Lesser i Webmastering w Echu Dnia
- Jakie gazety czytacie? - Echo Dnia! - No to macie ode mnie prezent! Tak właśnie rozpoczęło się nasze piątkowe spotkanie w tarnobrzeskiej redakcji Echa Dnia. Z zapartym tchem słuchaliśmy, co mają nam do powiedzenia doświadczeni redaktorzy o fascynującej pracy dziennikarza prasowego.
Jak wygląda praca w Echu Dnia?
W środowy wieczór opiekun naszej Szkolnej Gazety Internetowej „Lesser” - prof. Ryba, otrzymał e-maila, który okazał się być zaproszeniem dla naszej redakcji na spotkanie z dziennikarzami tarnobrzeskiego oddziału Echa Dnia, które miało się odbyć w ramach dnia otwartego. Na zorganizowanej następnego dnia naradzie naszego zespołu ustaliliśmy, że skorzystamy z tego zaproszenia. W piątek, w niemalże pełnym składzie, wraz z webmasterami, wybraliśmy się na trzeciej godzinie lekcyjnej (co było niewątpliwym atutem) do redakcji Echa. Tam, przywitała nas p. Klaudia Tajs, zastępca kierownika oddziału. Nasza ponad trzydziestoosobowa grupa ledwo zmieściła się w jednym z pokoi redakcyjnych. Nie mniej jednak, spotkanie było bardzo przyjemne i owocne. Klaudia Tajs wraz z szefem oddziału, Marcinem Radzimowskim, wyjaśnili nam pokrótce zasady pracy dziennikarzy w lokalnej gazecie. Dowiedzieliśmy się rzeczy niezwykle istotnych dla nas, młodych dziennikarzy - amatorów. Dowiedzieliśmy się między innymi, że redakcja zaczyna dzień pracy od wyboru tematów do napisania. Ważną rolę spełniają tu informatorzy, którzy mogą dostarczyć interesujące wiadomości nawet w ostatniej chwili. Niejednokrotnie do siedziby Echa przychodzą także czytelnicy, pragnący podzielić się jakąś informacją. Redaktorzy Echa szybko piszą swoje teksty i przesyłają je do swojego wydawcy w Kielcach. Tam, po sprawdzeniu materiału i rozłożeniu go na poszczególne strony, opracowuje się gotową makietę, która jest odsyłana do drukarni, skąd jeszcze nie raz dzwoni się do dziennikarzy w celu uzyskania zgody na skrócenie bądź wydłużenie tekstów. Dlatego tak ważna w tej pracy jest dyspozycyjność, gdyż takie sytuacje zdarzają się najczęściej w późnych godzinach wieczornych.
Diabeł tkwi w szczegółach
Po krótkim wprowadzaniu przyszedł czas na nasze pytania, które niemal nie miały końca. Szczególnie zainteresowany był nasz profesor. Dzięki jego dociekliwości mogliśmy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, np. że każdy z dziennikarzy pisze miesięcznie około stu tekstów, że umiejscowienie artykułów uzależnione jest od hierarchii i priorytetu, i że każdy dziennikarz ma swój dział, a szczególnie trudne jest tłumaczenie na ogólnie zrozumiały język komunikatów policyjnych. „Po doprowadzeniu kobiety w stan bezbronności, zabrał jej torebkę w celu przywłaszczenia” - sami zgadnijcie, co może oznaczać taka policyjna notatka. Dziennikarze Echa opowiedzieli nam także, jak bardzo trudna jest praca fotoreportera. Nie łatwo jest bowiem znaleźć ludzi chętnych do sfotografowania, a jeśli już się to uda, to trzeba pamiętać, aby „złapać” też „coś” istotnego w tle. Jednocześnie nie należy zapominać, że fotoreporter nie wykonuje zdjęć na wprost interesującego go obiektu. Gospodarze piątkowego spotkania chcieli także dowiedzieć się kilku rzeczy o nas, dzięki czemu mogliśmy choć trochę napełnić swoje serca dumą i skrzętnie opowiedzieć im o naszej gazecie, w której dziennikarze piszą co prawda tylko dwa artykuły miesięcznie, ale w końcu to dopiero nasze początki. Poza tym część z nas planuje wybrać się na studia dziennikarskie.
Dzień pełen wrażeń
Sama wizyta w redakcji przebiegała w dość humorystycznej atmosferze. Niektórzy domagali się od organizatorów spotkania firmowych balonów, a profesor zabronił osobom siedzącym z tyłu napełniania czymkolwiek kieszeni. Kiedy jednak czas naszej wizyty zbliżał się nieubłaganie ku końcowi, Marcin Radzimowski wyjął swój aparat i z wdziękiem zrobił nam kilka pamiątkowych fotografii. Okazało się również, że przygotował dla nas prezenty. Dostaliśmy bardzo ciekawe książki oraz nie mniej interesujące pozycje filmowe (m. in. „Simba Król Lew” i „Świąteczna przygoda”). Na końcu zrobiliśmy sobie jeszcze wspólną fotografię przed wejściem do budynku redakcji, po czym zadowoleni wróciliśmy do szkoły.
Grafika:
Komentarze [6]
2008-11-04 22:14
>Mara – otóż podobna opinię wyraził p. Pacześniak. Sądze, że warsztatu dziennikarskiego nie trzeba zgłębiać tak dokłądnie, jak dziedziny o której chce się pisać.
2008-11-02 17:58
Kaśka chciała balony i Piotrek też ;O Dobre sprawozdanie Artur! ;)
2008-11-01 22:11
>Jorg. Idź chłopie na dziennikarstwo. Uwierz mi, to naprawdę nie jest strata czasu i nie wierz we wszystko, co opowiadają dziennikarze prowincjonalnej gazety. No chyba, że nie masz większych ambicji.
2008-11-01 20:04
Ja jestem bardzo zadowolony z książki o kuchni węgierskiej, moze niedługo coś upichcę :D A poza tym, to ciekawe były te warsztaty i przynajmniej wiem, żeby nie iśc na dziennikarstwo, jeśli się chce być dobrym dziennikarzem =]
2008-11-01 10:20
ciekawe kto chciał te balony najbardziej…
- 1