Wenecja Północy
Zapierająca dech w piersiach zabudowa, setki mniejszych i większych łodzi pływających po wodnych kanałach i tysiące turystów przemierzających leniwym krokiem urokliwe uliczki… Wielu, czytającym ten opis, zapewne natychmiast przyszło do głowy skojarzenie z włoską Wenecją. Ale nie. Ja chciałam podzielić się z wami swoimi wrażeniami z bajecznie kolorowego, pełnego rowerów Amsterdamu, który to - dzięki udziałowi w szkolnym projekcie - miałam ostatnio okazję odwiedzić. Niezwykłemu klimatowi tego miasta i wspaniałym kompanom zawdzięczam, że czas tam spędzony zapamiętam na zawsze.
Amsterdam, czyli stolica Holandii, a równocześnie jej największe miasto, jest położony nad rzeką Amstel i leży w północnej części kraju. Prawie w połowie znajduje się poniżej poziomu morza, a ze względu na rozbudowaną sieć kanałów wodnych, dzielących miasto na liczne małe wyspy, nazywany jest Wenecją Północy. I choć jest konstytucyjną stolicą Holandii, to większość instytucji rządowych i ambasad innych państw ma swoje siedziby w znacznie mniejszej Hadze. Nie zmienia to jednak faktu, że sam Amsterdam jest centrum życia kulturalnego kraju, a także ważnym ośrodkiem naukowym i drugim pod względem wielkości portem handlowym (tuż po Rotterdamie).
Amsterdam, jak właściwie każde miasto, ma swój niepowtarzalny urok, ale tym, co przykuło moją uwagę były setki, a może i tysiące stojących w różnych miejscach rowerów. Holendrzy są nacją, która szczególnie upodobała sobie ten środek transportu, o czym można przekonać się zarówno w tym mieście jak i w całym kraju. Przy wszystkich ważnych obiektach znajdziemy tu wypożyczalnie rowerów, a ścieżki rowerowe zlokalizowane są dosłownie przy prawie każdej ulicy. Synchronizacja świateł jest także zupełnie inna niż w Polsce. U nas na zmianę czerwonego ludzika na zielonego musimy czasami czekać dobre kilka minut. Tam światła zmieniają się regularnie co minutę, co sprawia, że ruch przebiega płynnie. Zarówno piesi jak i kierowcy samochodów i jednośladów, które są dosłownie wszędzie, poruszają się płynnie i bezpiecznie. Moją uwagę zwróciły szczególnie rowery poprzypinane do barierek na mostach, do drzew, czy też do słupków. Niektóre, mocno nadgryzione zębem czasu, stoją tam zapewne od kilku a może i kilkudziesięciu lat. Być może właściciele o nich zapomnieli albo z jakiś powodów nie mogli po nie wrócić. W ten oto sposób każdy z tych rowerów zyskał swoją osobistą historię. Oczywiście w mieście tym nie brakuje specjalnych strzeżonych parkingów, niekiedy wielkości budynku, które mogą pomieścić parę setek rowerów. Holendrzy kochają swoje rowery i dbają o nie, bo zdają sobie sprawę, że te stanowią ich wizytówkę. Są one też oczywiście droższe niż w naszym kraju, ale chyba trudno się temu dziwić. Najfajniejsze jest jednak to, że rowerzyści są tu na drogach uprzywilejowani, czyli mają pierwszeństwo przed innymi pojazdami.
Urzekła mnie również zabudowa tego miasta. Tego po prostu nie da się opisać, trzeba to zobaczyć. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, są kanały, których jest tu aż 165. Mają one zazwyczaj około dwóch metrów głębokości, czasem są wąskie, a czasem szersze. Ale są bardzo zadbane i nie ma tu mowy o pływających śmieciach (chociaż na ich dnie znajdują się rzekomo porzucone przez ludzi rowerowe wraki) czy nieprzyjemnym zapachu wody. Przy nich stoją przycumowane łodzie, którymi można wybrać się w rejs wycieczkowy po tym mieście, ale nie tylko, o czym za chwilę. Ulice połączone są mostami przecinającymi owe wodne szlaki, toteż łatwo jest się dostać z jednego punktu do drugiego. W przeciwieństwie do południowego odpowiednika, w Amsterdamie nie ma na szczęście tradycji budowania domów bezpośrednio przy kanałach. Z reguły oddziela je od kanałów chodnik, ulica i szeroki pas zieleni. Urokliwe kamieniczki są wybudowane w szeregu, a przejścia między nimi są bardzo wąskie. Każdy z nich ma swoją historię. Mnie urzekła historia domu „Ojciec i Syn” i najmniejszego domku świata. Według mnie nie ma tam dwóch takich samych budynków. Znajdują się w nich często nowoczesne biura, różnego rodzaju muzea i galerie sztuki, klimatyczne kawiarnie, bary, w których podają wyśmienite jedzenie, czy designerskie sklepiki, ale większość jest zamieszkiwana przez zwykłe rodziny. Nie chcę nawet myśleć, ile wynosi opłata za czynsz w takim mieszkanku!
A skoro już o domach mowa… Domek na łódce właściwie nie jest jakąś nowością w dzisiejszych czasach, oczywiście jeśli mówimy o domku letniskowym. Natomiast tutaj ludzie po prostu mieszkają na łódkach. Są one przycumowane do brzegu, każda ma swój numer i skrzynkę pocztową. Na ich dachach zazwyczaj jest zaaranżowany niewielki ogródek. Osoby, które posiadają specjalne pozwolenie na takie mieszkanko i zadbały o to, aby wszystko było legalnie, mają w takowej łodzi dostęp do prądu oraz bieżącej wody. Ci natomiast, którzy zamieszkują przycumowane łodzie nie do końca zgodnie z prawem, nie mają takiego komfortu. Ciekawa jestem czy i tu znaleźli się i tacy, którzy w jakiś sposób ominęli przepisy, a mimo to korzystają z takich samych przywilejów?
Amsterdam, pomijając rzesze turystów i fakt, iż jest ponoć najbezpieczniejszym miastem Europy, ma też jednak swoją ciemną stronę. Na pewno wielu z was słyszało już o Dzielnicy Czerwonych Latarni. Otóż okazuje się, że wcale nie tak łatwo tam trafić, bo nie wyróżnia się jakoś specjalnie. Błądząc jednak pomiędzy kamienicami poza centrum miasta, nie trudno natknąć się na sklepiki „zielarskie”, których jest tam zatrzęsienie. Jak się dowiedziałam nie łatwo jest jednak skorzystać z tego „dobrodziejstwa”, bo zakup marihuany czy innych produktów zawierających substancje psychoaktywne możliwy jest tylko przez osoby pełnoletnie, które mogą okazać się dowodem tożsamości potwierdzającym holenderskie obywatelstwo. Mowa tu oczywiście o tych sklepach, których właściciele starają się działać zgodnie z prawem, bo dam sobie rękę uciąć, że w amsterdamskim podziemiu można nabyć takie produkty o wiele taniej i bez okazywania czegokolwiek, no może prócz gotówki.
Ostatnia rzecz, jaka zwróciła moją uwagę, to niezwykły spokój tego miasta. Choć zamieszkuje je prawie milion mieszkańców, to życie płynie tu leniwie. Ludzie mają swoje sprawy, ale nie gonią i nie spieszą się, jak w większości innych europejskich miast. Tutaj każdy każdego pozdrawia z uśmiechem, emeryci spacerują powoli po zielonych trawnikach ze swoimi pupilami, sąsiedzi są dla siebie życzliwi, a ludzie nie boją się wystawiać rzeczy osobistych na ulicę. Widać również, że są niezwykle tolerancyjni wobec inności, czego dowodem są tęczowe flagi wywieszone na różnych gmachach publicznych i łodziach. Jest to też miejsce przyjazne turystom. Nie ma tu chyba zwyczaju naciągania ich na każdą tandetną błahostkę, a przynajmniej ja czego podobnego nie doświadczyłam. Poza tym większość Holendrów (zarówno starsi jak i młodsi) mówi płynnie po angielsku, dlatego nie zawsze jest kogo zapytać o drogę czy też poprosić o pomoc. Chyba to właśnie z tego wszystkiego wzięło się powiedzenie, że Amsterdam jest dużą wioską, gdzie wszyscy się znają.
O tym wspaniałym mieście niewątpliwie można by opowiadać godzinami. Ja zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Grafika:
Komentarze [1]
2017-01-03 07:37
Warto zobaczyć i podziwiać to miasto
- 1