O wyższości słowa nad obrazem
Filozofowie powiadali, że słowo jest furtką, która prowadzi do ogrodu znaczeń. Nie na darmo kanon komunikacji międzyludzkiej oparty był więc przez setki lat właśnie na nim. Dlaczego o tym wspominam właśnie teraz? Otóż dlatego, że przeraziły mnie najnowsze wyniki badań, przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową, dotyczące stanu czytelnictwa w Polsce w 2010 roku. Z badań tych wynika, że aż 56% ludzi w naszym kraju nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki. Czy można więc już mówić o pewnego rodzaju zapaści czytelnictwa? Niełatwo podać przyczynę tego zjawiska, ale moje osobiste obserwacje wskazują na co najmniej kilka kwestii sprzyjających jego pogłębianiu się.
Po pierwsze technologia. Komputery, iPhony, telewizory i inne cuda techniki budzą nieustającą fascynację. Umożliwiają pracę i rozmaite formy rozrywki, takie jak oglądanie filmów, granie w gry, komunikację itd. Kto potrafiłby dziś obyć się bez tego sprzętu? W sumie nie ma co się dziwić – nowości fascynują, bo z reguły ułatwiają życie. Tu pojawia się jednak pytanie: dlaczego ludzie tak chętnie sięgają po to, co nowe, a tak bezrefleksyjnie rezygnują z tego co dobre, sprawdzone, choć może i „stare jak świat”? Czy jedno musi wykluczać drugie?
Po drugie promocja. Cóż, śmiało możemy stwierdzić, że ta sprawa wygląda dziś naprawdę beznadziejnie. Jeszcze kilka lat temu zainteresowanie światem słowa pisanego ze strony mediów było dość duże, głównie za sprawą publikacji kolejnych ksiąg sagi o „Harrym Potterze”, ale jednak. Teraz promocja książek praktycznie w mediach nie istnieje. Nie ma programów traktujących o literaturze i środowisku literackim, a jeśli nawet takowe się pojawiają, to ich emisje planowane są o tak nieatrakcyjnych porach, że normalny zjadacz chleba, nie jest w stanie ich obejrzeć (o ile nie jest masochistą). Media żyją dziś generalnie z sensacji, kierując się zasadą „bad news is a good news”. O książkach się nie mówi. Mam czasem wrażenie, że to jakby trochę wstydliwy temat. Jeśli już pojawi się w nich jakiś program z pogranicza kultury wyższej, to będzie to raczej program o muzyce albo kinematografii. Na krótkie wzmianki o nowościach na rynku publikacji możemy dziś liczyć chyba tylko w programach śniadaniowych różnych stacji (tylko kto je ogląda „od deski do deski”?) albo w prasie specjalistycznej.
Tak więc książki polecają dziś głównie znajomi, pod warunkiem oczywiście, że się takich znajomych ma. Czasami też odkrywamy je sami podczas przeglądania różnych pozycji na regałach w księgarni. Jeśli natrafimy na przykład na obwolucie książki na napis „bestseller”, to ten pozwala mieć nadzieję, że rzecz, którą trzymamy w rękach, może być warta naszego zainteresowania. Nie zawsze jest to jednak takie łatwe. Ja wchodząc do porządnego Empiku jestem już w progu oszołomiona ilością książek. Przeraża mnie również i to, że prawie nic o nich i o ich autorach nie wiem. Mam oczywiście kilku sprawdzonych autorów, którym ufam i zakładam, że ich kolejne książki będą równie dobre jak poprzednie, ale co z całą resztą? Zachowuje się więc trochę jak „tester”. Biorę książkę do ręki, siadam na podłodze i wędruje wzrokiem po druku. Jeśli zaciekawi mnie pierwsze kilkanaście zdań, to czytam dalej, a jak nie, to „au revoir”. Rzadko kupuję książki, bo nie są zbyt tanie, a poza tym muszę być dogłębnie przekonana o konieczności posiadania takowej w swoim księgozbiorze, a niełatwo mnie skusić.
Na koniec jeszcze kilka słów o bibliotekach. W większych miastach sprawa nie wygląda aż tak źle, bo można w nich zdobyć nie tylko te starsze pozycje, ale i wybór tych nowszych też bywa zadowalający. Wielu jednak uważa, że księgozbiory biblioteczne są generalnie przestarzałe, a nowości w nich jak na lekarstwo. Najgorsze jest jednak to, że czytelnicy często przetrzymują książki, co utrudnia innym czytelnikom dostęp do nich.
Wielu miłośników słowa pisanego mimo tych wszystkich trudności uważa, że czytać warto, choćby dlatego, że czytanie uczy myślenia, pobudza wyobraźnię, rozwija umiejętność wysławiania się i wyrabia cierpliwość. Gdyby się dobrze zastanowić, to pewnie każdy z nas znalazłby jeszcze niejeden powód, dla którego warto to robić.
Czy jest więc jeszcze szansa na zatrzymanie tego procesu i zauważalny wzrost zainteresowania literaturą, czy też musimy liczyć się w dłuższej perspektywie z tym, że książka stanie się towarem luksusowym, dostępnym tylko gronu najwierniejszych miłośników, a cała reszta wróci do epoki obrazkowej?
Grafika:
Komentarze [1]
2011-05-03 11:32
wszystko fajnie tyle ze sie literowka przy korekcie wkradla… “bed news” zamiast “bad news” troche masakra :D
- 1