To był ich czas
Po bardzo udanym początku sezonu, w którym Iga Świątek wygrała wielkoszlemowy French Open oraz pięć innych turniejów najwyższej rangi, a prawdziwą wisienką na torcie był awans naszej tenisistki na 1 miejsce w rankingu WTA, pojawiło się kolejne wyzwanie - US Open. W połowie bieżącego roku Iga obniżyła nieco loty, co polscy kibice tenisa odnotowali z pewnym niepokojem. Najwyraźniej było to widoczne w brytyjskim Wimbledonie, w którym tenisistka odpadła w trzeciej rundzie ze znacznie niżej notowaną w rankingu Alize Cornet. Trudno więc się dziwić, że polscy kibice z mieszanymi uczuciami, ale też z nadzieją, oczekiwali na występ Igi w Nowym Yorku.
Iga Świątek wygrywa trzeci wielkoszlemowy turniej w karierze
Polka rozstawiona została w turnieju z numerem jeden, a to dzięki swojej pozycji w rankingu, w którym przewodzi od 4 kwietnia. Od pierwszych pojedynków, rozgrywanych na twardych kortach nowojorskiego USTA Billie Jean King National Tennis Center, widać było znaczącą poprawę w grze Igi (przede wszystkim dobrze działający backhand przy linii, z którego Polka słynie). Na początek turnieju Iga stosunkowo szybko (tzn. w dwóch setach) rozprawiła się z Włoszką Jasmine Paolini, Amerykanką Sloane Stephens i kolejną Amerykanką Lauren Davis. Schody pojawiły się dopiero w 1/8 finału w pojedynku z Niemką Jule Niemeier, w którym Iga przegrała pierwszego seta w turnieju. Na szczęście po przegraniu pierwszego seta w meczu, wróciła do dobrej dyspozycji i pokonała ostatecznie znacznie niżej notowaną rywalkę (2-6, 6-4, 6-0). W ćwierćfinał przyszło Idze zagrać przeciwko doświadczonej zawodniczce, grającej na własnej ziemi - Jessice Pegula. Przed meczem dużo się mówiło o możliwej niespodziance, jednak i tym razem Polka nie pozwoliła Amerykance przejąć inicjatywy i rozstrzygnęła partię w dwóch setach (6-3,7-6). W półfinale czekała już na nią utytułowana Białorusinka z Mińska Aryna Sabalenka, specjalizująca się w grze deblowej. Łatwo nie było, gdyż Aryna rozegrała jeden z najlepszych meczów w tym sezonie, ale Iga była po prostu tego dnia lepsza i wygrała finalnie w trzech setach (3-6,6-1,6-4). Nadszedł więc czas wielkiego finału, w którym - tak jak obstawiano od początku turnieju – spotkały się dwie fantastyczne tenisistki, 21-letnia Iga Świątek i 28 –letnia Ons Jabour z Tunezji. Rywalka nie byle jaka. Finalistka tegorocznego Wimbledonu. W dotychczasowych bezpośrednich spotkaniach obu pań do turnieju w Nowym Yorku był remis (obie wygrały po dwa razy). Ku zdziwieniu kibiców, zwycięstwo przyszło jednak Polce tym razem stosunkowo łatwo (6-2,7-6) i mogła dopisać do swojego dorobku na korcie trzeci wielkoszlemowy sukces. Za zwycięstwo w US Open Iga zainkasowała 2,6 mln dolarów i zdobyła 1760 punktów, przekraczając magiczną granicę punktową, którą osiągnęli w historii tylko najwięksi (w najnowszym rankingu przy nazwisku Igi pojawiła się liczba 10365 pkt. Druga w zestawieniu, jej przeciwniczka w finale, Ons Jabour ma ich ponad połowę mniej).
Polscy siatkarze ze srebrnymi medalami mistrzostw świata
W tym samym czasie co US Open odbywały się również w Polsce i Słowenii Mistrzostwa Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn. Mistrzostwa te miały pierwotnie odbywać się w Rosji, jednak z wiadomych chyba wszystkim powodów miejsce zostało przez FIVB już na wiosnę tego roku zmienione. Polacy, mistrzowie świata z roku 2014 i 2018, rozpoczęli zmagania w grupie C, w której zmierzyli się z reprezentacjami USA, Bułgarii i Meksyku. Mecze z Meksykiem i Bułgarią potoczyły się zgodnie z oczekiwaniami ekspertów i kibiców. Wyraźna przewaga od początku pozwoliła trenerowi na rotację w składzie i sprawdzenie zmienników. Oba mecze zakończyły się pewnymi wygranymi naszych siatkarzy w trzech setach. Znacznie ciężej zapowiadał się ostatni mecz w grupie z należącą do najlepszych drużyn narodowych w ostatnich latach reprezentacją USA. Od pierwszej piłki walka na parkiecie hali w Gliwicach była niesamowita, a niesiona nieziemskim dopingiem kibiców polska reprezentacja pokonała ostatecznie ekipę prowadzoną przez Johna Sperawa 3-1. Zgodnie z oczekiwaniami prawdziwe schody miały się jednak zacząć dopiero w fazie play-off, choć na początek, dzięki wygraniu swojej grupy, Polacy, zajmujący pierwsze miejsce w rankingu światowej federacji, trafili na dość egzotycznego, zajmującego w niej 15. miejsce rywala – Tunezję. Dominacja polskiej reprezentacji w tym spotkaniu ani przez chwilę nie była zagrożona. Pokonaliśmy ambitnych Tunezyjczyków w trzech setach. W ćwierćfinale mistrzostw los po raz kolejny zetknął nas z reprezentacją USA. Choć pierwszy mecz z tą drużyną podczas tych mistrzostw wygraliśmy, to Nikola Grbić, trener naszych siatkarzy, przestrzegał kibiców, że mecz meczowi nierówny, a Amerykanie to zdecydowanie klasowy team. Pierwsze dwa sety tego spotkania w naszym wydaniu wyglądały dobrze. Problemy pojawiły się jednak w dalszej fazie meczu. Z jakiegoś bliżej nieznanego powodu nasza drużyna straciła koncentrację, miała ogromne problemy z przyjęciem i zagrywką, za to Amerykanie przebudzili się i zaczęli grać swoją siatkówkę. Na ich lidera wyrósł świetnie dysponowany tego dnia Matthew Anderson, który znakomitą grą zaczął siać zamęt w szeregach naszej drużyny. Dopiero w tie breaku udało się Polakom jakoś opanować sytuację i przełamać Amerykanów, co ostatecznie dało nam zwycięstwo 3-2 (25-20,27-25,21-25,22-25,15-12). Mecz półfinałowy, w którym polscy siatkarze zmierzyli się w katowickim Spodku z wielokrotnymi medalistami najważniejszych turniejów siatkarskich Brazylijczykami, z którymi w ostatnich latach regularnie spotykali się w półfinałach bądź finałach tych imprez, był w mojej ocenie zdecydowanie najtrudniejszy, jaki przyszło nam zagrać podczas tego turnieju. Naprzeciw naszych siatkarzy stanęła po raz kolejny ekipa naszpikowana autentycznymi gwiazdami tej dyscypliny, choć już trochę zaawansowanymi wiekowo (Leal, Wallace, Rezende, Hidalgo, Souza, Lucarelli). Szczególnym zagrożeniem wydawał się być dla naszego teamu ten pierwszy, który przed meczem z Polską był najlepiej punktującym zawodnikiem brazylijskiej reprezentacji. W Spodku okazało się, ze prawdziwi mistrzowie potrafią się spiąć na najważniejsze mecze. Mecz był fantastyczny, a gra toczyła się punkt za punkt, choć niekiedy raz jednej raz drugiej drużynie udawało się odskoczyć na kilka punktów po serii błędów przeciwnika. Na pewno widoczna była poprawa w zagrywce naszych zawodników, choć Brazylijczycy mimo to bardzo dobrze przyjmowali. Kluczem do sukcesu okazał się serwis nękający Leala i wykluczający go często z akcji ofensywnych oraz świetna dyspozycja Kurka w kluczowych momentach meczu. Z najlepszej strony pokazali się w tym spotkaniu w brazylijskiej ekipie Lucarelli, znany z gry we włoskiej drużynie Trentino oraz Leal i Wallace, którzy zdobyli najwięcej punktów. W naszej ekipie najlepiej punktowali zaś Kurek (24), Semeniuk (23) oraz Śliwka (19). Mecz ten ostatecznie rozstrzygnął tie-break i było to drugie pod rząd pięciosetowe spotkanie rozegrane przez biało-czerwonych w tegorocznym mundialu. Po pokonaniu Brazylii kibice uważali, że chyba i nikt nie będzie już w stanie przeszkodzić naszym siatkarzom w zdobyciu złotego medalu po raz trzeci z rzędu. W finale na drodze naszej reprezentacji stanęli Włosi, którzy z każdym meczem tego turnieju wyglądali coraz lepiej, a w półfinale gładko pokonali Słowenię 3:0. Okazało się, że tym razem Polacy mieli jednak słabszy dzień, za to Włosi zagrali rewelacyjnie i w każdym aspekcie siatkarskiego rzemiosła nas zdominowali. W odróżnieniu od naszych zawodników kończyli prawie każdą swoją akcje, świetnie bronili, blokowali, a do tego często mieli fart przy trudnych zagraniach technicznych. Poza pierwszym setem, który - co by nie mówić – Polacy wygrali szczęśliwie, nie mieliśmy wiele do powiedzenia. Ostatecznie przegraliśmy ten mecz 1:3, a rywale byli absolutnie poza zasięgiem naszych siatkarzy. Niestety, nie udało się podtrzymać passy zdobywania złotych medali mistrzostw świata z rzędu. Cieszyć powinny jednak nagrody indywidualne naszych siatkarzy (Kurek – najlepszy atakujący, Semeniuk – najlepszy przyjmujący i Bieniek – najlepszy środkowy). Sukces Włochów docenił cały siatkarski świat, choćby dlatego, że w ciągu kilku miesięcy ich trenerowi udało się zbudować nowy, fantastyczny zespół (Włosi byli jedną z najmłodszych drużyn turnieju). Wielkim zaskoczeniem turnieju było również odpadnięcie Francji w ćwierćfinale, choć tu trzeba dodać, że pokonali ich przyszli mistrzowie świata, Włosi. Apetyty polskich kibiców były z pewnością większe, ale przegraliśmy w finale z zespołem, który grał siatkówkę bliską ideału.
Grafika:
Komentarze [3]
2022-09-17 19:27
Iga Świątek to mistrzyni w swojej dyscyplinie. Jest jeszcze w tak młodym wieku, a lśni na światowych kortach niczym oszlifowany diament. Oby jej kariera była przez cały czas tak znakomita jak obecnie!
2022-09-17 19:25
Otóż to. Trzymam kciuki zwłaszcza za naszych siatkarzy z Bartoszem Kurkiem na czele, by podczas następnych mistrzostw poradzili sobie jeszcze lepiej niż w obecnych i przywieźli do kraju złoto.
2022-09-17 19:15
Gratulacje dla naszych znakomitych sportowców. Miejmy nadzieję, że ich kunszt będzie nieprzerwanie rozkwitał, a kolejne sukcesy pojawią się jeszcze nieraz!
- 1