Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Porywająca opowieść o grupie Queen   

Dodano 2019-01-04, w dziale recenzje - archiwum

Jest rok 1970. Trzech chłopaków z Londynu postanawia założyć zespół muzyczny i zrobić światową karierę. Chcą łamać wszelkie muzyczne stereotypy oraz konwencje. Tak właśnie narodził się zespół Queen, w skład którego weszli muzycy z rozpadającej się formacji Smile (Brian May, Roger Taylor) oraz Farrokh Bulsara (czwarty z muzyków - John Deacon - dołączył do nich nieco później). Farrokh nie tylko wymyślił nazwę dla nowej grupy, ale z chwilą przystąpienia do zespołu zmienił też swoje imię i nazwisko na Freddie Mercury, gdyż jego zdaniem personalia te o wiele lepiej pasowały do gwiazdy rocka, którą zamierzał zostać. Niezwykły talent i upór zaprowadziły z czasem całą czwórkę na szczyty muzycznego show biznesu, co nadało im status „nieśmiertelnych”. Mimo wewnętrznych kryzysów formacja ta przez cały okres artystycznej aktywności występowała w niezmiennym składzie, stając się dzięki swojemu niepowtarzalnemu brzmieniu najbardziej rozpoznawalnym zespołem na świecie.

/pliki/zdjecia/boh1_1.jpgNiezwykłą historię tej grupy docenił amerykański reżyser Bryan Singer i postanowił nakręcić film, w którym chciał opowiedzieć zarówno historię samej grupy, jak i jej charyzmatycznego lidera. I tak na ekranach kin na całym świecie pojawił się pod koniec 2018 roku film zatytułowany "Bohemian Rhapsody", który z pewnością nie jest rzetelną biografią Queen, za to jest hołdem złożonym przez reżysera muzyce i muzykom tej formacji.

Kiedy przeczytałam, że powstaje film fabularny traktujący o tej kultowej brytyjskiej kapeli, to pomyślałam sobie, że to w żaden sposób nie może się udać. No bo czy da się językiem filmu pokazać cały kunszt muzyczny takiego zespołu oraz filozofię stojącą za ich muzyką? No i jak pokazać niebanalność, różnorodność stylów, mieszanie gatunków, czy też te ich zabawy w wydobywanie dźwięków z najdziwniejszych przedmiotów? A obsadzenie roli Freddy’ego? To dopiero wyzwanie. Jak wybrać aktora, którego zaakceptowaliby zarówno członkowie zespołu jak i miliony fanów grupy na całym świecie. Mimo tych wszystkich moich obaw film jednak powstał.

Muszę przyznać, że Anthony McCarten (scenarzysta) stworzył niezwykłą opowieść o sile i niezłomności ducha, którą Bryan Singer bardzo zręcznie wyreżyserował. Pokazał niezwykle wzruszającą opowieść o charyzmatycznym człowieku, który kochał muzykę ponad wszystko, nie bał się walczyć o swoje i przełamywać muzycznych konwencji, a przy tym potrafił też cieszyć się życiem. Nie stworzył przy tym jednak filmowego pomnika. Pokazał zespół i jego lidera takimi, jakimi według mnie faktycznie byli, /pliki/zdjecia/boh2_2.jpg nie unikając tematów niewygodnych jak kryzysy wewnątrz zespołu, odmienność i samotność jego lidera oraz jego przegraną walkę z AIDS.

Do głównej roli Singer zaangażował ostatecznie młodego amerykańskiego aktora Rami’ego Malek’a (znanego wcześniej głównie z serialu "Mr. Robot"), gdyż jego pierwszy wybór do tej roli (Sacha Noam Baron Cohen - brytyjski komik) zdecydowanie odrzucili żyjący członkowie zespołu Queen. Ja, szczerze mówiąc, widziałam Rami’ego na ekranie chyba po raz pierwszy, ale mimo swoich obaw zostałam bardzo mile zaskoczona tą jego kreacją. Co tu dużo mówić. Miał nieprawdopodobnie trudne zadanie, ale podołał. Jego kreacja nie tylko mi się podobała i mnie przekonała, ale też dojrzałam w niej prawdziwego Freddie’go. Od pierwszej sceny filmu widać, że włożył on w tę kreację nie tylko serce, ale i wszystkie swoje aktorskie umiejętności, czego nie można nie docenić. Nie zapomniał o charakterystycznych ruchach Freddie’go i jego gestach (charakterystycznych ruchach wargami, czy też powalającej grze oczami). Pokazał fanom takiego Freddie’go, jakiego oczekiwali. Z jednej strony jako człowieka wolnego, twardego negocjatora, wybitnego artystę łamiącego bez skrupułów przeróżne muzyczne konwencje, ale też jako człowieka niezwykle wrażliwego, samotnego, mierzącego się z nieuleczalną chorobą. Jego kreacja zachwyciła samego Brian’a May’a (gitarzystę Queen), co chyba jest najlepszą rekomendację. Nie mam też zastrzeżeń do aktorów, którzy odtwarzali postaci pozostałych członków tego zespołu. Ci absolutnie dotrzymali mu kroku. Ich postaci i wątki zostały nie tylko świetnie napisane, ale i zagrane. Momentami odnosiłam wrażenie, że na ekranie widzimy prawdziwych muzyków, którzy grają samych siebie. Mnie szczególnie spodobał się jednak /pliki/zdjecia/boh3_0.jpg Gwilym Lee w roli Brian’a May’a. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem, gdy się pojawiał na ekranie, kradł Rami’emu scenę. Niezaprzeczalnym atutem filmu jest oczywiście jego ścieżka dźwiękowa z całą masą przebojów zespołu, które porywają serca, wzbudzają zachwyt, wywołują łzy i uśmiech na twarz. Na koniec dodam jeszcze, że zdjęcia i montaż w mojej ocenie są także niczego sobie.

A co mi się nie specjalnie spodobało? No, cóż, głównie drobne faktograficzne nieścisłości i próby podkoloryzowania niektórych faktów, na co być może wpływ mieli zaangażowani w produkcję filmu dwaj członkowie Queen, Brian May i Roger Taylor. Jak się tak dobrze zastanowić, to produkcji tej nie da się na dobrą sprawę niczego innego zarzucić, choć mnie denerwowało jeszcze coś. I nie chodzi mi tu o brak emocji (patrz scena finałowa!), a raczej o nierówno rozłożone akcenty ekspresji. Poza tym miałam wrażenie, że scenarzysta i reżyser nie chcąc narazić się fanom, nazbyt powierzchownie potraktowali niektóre niewygodne fakty z życia Mercurego, jak choćby ten o jego odmiennej seksualnej orientacji. To prawda, że film jest wizualnie piękny, a jego obsada dobrana wręcz idealnie, jednak brak właściwej chronologii wydarzeń (muzycy wykonują w filmie podczas trasy koncertowej w USA utwór "Fat Bottomed Girls", który stworzyli cztery lata później, a Freddie informuje członków grupy o swojej chorobie przed koncertem Live AID, podczas gdy faktycznie zdiagnozowano ją u niego dopiero jakieś dwa lata po tym koncercie itd.) i niedopracowanie niektórych szczegółów (Rami jest niższy od Freddie’go, ma też inny kolor oczu, a długość jego włosów w różnych okresach kariery różni się od tego, co nosił Freddie) trochę denerwują prawdziwych fanów zespołu.

/pliki/zdjecia/boh4_0.jpgPodsumowując. Fani twórczości Queen wyjdą z pewnością z kina zachwyceni, gdyż oprócz fantastycznej ścieżki dźwiękowej zobaczą również, jak powstawała muzyka tego zespołu. Film nie jest jednak rzetelną biografią Queen. Cóż, od tego są filmy dokumentalne, których o Queen i jej niezwykłym wokaliście powstało już co najmniej kilka. "Bohemian Rhapsody" to bardziej wizja Singera oparta w dużej części na autentycznych wydarzeniach. Polecam dokładne obejrzenie sceny finałowej (Queen na koncercie Live AID), która po prostu wbija w fotel, a jak twierdzą fani grupy, odwzorowano ją w skali 1:1. Fanom, jak wspomniałam powyżej, pewne kwestie mogą nieco przeszkadzać, ale ja nie robiłabym z tego jakiegoś wielkiego halo. Potrafię to zrozumieć. Cieszy mnie za to, że Singer opowiedział widzom tę niełatwą historię z klasą, a muzycy grupy oraz jej lider zostali pokazani na miarę tego, czego dokonali.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /46 wszystkich

Komentarze [3]

~roma
2019-01-19 19:37

Film faktycznie wzrusza na maksa i daje do myślenia.

~Lewy Twix
2019-01-07 20:14

Złote Globy 2019 rozdane. Rami Malek otrzymał Złoty Glob w kategorii „najlepszy aktor” za rolę Freddiego Mercury’ego, a film „Bohemian Rhapsody” otrzymał Złoty Glob w kategorii „najlepszy film dramatyczny”.

~maria
2019-01-07 11:05

Film ma swoje mankamenty ale klimat i muza powala.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry