Koniec
Stoję na skraju wysokiej skały, będącej naturalną formacją ukształtowaną latami przez naturę i patrzę na rzekę płynącą w dole u mych stóp. Właśnie wybrałam się na spacer. Powiedziałam bliskim, że mam już dość siedzenia w jednym miejscu i muszę się przejść. Uwierzyli. Czemu mieliby mi w końcu nie wierzyć? Przecież spacerowanie jest zdrowe - nieprawdaż? Poza tym jest jasno, no i mam ze sobą telefon. Czy coś może mi się stać?
Patrzę w czarny ekran mojego telefonu. Wchodzę na messenger. Widzę, ile osób jest obecnie aktywnych. Do większości z nich z reguły to ja piszę pierwsza, bo z doświadczenia wiem, że niewielu zaczynie rozmowę. Tym jednak razem nie patrzę na nazwiska ani nicki, ale patrzę z nadzieją i wlepiam te swoje wielkie oczy w ekran. Już w dzieciństwie mówiono mi, że mam duże źrenice, ale teraz są one z jakiegoś powodu szczególnie wielkie. Każdy, kogo poznaję, w jakimś momencie naszej dalszej znajomości wspomina o tych moich oczach. Podobno w ten sposób pokazuje się ludziom, że jesteśmy nimi zainteresowani. Według mnie słuszniejsza jest inna teoria, która mówi, że źrenice odzwierciedlają nasze prawdziwe emocje. Nawet, gdy ktoś w stanie wzruszenia lub smutku potrafi mówić niełamiącym się głosem i powstrzymywać łzy bądź też śmiać się z innymi, to źrenice i tak pokażą, jak jest naprawdę. Bo oczy, jak niektórzy ludzie powiadają, są zwierciadłem duszy. I dobrze, bo wielu ludzi naprawdę świetnie potrafi ukrywać swoje emocje. Gdy napisałam te słowa, zaczęłam się zastanawiać, kiedy sama byłam szczera, gdy mówiłam o swoim samopoczuciu? A słowa, to tylko słowa i naprawdę często są bez pokrycia. Tak naprawdę ważne jest to, co jest głęboko w nas i co bezwolnie pokazujemy światu. Jak wspomniałam niektórzy potrafią jednak te wewnętrzne emocje rewelacyjnie wręcz ukrywać, ale ja tego niestety nie umiem.
Stoję teraz nad przepaścią. Patrzę w dół. Jest zima, rzeka może mieć mocny prąd. Umiem co prawda pływać, ale temperatura i wartki nurt mogą skutecznie uniemożliwić mi utrzymanie się na powierzchni wody. Patrzę na telefon. Czy ktokolwiek cokolwiek do mnie napisze? W duchu błagam o to. Ale jednocześnie wcale tego nie chcę, bo gdyby tak się stało, byłby to dla mnie jakiś znak może od Boga, może od losu albo też czysty przypadek. Tak czy inaczej moje plany musiałyby wtedy zostać na jakiś czas odłożone. Nie wiem, jak długo bym wytrzymała. Podświadomie czuję, że chyba jednak tego nie chcę. A jeśli coś się mimo wszystko zmieni? Ale co niby ma się zmienić? Czy cokolwiek jest w stanie zmienić to, co się ze mną dzieje? Ja już nie chcę dłużej czekać. Robię krok, a raczej wysuwam prawą nogę do przodu. Gdybym teraz spróbowała przenieść na nią ciężar swego ciała, zrobiłabym coś nieodwracalnego. Nie byłby to zwyczajny krok.
Po raz kolejny spoglądam na czarny ekran mojego telefonu i chcę, żeby mi coś pomogło. Ale co to miałoby niby być? Dobre słowa? Leki mi już nie pomagają. Alkohol pomaga na chwilę, ale rodzi następne problemy. Narkotyki podobnie. No to co jeszcze? Może jedzenie? Pomaga, ale także rodzi określone problemy. Z pewnością nie będzie to jednak czytanie, pisanie bądź też uprawianie sportu. To nie pomaga. Skoro tak, to co miałoby mi pomóc?
I znów spoglądam na wyświetlacz. Nie mam już siły walczyć sama ze sobą. Krzyczę. Jestem na jakimś odludziu, ale mimo to obawiam się, że mój krzyk może przyciągnąć czyjąś uwagę. Nawet to jest u mnie kontrolowane. Nigdy nie czuje się wolna. Ta moja klatka staje się coraz mniejsza. A może to ja ją coraz bardziej wypełniam. Czuję, że jest mi tutaj coraz ciaśniej. Ale jestem jeszcze dzieckiem i rosnę. Poza tym jestem zbyt słaba. Więc nawet gdyby mi się udało i tak nie byłoby już odwrotu. Bo dokąd? Jak mam zawrócić i wrócić po swoich śladach, jeśli ich już nie ma, a ja nie pamiętam którędy szłam?
Spokojnie. Czuję, że zaczynam panikować. Powiem wam, że wyobrażałam sobie tę chwilę inaczej. Byłam pewna, że tylko raz popatrzę w dół i bez wahania zrobię ten krok wprzód. Tymczasem stoję teraz jak manekin z jedną nogą uniesioną w powietrzu. Gdybym się tak teraz odcięła od swoich myśli, śmiałabym się pewnie z tej mojej pozycji. Właściwie to się śmieję, choć nie za bardzo wiem z czego. Patrzę na wyświetlacz. Nie mogę się przemóc. W końcu cofam nogę i znów siadam. Zamykam oczy.
Wstaję. Robię krok do przodu. Spadam przez chwilę, która wydaje się mi nieskończonością. Czuję ulgę. Może wreszcie odetchnę. Ale przekonuję się, że ulga przeradza się po chwili w strach. A może podjęłam jednak niewłaściwą decyzję? Co powie moja rodzina? Co poczują, gdy nie odbiorę telefonu i gdy później moje ciało zostanie odnalezione w rzece? Żal, płacz, rozpacz. To był argument, który utrzymywał mnie przez lata przy życiu, ale strach okazał się mocniejszy. Lęk, gniew i zagubienie zwyciężyło. Mój telefon zostawiłam na skale. Napisałam w nim swoje pożegnanie. Gdy go odblokują, zobaczą zapewne w galerii zdjęcie mojego listu, w którym próbowałam wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Dlaczego nie postąpiłam tak, jak chcieli wszyscy inni, tylko podjęłam własną, zupełnie inną decyzję.
Wtedy następuje zderzenie z taflą lodowatej wody. Nie próbuję nawet pływać. Woda zalewa mi usta, zaczynam się krztusić. Mój organizm próbuje się ratować. Macham rękoma i nogami bez ładu i składu. Nagle czuję szarpnięcie, ale to żadna pomocna dłoń, tylko mocniejszy nurt, który odciąga mnie od brzegu rzeki. To dobrze, bo ja już nie chcę się stąd wydostać. Powoli nadchodzi czerń. Tak, na to czekam. Męczę się, ale w końcu, bardzo powoli osuwam się w ciemności.
Otwieram oczy. Moją fantazję przerywa dźwięk dzwonka telefonu. To wiadomość. Widzę, że to od mojego chłopaka. „Cześć”. Niby jedno słowo, a mimo to i tak mam ochotę krzyczeć z radości. Dostałam znak. Szybko odpisuję, zaczynamy rozmawiać. Tym razem przeżyłam. No, to do następnego razu.
Grafika:
Komentarze [2]
2024-04-16 20:36
Mocna rzecz. Ja też jestem porażona.
2024-04-16 18:11
Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego opowiadania
- 1