Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Kraina z wielkim lwem   

Dodano 2022-06-20, w dziale recenzje - archiwum

Serię tę dostałam w prezencie z okazji mojej Pierwszej Komunii Świętej. Wtedy też podjęłam pierwszą próbę przeczytania jej, ale niestety poległam i to na pierwszym tomie. Gdy miałam 10 lat, moja polonistka poleciła nam przeczytać tę części jako lekturę. Cóż było robić, sięgnęłam po nią po raz kolejny i przeczytałam, ale nie zrobiła ona na mnie większego wrażenia. Ba, uznałam ją nawet za jedną z najnudniejszych lektur, napisaną dodatkowo bardzo infantylnym językiem. Mimo to, czemu do dziś się trochę dziwię, podjęłam od razu próbę przeczytania części drugiej. Niestety, kolejny raz poległam, chociaż ten tom wcale nie był gruby. Przytłaczała mnie jednak wtedy myśl, że przede mną jest jeszcze na pewno wiele równie nudnych i infantylnych opisów oraz dialogów. Minęło kilka kolejnych lat i pewnego dnia przeczytałam w Wikipedii streszczenie ostatniego tomu serii. Zaciekawiło mnie to do tego stopnia, że postanowiłam wrócić do serii i doczytać do końca. Miało to być moje wyzwanie czytelnicze na wakacje. Jak ustaliłam, tak zrobiłam i możecie mi wierzyć lub nie, ale jakimś cudem udało mi się przebrnąć przez wszystkie siedem części „Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa.

/pliki/zdjecia/opo1.jpg Zacznijmy od tego, że gdy książki te pojawiły się na rynku (a było to w latach 1950-1956), od razu zostały uznane za klasykę literatury dziecięcej, a także najlepsze dzieło ww. autora. Obecnie część pierwsza jest nawet na liście lektur szkolnych. Ten siedmioksiąg zachwycił podobno krytyków i czytelników. Ok, ale czym? W tamtym okresie był znacznie mniejszy wybór powieści fantasy i być może ludzie zaczytywali się tym, co było akurat pod ręką? Na pewno w Opowieściach z Narnii można znaleźć wiele metafor, alegorii oraz odwołań, tak do chrześcijaństwa jak i mitologii greckiej czy rzymskiej, a także astrologii (centaury czytają z gwiazd). A jako że jestem już po lekturze wszystkich części, postanowiłam dzisiaj rozprawić się z całym dziełem, dlatego ostrzegam przed spojlerami. Tak sobie jednak myślę, że osoby, które nie przeczytały wszystkich tomów cyklu, raczej już po pozostałe nie sięgną, a tym, którzy przeczytali, nie powinno to zaszkodzić.

Tom pierwszy Opowieści z Narnii: „Lew, czarownica i stara szafa” ma najdłuższy tytuł, jaki do tej pory widziałam. To bezsprzecznie najpopularniejsza część, ponieważ większość osób z mojego pokolenia czytała ją jako lekturę. Część ta została też sfilmowana w 2005 roku przez Andrew Adamsona i był to zapewne z tego samego powodu bardzo popularny obraz. W tejże części czwórka dzieci z naszego świata: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja trafia przez przejście w starej szafie do magicznej krainy zwanej Narnią. Kraina choć piękna, pokryta jest śniegiem przez złą czarownicę. Na szczęście istnieje też proroctwo, które mówi, że świat ten uratuje czwórka zwykłych dzieci. Oczywiście, aby tak się stało, musi im pomóc ktoś potężny, no to pojawia się lew Aslan. Nie jest to jednak byle jaki oswojony zwierz, a zwierz potężny, który przed laty tę krainę stworzył. W pewnym momencie tej historii dochodzi jednak do zdrady Edmunda, w wyniku której Aslan musi się poświęcić i ginie. Na szczęście szybko wraca do żywych i zabija złą czarownicę. /pliki/zdjecia/opo2.jpg Wówczas nic nie jest już w stanie zakłócić koronacji dzieci i nadejścia złotego wieku dla Narnii. Po wielu latach dzieci, już jako osoby dorosłe, wracają jednak do swojego świata i przekonują się, że w obu znanych im światach czas biegnie różnie. W tym ich naturalnym minęło bowiem od ich zniknięcia raptem jakieś parę minut. Co tu jest nie tak? Kiedy byłam mała postać lwa mnie irytowała i to nawet bez tej całej chrześcijańskiej otoczki. Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic do żadnej religii, ale nie lubię, gdy ktoś na siłę wciska do powieści jakieś religijne elementy. A szczegółowa analiza powieści i doszukiwanie się symbolicznych znaczeń oraz związków między nimi podczas lekcji języka polskiego też odegrało swoją rolę i chyba jeszcze bardziej mnie do tej powieści zniechęciło. A do tego ten, jak wspominałam powyżej, bardzo infantylny styl. Może was to zdziwi, ale gdy czytałam tę powieść jako dziecko, czułam, że autor traktuje mnie jakbym była trochę nierozgarnięta.

Tom drugi. Opowieści z Narnii: „Książe Kaspian”. Ta część również została sfilmowana i to przez tego samego reżysera (Andrew Adamson). Spotykamy w niej tych samych bohaterów, chociaż w kompletnie innych czasach. Dowiadujemy się także, że w tym magicznym świecie żyją jednak inni ludzie, o czym jakoś wcześniej autor z sobie tylko wiadomych powodów nie wspominał. Tak więc wyjątkowość dzieci natychmiast mi się ulotniła, ponieważ przekonałam się, że Narnię mógł przecież uratować zupełnie ktoś inny z realnego świata. Jaki to ma sens? Teraz dowiadujemy się, że magiczny świat opanowali źli ludzie. Oczywiście na pomoc znów zostają przywołane dzieci (za pomocą rogu Zuzanny, który jak się dowiadujemy ma magiczną moc ściągania ich do tego świata). No, naprawdę? To wcześniej nie było nikogo, kto mógłby w ten róg w sytuacji zagrożenia zadąć? No cóż, dzieci przybywają, ponownie ratują Narnię i wracają do swojego świata. Oczywiście udaje im się to i tym razem z pomocą znanego nam już dobrze lwa. Niestety, przed powrotem dwójka najstarszych dowiaduje się, że nigdy już nie wrócą do tej krainy. Myślę, że dla nich to chyba lepiej.

Tom trzeci Opowieści z Narnii: „Podróż Wędrowca do Świtu” (tę część też zekranizowano, a reżyserii podjął się tym razem niejaki Michael Apted). Od pierwszych stron dostrzegamy, /pliki/zdjecia/opo3.jpg że znanych nam postaci pozostali tylko Łucja i Edmund, przynajmniej jeśli chodzi o przybyszów z innego świata. Autor powieści zorientował się na szczęście, że tych bohaterów zostało mu w powieści jednak za mało, co mocno ograniczy mu możliwości fabularne i może także spłycić fabułę, dlatego postanowił od razu dodać nowych. I tak pojawia się nieoczekiwanie nieznośny kuzyn Eustachy (trzeba jednak przyznać, że Lewis naprawdę potrafi wykreować irytującą do szpiku kości postać). Przyznaję jednak bez bicia, że mnie nie tyle denerwowały wszystkie te jego cechy, które chyba powinny, jak stosunek do rodziców, czy niezwykłe wygodnictwo, co nieustanne wywyższanie się. Oczywiście przytaczam tu tylko postaci dzieci, bo tych innych w Narnii jest jeszcze całkiem sporo. Niestety, autor skupił się na głównych postaciach, nie dając czytelnikowi najmniejszej szansy na bliższe poznanie pozostałych. Wielka szkoda, bo chyba nie tylko mnie niektóre z nich wydawały się warte bliższego poznania. Powróćmy jednak do akcji. Tym razem cała wspomniana trójka zostaje wysłana razem z Kaspianem w podróż, aby odnaleźć siedmiu lordów. Po raz kolejny doświadczamy więc dzięki autorowi niezależności biegu czasu w obu krainach. Czytelnik czuje się jednak w związku z tym trochę zagubiony, bo nie ma pojęcia, czy bohaterowie przenieśli się o kilka stuleci w przód, czy też może tylko o jedną dekadę. Statek porusza się przez cały czas, bohaterowie odkrywają nowe wyspy, ale tempo podróży jest zbyt wysokie, abyśmy dowiedzieli się o każdej z nich czegoś ciekawego. Może przesadzam, ale o każdej z nich w powieści Lewisa jest napisane ze dwa trzy zdania i od razu przeskakujemy do następnej.

Tom czwarty Opowieści z Narnii: „Srebrne krzesło” (w trakcie realizacji filmowej w reżyserii Joe Johnstona. Premiera obrazu planowana jest na rok 2023). W tej części dwójka głównych bohaterów wybywa z magicznej krainy na zawsze. Zostaje w niej więc tylko kuzyn Eustachy, który nie może być przecież sam z wiadomych względów. Autor wprowadza więc do historii kolejną nową postać, Julię, jego koleżankę z klasy. Na pierwszy rzut oka mało sympatyczna, chociaż nie jestem przekonana, czy taka właśnie miała być. W tym tomie pada również jeden z moich ulubionych tekstów lwa Aslana. „[…] Oto moje polecenie: macie szukać królewicza dotąd, aż go nie znajdziecie i nie przyprowadzicie go do jego ojca, no chyba, że spotka was śmierć… albo też powrócicie do swego świata.” /pliki/zdjecia/opo4.jpg Czyżby Aslan nie wiedział, czy ta ich misja się powiedzie? No, nie mogę. Dla mnie ta jego wypowiedź brzmi tak: „W sumie, to dam wam cztery wskazówki, które nie będą oczywiste. Nie powiem wam także, że to misja bezpieczna, lepiej myślcie, że w każdej chwili możecie zginąć, a w ogóle to ja już muszę iść. Będę wam pomagał, ale tak nie za bardzo. W sumie będzie to wyglądało tak, jakbym wam nie pomagał, a w ogóle to radźcie sobie sami”. Trochę pewnie przesadziłam, ale naprawdę czułam coś takiego, gdy czytałam tę część.

Z powodu sporej ilości tomów, omówienie pozostałych części i bohaterów znajdziecie już w drugiej części mojego tekstu. W tym próbowałam wam jednak w miarę jasno udowodnić, że Opowieści z Narnii na pewno nie są szczytem osiągnięć Lewisa. Znam trochę jego twórczość i może was zaskoczę, ale uwielbiam jego „Podział ostateczny”. Po prostu jakoś trudno było mi pogodzić się z opiniami krytyków i recenzentów, którzy twierdzą, że ten siedmioksiąg jest jego opus magnum.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /13 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 96luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Gutek 22gutek

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry