas opolskiego festiwalu w 1970 r., a był to jeszcze ten czas, gdy Opole naprawdę było stolicą piosenki, a festiwal wielkim wydarzeniem z należytą scenografią i świetną konferansjerką. Był to wielki tryumf Łucji Prus, która wykonała tę piosenkę ze Skaldami. Artystyczna wrażliwość i sposób interpretowania poezji, tej niesłusznie zapomnianej już niestety wokalistki, cudowanie sprzęgły się z przepięknym, jakże lirycznym tekstem Osieckiej i nie mniej nostalgiczną melodią Zielińskiego. Wokalista Skaldów, brat Andrzeja, Jacek Zieliński, wypadł wtedy raczej blado. I choć piosenka ta stała się natychmiast wielkim hitem, który zaskarbił sobie sympatię publiczności (dwa nagrania w studio i dwa teledyski), jury prawdopodobnie lekko się przestraszyło wymowy tekstu, z powszechnie rozumianym ,,drugim dnem", dlatego pominęło ją przy typowaniu laureatów. Na szczęście nie wszyscy byli tak zastraszeni. Wykonawcy zdobyli bowiem Nagrodę Dziennikarzy, a Łucja Prus wyjechała z Opola ze Złotym Mikrofonem, który przyznała jej Polsko - Amerykańska Agencja Artystyczna.
Zapytacie, co właściwie tak wystraszyło jurorów? Cóż, pozwolę sobie przypomnieć, że był to czas, w którym cenzurowano wszelakie teksty. Tekst Osieckiej od początku wielu ludzi interpretowało jako język ezopowy, czyli treść zaszyfrowaną przez symbolikę i metafory. ,,Wśród ptaków wielkie poruszenie / Ci odlatują, ci zostają / Na łące stoją jak na scenie / Czy też przeżyją, czy dotrwają"; ,,Gęsi już wszystkie po wyroku, nie doczekają się kolędy / Ucięte głowy ze łzą w oku, zwiędną jak kwiaty, które zwiędły" / ,,Ognisko palą na polanie, w nim liszka przez pomyłkę gore". Wszystkie te gęsi, liszki, ptaki rozumiano jako ofiary polityki Wiesława Gomułki z tzw. ,,Marca '68''. Wówczas, czyli w okresie późnego PRL, po tzw. marcowych zamieszkach studenckich wynikłych ze zdjęcia z afiszu słynnych ,,Dziadów" w reżyserii Dejmka, o zajście to oskarżono inteligencję pochodzenia żydowskiego. ,,Towarzysz Wiesław'', uznawany za wielkiego bohatera z roku 1956, teraz dopuścił się haniebnej nagonki ,,antysyjonistycznej". Uznana za ,,piątą kolumnę" znaczna część inteligencji pochodzenia jakubowego musiała przymusowo udać się na emigrację. Jak sami widzicie dla wielu mieszkańców naszej ojczyzny był to czas niezwykle trudny, a czasem wręcz bardzo bolesny. Czas skrajnego, bezmyślnego partyjniactwa. Był to taki czas, gdy odwoływano również koncerty Ewy Demarczyk, zwanej Czarną Madonną bądź Czarnym Aniołem polskiej piosenki, gdyż ta z kolei w miała w swoim repertuarze Psalmy napisane przez ,,syjonistę Dawida". Na szczęście ta przepiękna piosenka także doczekała się swojej premiery, ale doszło do tego dopiero dwa lata po omawianych wydarzeniach, u schyłku ery Gomułki, kiedy głowy wielu decydentów mocno już ostygły.
Wróćmy jednak do wspomnianej piosenki Skaldów. Łucja Prus nie kryła swego zdziwienia na te wszystkie pojawiające się komentarze mówiące o politycznym wydźwięku utworu. Dla niej takie przesłanie było absolutną nadinterpretacją, za to odczytywanie tekstu jako wiersza o jesieni (choć może nieco naiwne), przydało mu – jej zdaniem - sporo naturalności i pozbawiło zbędnego ciężaru gatunkowego. Skaldowie odczytali tekst Osieckiej jeszcze inaczej. Oni z kolei doszukali się w nim bardziej podtekstu o charakterze czysto erotycznym. Jednoznaczną interpretację tekstu dodatkowo komplikuje bardzo mało znany fakt. Otóż Osiecka opublikowała go na łamach „Przekroju” w 1967 roku, czyli tuż przed wydarzeniami marcowymi. Do czasopisma dotarła nawiasem mówiąc wersja znacznie bardziej rozbudowana, ze strofami niebudzącymi skojarzeń z mową ezopową. Tak więc można faktycznie założyć, że tekst ten mógł mieć drugie dno, odwołujące się do niechwalebnych wydarzeń w historii Polski, a Osiecka wybrała odpowiednie strofy, aby tchnąć w niewinny tekst o jesieni głęboką polityczną metaforę. Potwierdzają to poniekąd słowa samej autorki. Gdy nadszedł czas politycznej odwilży, i gdy to znów zamieszkaliśmy „we własnym domu", Osiecka przyznała w jednym z wywiadów, że tak jak wielu innych artystów ona również ze względów cenzuralnych musiała posługiwać się w swojej twórczości mową ezopową, ale też nigdy nie przyznała, że ma na myśli akurat ten tekst. Zresztą na wspomnianym już powyżej festiwalu w Opolu wykonano go w sposób okrojony, bez trzeciej zwrotki, gdyż na to nie zgodziła się wszechobecna wówczas cenzura.
Poza wszystkim piosenka jest zaiste piękna. Wybitny polski reżyser filmowy Andrzej Wajda uznał ją za najpiękniejszą, jaka wyszła spod pióra poetki. Nie wszyscy podzielali jednak taką opinią i tak pisarz, Marian Brandys, w swoich dziennikach napisał: ,,Tak jak tamtemu Moniusowi z dowcipu wszystko kojarzyło się z d..., tak jej kojarzy się z ptakiem", nazywając autorkę tekstu przy okazji grafomanką. Ale jakby nie było, piosenka daje niebywałe możliwości aranżacyjne. Podczas nagrań i występów Skaldowie za każdym razem grali ją nieco inaczej, a mimo to zawsze brzmiała pięknie. ,,Polscy Beatelsi" wykorzystali na przykład w jednej mało znane u nas organy Hammonda, a Jacek Zieliński, w chwilach, gdy nie śpiewał, grał na skrzypcach. Gdy przedwcześnie opuściła ten świat Łucja Prus, wielu stwierdziło, że żaden inny wykonawca (a było ich co najmniej kilku) nie potrafił tak wzruszająco zinterpretować tego utworu, jak robiła to ona. Dlatego nie dziwi mnie specjalnie, że choć w ostatnich dekadach tak wiele było już koncertów poświęconych twórczości Agnieszki Osieckiej, to tę piosenkę coverowano na nich niezwykle rzadko.
Grafika:
Komentarze [4]
2021-05-01 17:11
Jestem pod wrażeniem.
2021-04-25 21:51
Trzymasz poziom. Szkoda że to już chyba twój ostatni tekst.
2021-04-25 21:06
Piękne wspomnienie.
2021-04-25 18:11
Bardzo ciekawy tekst
- 1