Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Najdłuższa gra świata   

Dodano 2008-03-15, w dziale teksty czytelników - archiwum

Gdy Blizzard Entertainment wydało Diablo 2, w gatunku Hack & Slash, poprzeczka została podniesiona tak wysoko, że niewielu dało radę ją przeskoczyć. Prawdę mówiąc nie znam nikogo, kto mógłby pokonać ojca H&Sów. Po otrzymaniu pudełka z grą dowiedziałem się, że LOKI poleca polskie Diablo Community. Poważne określenie, bo żeby gra była lubiana przez „diablo fanów” musi być nie lada produkcją.

Trzeba przyznać, że w Diablo nadal często gram i do tej wielkiej społeczności należę. Skoro gra podoba się „diablo fanom”, to i mnie również powinna się podobać. Nie interesowałem się wcześniej najnowszym produktem Cyanide. Podchodzę do recenzji wolny od wszelkich oczekiwań. Nie mam o niej zielonego pojęcia. Jak całość wypadła pomiędzy istniejącymi produkcjami tego gatunku? Czy ma szanse stać się hitem? Okazuje się, że tak!

Wyraźnie widać podobieństwo produkcji Cyanide z Diablo 2. Jednak nie można posądzić ich pod żadnym pozorem o plagiat – wzorowali się na hicie, jednak nie stosowali rozwiązań programistów Blizzarda. Stworzyli świetną produkcję, na podstawie własnego projektu. Nie spełniam tu roli obrońcy uciśnionych. Po prostu przykre jest to, że mówi się o plagiacie nie będąc fanem gatunku.

Jak w każdym H&S, tak i w LOKI mamy prostą fabułę, szkoda tylko, że ta prostota rozkręciła się aż na 240 godzin. To bardzo długo i nie wielu z nas, ma czas na przejście gry od początku do końca. Jeżeli nie jesteś fanem tego gatunku, odejdź od monitora, bo akurat dzięki tej produkcji nie zakochasz się w H&Sach. Twórcy przygotowali dla nas bardzo dużo zadań głównych. Przeważnie wplatają się pomiędzy nie questy poboczne, których rozwiązania nie trzeba szukać we wszystkich z dostępnych lokacji. Jeżeli zleca je ten sam NPC, to oba podmioty questów leżą obok siebie.

Grę zaczynamy od wyboru bohatera. Do naszej dyspozycji oddano cztery, w pełni zróżnicowane, postacie o różnych umiejętnościach: nordyckiego barbarzyńcę, grecką wojowniczkę, egipskiego czarnoksiężnika oraz aztecką szamankę. Celem naszej postaci jest uwolnienie świata od jarzma Setha – głównego wroga. Historia zaczyna się spokojnie, nic nie wskazuje na to, że niedługo coś się stanie. Nasz bohater po skończonej pracy wraca do domu. Zostajemy wysłani na prostą misję, a podczas naszej nieobecności wioskę napadają wysłannicy Setha. Ponieważ mamy zadatki na prawdziwego herosa, szybko przystępujemy do eksterminacji najeźdźców. Tak zaczyna się nasza historia. Niestety dalej jest coraz trudniej. Na naszej drodze stają wilki, szkielety, pająki. Dosłownie wszystko, co się rusza i może nam zrobić krzywdę. Uwaga – mówię tu także o małych, z pozoru niegroźnych moskitach – również one potrafią nieźle namieszać. Oprócz robaków i zwierząt leśnych spotykamy Hiszpanów z Cortezem na czele. Co się okazuje? Że dar przekonywania Setha jest tak wielki, iż postanowił połączyć swój szatański plan, z hiszpańskimi planami ataku na Tenochtitlan. Ponadto zdarzają się nam walki ze statuami faraonów oraz ze zdemoralizowanymi odmianami potworów (taka wyższa forma zwykłego wroga). Śmieszne tłumaczenie. Bałem się, że na mojej drodze stanie “Patologiczna ryjówka” ewentualnie “Nikczemny jeżozwierz”. A pomyśleć, że do niedawna gra kojarzyła mi się z włosami.

Gra oferuje nam trzy poziomy trudności: Śmiertelnik, Bohater i Bóstwo. Właściwe zakończenie historii następuje dopiero na najwyższym z poziomów. Stajemy oko w oko z samym Sethem, a wcześniej z Lokim. Tak właśnie. Jest to jeden z głównych wrogów, z którym przyjdzie się nam zmierzyć. Poza tym stopnie trudności nie różnią się niczym szczególnym. Zwiększają się tylko obrażenia zadawane przez wrogów oraz to, co z nich wynika. Niestety nie miałem okazji przejść całej gry. Szczerze życzę wszystkim grającym, aby dotrwali do końca.

Wróćmy do naszych bohaterów. Są oni w pełni zróżnicowani. Co to oznacza? Że barbarzyńca jest inny niż wojowniczka czy szamanka. Różnią się swoimi umiejętnościami oraz bóstwami, w które wierzą i którym oddają cześć. Bóstwa owe nie są tutaj od parady, stanowią zaś jeden z podstawowych fundamentów rozwoju naszej postaci. Do dyspozycji gracza przygotowano po trzech bogów, charakterystycznych dla każdej z mitologii dostępnych światów. Choć mamy w kogo wierzyć, to istnieje możliwość samotnej walki, bez udziału wiary, ku naszej chwale. Trzeba przyznać, że jest to bardzo trudne, bo liczymy tylko na obrażenia zadawane przez naszą broń. Po jakimś czasie zaczynamy jednak doceniać wsparcie bogów.
Charakterystyczne dla wszystkich dostępnych mitologii były ofiary. Nie brakuje tego także w LOKI. I chociaż nie jest to wielkie święto, podczas którego składa się młodych chłopców lub podstarzałe dziewice, to efekt jest widoczny na pasku wiary. Nasi bogowie uwielbiają, gdy ofiarujemy im magiczne przedmioty, toteż tylko takie przyjmują. Po uzbieraniu konkretnej ilości doświadczenia w wierze zyskujemy punkt w umiejętnościach. Każdy następny daje nam możliwość odblokowania nowych, ciekawych czarów lub uderzeń. Pośród nich znalazło się miejsce dla starego dobrego fireballa, a także inferno i trąby powietrznej (umiejętność nordyckiego barbarzyńcy, o nazwie „Wir Tyra”). Ich wykorzystaniu towarzyszy niezwykły efekt wizualny oraz dźwiękowy (błysk pioruna, po którym usłyszymy grzmot).

Do naszej dyspozycji oddano wszystkie z możliwych typów broni oraz pancerzy. Będziemy, więc władać dwuręcznymi mieczami oraz strzelać z łuków, nosić okrągłe tarcze oraz wzmacniane napierśniki. Typowe dla produkcji tego gatunku jest to, że wraz ze wzrostem poziomu trudności znajdujemy lepsze przedmioty w zwłokach potworów. Tak też jest i w LOKI. Wiele frajdy daje znalezienie unikalnego przedmiotu godnego samych bogów. Chociaż prawdziwe perełki padają na najwyższym poziomie trudności, to na niższym z dostępnych też można znaleźć coś fajnego. Niestety i tej gry nie ominął syndrom powtarzających się przedmiotów. Co to znaczy? Że podczas wędrówki 10 razy znajdujemy ten sam topór lub taką samą zbroję. To był tylko przykład, bo w rzeczywistości zdarza się to jeszcze częściej. Wszystko to po to, aby nie brakowało nam złota na miksturki. To bardzo pomysłowo, jednak za to dziękujemy.

W grze odwiedzimy cztery wioski, w których znajdziemy miejsce dla oddawania czci bogom, kupców oraz kowala. Pojawienie się tego ostatniego, to żadna nowość w grach z gatunku Hack & Slash. Tutaj wyjątkowe są jego możliwości. U niego możemy przekuć zbędne przedmioty na jeden z dostępnych surowców (srebro, złoto, żelazo, brąz) oraz rozmontowywać, a następnie łączyć bronie. Scalanie daje nam wiele możliwości. Dzięki temu możemy zrobić specjalną broń na konkretnego z bossów. Zwiększamy w ten sposób ilość zadawanych obrażeń, a także to, co zyskujemy podczas uderzenia (np. wysysanie życia, many, krytyczne uderzenie). Oprócz uzyskiwania materiałów, możemy także owe wykorzystać do powlekania przedmiotów. Efekt jest zaskakujący! Zmienia się ilość obrony oraz wygląd. Przykład. Gdy powleczemy zbroję wykonaną z brązu złotem, zyskamy ogromną premię do obrony oraz niezwykłą zmianę wizualną. Nasz heros będzie pięknie się świecił, co jest ucztą dla oczu gracza.

Oprócz modyfikacji na poziomie materiału wykonania, dostępna jest również możliwość scalania run z przedmiotami. Niestety nie podoba mi się to, że podzielono „magiczne kamienie” na te przeznaczone do butów oraz na te specjalne dla hełmów. Stanowi to dla nas drobne ograniczenie, bo sposoby łączenia w pewnym momencie się zamykają, przez co gracz nie może odkryć nowych kombinacji. Na szczęście jest to jeden z tych małych mankamentów, które nie wpływają na prowadzoną rozgrywkę. Syndrom powtarzalności dotyczy także run. W takich chwilach żałujemy, że twórcom nie chciało się znaleźć miejsca na skrytkę, tak jak jest w innych produkcjach z tego gatunku.

Świat, po którym się poruszamy jest ogromny. Zwiedzamy ośnieżone nordyckie szczyty, azteckie lasy, mokradła oraz piaszczyste pustynie. Podróżowanie pomiędzy poszczególnymi lokacjami nie należy do najtrudniejszych (mimo, że jest ich bardzo dużo). Służy do tego darmowy i zawsze dostępny kamień teleportacyjny, dzięki któremu znajdziemy się w danej lokacji, kiedy tylko chcemy. Pięknych widoków podczas podróży nie oglądamy (no może od czasu do czasu, np. podczas pobytu w Egipcie, gdy Izyda się do nas odwraca). Zresztą, czego my tu wymagamy – Hack & Slash, to głównie walka i to w niej odnajduje się całe piękno tego gatunku.

Tak jak nierozłączny jest trzonek z ostrzem, tak i wrogowie z mapą w LOKI. Są ich tu tysiące! (serio! Po pierwszych 3 godzinach zabiłem około tysiąca, a drugie tyle ominąłem). Niestety, jeżeli planujemy walczyć bez miksturek, to nie pocieszymy się za długo żywotem. Mimo, że wrogowie są słabi, to takich 50 potrafi nieźle namieszać. Toteż warto zaglądać w czasie walki do miasta, by zasilić pas leczącymi napojami. Czasami i to nie wystarcza. Jeżeli podejmujemy walkę musimy być przygotowani na wszechobecną śmierć. Na szczęście, gdy zginiemy, odradzamy się na początku lokacji, w której obecnie się znajdujemy. Nie można się doczepić do sposobu rąbania i rzucania czarów przez postacie. Wszystko wykonane jest jak najlepiej i prezentuje się wspaniale. Sekwencja uderzeń jest różna, dzięki czemu nie wygląda to sztucznie. Podczas pojedynków krew tryska wszędzie, nawet na uzbrojenie naszego bohatera. Szczególnie efektownie wygląda to, gdy na drodze staje nam duże zbiorowisko wrogów. Po prostu fani gatunku będą wniebowzięci.

Grafika LOKI jest wspaniała. Postacie są dopracowane z największą starannością, w ten sposób pięknie komponują się z całością. Jędrne piersi greckiej wojowniczki, umięśniony tors nordyckiego barbarzyńcy – to wszystko jest naprawdę widoczne (no może te piersi nie są na widoku, ale i tak są pięknie podkreślone). Każdy element ubioru naszej postaci jest dokładnie odwzorowany. Nie ma mowy o pójściu na łatwiznę. Pod tym względem produkcja Cyanide jest dopracowana do niemalże perfekcji. Szkoda, że gra na pełnym zbliżeniu jest nie tyle niemożliwa, co niewygodna. Troszkę śmiesznie wygląda nasz heros w menu wyboru postaci. Tk wyjątkowo się „świeci”. I nie mówię tu o „złotej zbroi, świetlistym mieczu i niebiańskim hełmie”, ale o skórze. Zupełnie jakby była natłuszczona jakąś oliwką albo olejem.
W przeciwieństwie do oprawy wizualnej, audio już tak nie cieszy. Ścieżka dźwiękowa po kilku godzinach zaczyna najnormalniej nudzić. Trzeba przyznać, że chociaż ładna (dźwięki charakterystyczne dla danego regionu), to po jakimś czasie staje się monotonna, przez co wyłączamy dźwięk i włączamy własne piosenki. Jedynie nie można doczepić się do odgłosów walki. Szczęk broni, dźwięk, jaki wydaje miecz trafiający na tarczę, jęki zabijanych wrogów – wszystko sprawia, że czujemy prawdziwy klimat Hack & Slash.

Niestety pomimo piękna i dopracowania można tu znaleźć błędy. Bardzo często zdarza się wdepnąć w miejsce, na które w ogóle nie powinniśmy trafić. Wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy mogli z niego wyjść. Wtedy trzeba opuścić grę i rozpoczynać przeprawę przez daną mapę od nowa. To denerwuje, gdy gra się kilka godzin, jest się blisko celu (po przejściu niemal 15 map!). Kolejny problem dotyczy wczytywania terenu rozgrywki. Pod tym względem programiści się nie spisali. Może mój komputer nie należy do „demonów prędkości”, ale ten problem spotyka każdego gracza, nawet na procesorze dwurdzeniowym z najnowszą kartą graficzną. W tym czasie śmiało zdążycie przewinąć dziecko, zrobić kawę. Przy odrobinie pośpiechu dacie radę wziąć prysznic i się ubrać. Towarzyszy temu brzydkie zdjęcie prezentujące wszystkie dostępne postacie oraz pasek stanu wczytywania. Zastanawiałem się, by zrobić sobie z tego tapetę. W końcu tak często to widziałem, że miło by mi się patrzyło na to podczas używania PeCeta.

Programiści z Cyanide zrezygnowali z jednego naprawdę dobrego pomysłu, stosowanego zwykle w grach tego gatunku. Zamiast standardowej sylwetki postaci, na którą można byłoby przenosić przedmioty, tu poruszamy się tylko po menusach z samym tekstem. Naprawdę ubogo… Skoro gra jest polecana przez „polskie Diablo Community”, to coś jest nie tak. Szczęście dla producentów, że da się do tego przyzwyczaić.

Polska przedpremierowa wersja gry zawierała patch poprawiający wiele błędów, między innymi likwidujący nadmiar klikania, na który uskarżało się wiele innych serwisów internetowych. Każdy kolejny ruch naszego bohatera, jedno uderzenie lub pojedyncze rzucenie zaklęcia musiało być poprzedzone kliknięciem. W tej chwili wystarczy jedynie przytrzymać lewy (lub prawy, w zależności od tego, czy używamy zwykłego ataku, czy magicznej umiejętności) przycisk myszy, a reszta robi się za nas.
Całość gry jest w angielskiej wersji językowej, przetłumaczono jedynie napisy. To bardzo dobry pomysł, bo łatwo jest wprowadzić dubbing polski, a jeszcze łatwiej zepsuć klimat gry przez złe dobranie głosów. W LOKI jest bardzo dużo tekstu, głównie wypowiedzi NPC’ów oraz opisów przedmiotów. Chociaż zdarzają się pomniejsze literówki (zamiast „u” wstawiono „o” lub „e”) oraz odrobinę, (ale tylko odrobinkę!) kuleje tłumaczenie (źle tłumaczone nazwy potworów i przedmiotów), to nie znalazłem większych błędów.

Mimo kilku drobnych wad i niedociągnięć LOKI pozostaje w tej chwili jedną z większych wyżerek dla fanów rąbania potworów. Niestety oprócz ładnej i dopracowanej grafiki posiada kilka drobnych błędów, które programiści popełnili na własne życzenie. Trzeba przyznać, że ludzie z Cyanide spisali się na medal. Stworzyli świetną, klimatyczną grę, z prostą fabułą i tym, co fani tego gatunku kochają – nieustanną walką z tysiącami wrogów. Jeśli chciałbym nazwać tę produkcję „diablopodobną”, mogę to uczynić i nie będzie ku temu większych wątpliwości. Posiada w sobie to coś, co my, fani kochamy i co będziemy kochać zawsze.


"Rogal"


Grafika

http://www.voodooguild.com/3358

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.2 /92 wszystkich

Komentarze [6]

RoGaLiCZeK
2008-03-29 12:28

Bo do czego ja Cię mam niby przekonać? żebyś zagrała? Coś ty, nie uważam się za psa Techalndu, żeby promować gry których są wydawcami. Ja po prostu rzucam obiektywne spojrzenie na tą produkcję. To już twój biznes czy zagrasz czy nie.

Jak komuś mało to mogę coś o niej powiedzieć teraz: masz ochotę przesiedzieć cały weekend grając? LOKI jest dla Ciebie.

ddomcia
2008-03-20 10:28

Recenzja napisana poprawnie, ale jakoś mało przekonująca.

RoGaLiCZeK
2008-03-17 14:19

leniuch :P Co wy się tak do tych krótkich “recenzji” przyzwyczailiście?

~Kuba
2008-03-16 21:36

ee za długie, nawet mi sie nie chce czytać ;D a Diablo i tak nie lubie ;D

RoGaLiCZeK
2008-03-15 23:43

Bo o to w recenzowaniu tak obszernej produkcji chodzi.

~anonim
2008-03-15 21:22

a recenzja jak gra też najdłuższa.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry