Wyobraź sobie, że…
W roku 1971 John Lennon wydał płytę „Imagine”, na której znajdowała się piosenka o takim właśnie tytule, której tekst opisywał świat wymarzony sobie przez tego artystę; świat antyreligijny, antynacjonalistyczny, antykapitalistyczny, nonkonformistyczny, wręcz idealny. Jednak czy dla wszystkich? Ja mam co do tego ogromne wątpliwości, gdyż do tej pory, a od wydania tej płyty upłynęło już 52 lata, jakoś nie milkną głosy ludzi ostro krytykujących Johna za ten jego tekst.
John Lennon zyskał sławę dzięki niezwykłej popularności zespołu The Beatles, którego był członkiem i zdecydowanie najbardziej charyzmatyczną postacią. Od zawsze był też postacią bardzo kontrowersyjną. Wielkim echem w świecie odbiła się choćby jego wypowiedź, że „The Beatles stali się ważniejsi od Chrystusa”. Jak się domyślacie poskutkowała ona lawiną ataków na zespół, choć według mnie w żadnym wymiarze nie obrażała ona katolików, tylko zwracała uwagę na niebezpieczne zjawisko zatracenia się młodych ludzi w muzyce, w efekcie czego zapominali oni o sobie i swoim życiu duchowym.
Największy jednak zwrot w życiu Lennona miał miejsce po poznaniu niezależnej japońskiej artystki Yoko Ono, w której się zakochał i to z wzajemnością. Ta znajomość odmieniła go nie tylko jako artystę ale przede wszystkim jako człowieka. Razem manifestowali poglądy mocno lewicowe, odrzucając przy tym obowiązujące normy społeczne i przede wszystkim przemoc, która ich zdaniem jest źródłem wszelkiego zła na tym świecie.
Natchniony tymi wzniosłymi ideami Lennon napisał wspomnianą piosenkę, w której tekście zawarł wszystkie istotne dla niego postulaty. Zaprosił w niej też wszystkich swoich fanów do ich rozważenia i „dołączenia” do niego i jego małżonki (ten sposób postrzegania świata wielu przyrównuje do ideałów hipisów). Zachęcał w owym tekście do wyobrażenia sobie świata bez narodów i religii, bez strachu przed piekłem i marzeniami o Niebie, czy też bez tak typowej dla rodzaju ludzkiego chciwości i chęci nieustannego pomnażania własnych dóbr. Świata, w którym nie byłoby niczego, za co warto byłoby zabijać i za co warto byłoby umierać. Świata, w którym wszyscy tworzyliby jedność i żyliby w pokoju. Ja odebrałem ten tekst Lennona jak apel o pokój, równość i braterstwo dla całej ludzkości. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że to spojrzenie mocno utopijne i naiwne, lecz chciałbym abyście teraz przenieśli się w swojej wyobraźni właśnie do tego wyśnionego przez Lennona świata.
Załóżmy, że John Lennon osiągnął swój cel i przekonał ludzi do odrzucenia dotychczasowego systemu, skupienia się na indywidualizmie, autokreacji, poznaniu siebie oraz otaczającego nas świata. Świata, w którym każdy może być sobą, tworząc jednocześnie z innymi jedną wielką wspólnotę. Świata, w którym wszyscy ludzie są dla siebie braćmi, wspierają się, przemoc nie istnieje, a o wojnach wspomina się tylko w opracowaniach historycznych. Świata, w którym aktywiści ekologiczni znikają w tłumie ludzi w hawajskich koszulach, długich włosach i w oparach dymu z marihuany, bo przecież to świat, w którym dbanie o naturę byłoby wręcz… naturalne.
Piękne marzenie nie tylko Lennona i Marksa, ale też najgorszy koszmar Korwina, po którym budzi się z krzykiem, zlany potem. Niestety lub stety (zależy dla kogo), ale taka wizja świata pozostanie najpewniej na zawsze jedynie w sferze naszych marzeń. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy całkowicie odrzucić wszystkie idee głoszone przez tych ludzi (jeśli już to ja na przykład odrzuciłbym jedynie narkotyki). Dlaczego jednak mielibyśmy odrzucać obdarzanie innych miłością, pacyfizm, specyficzny indywidualizm, który nie wyklucza wspólnoty, a w niektórych przypadkach również pogodnego nihilizmu?
Czym jest ów pogodny czy też optymistyczny nihilizm? Mogłoby się wydawać, że to kolejny przykład oksymoronu, który mógłby stać obok takich klasyków jak „sucha woda” czy „zimny ogień”, lecz nic bardziej mylnego. To filozofia, której wyznawcą jest choćby Rick Sanchez z serialu „Rick i Morty”. Genialny naukowiec i zdecydowanie najbardziej inteligentny człowiek we wszechświecie, który zdaje sobie sprawę z bezsensowności tego wszechświata. Człowiek, który doskonale wie, że to, co robi, nie ma większego sensu, ale to nie przeszkadza mu wcale w poznawaniu jasnych stron życia. Czerpie satysfakcję z buntu i ukazywania absurdów tego, co nas otacza, akceptując przy tym bezcelowość naszej rzeczywistości.
Podstawą tej filozofii jest oczywiście nihilizm, który odrzuca istnienie obiektywnych zasad i norm moralnych, ponieważ wszystko tu na Ziemi wydaje się być subiektywne. Zatem nie ma żadnej drogi, która dawałaby nam pewność, że postępujemy słusznie.
Filozofia Ricka tchnie egoizmem i zobojętnieniem. Postronny obserwator może uznać takie zachowanie nawet za niemoralne, lecz jego zdaniem moralność przynosi często więcej szkód, niż obojętność, a niekiedy błędne rozwiązania. Jako przykład można przedstawić odcinek, w którym to naukowiec sprzedaje broń płatnemu mordercy, a w zamian za otrzymane pieniądze planuje zabawić się na automatach. Morty, reprezentant altruizmu, nie może jednak pozostać obojętny na skutki sprzedania broni i ratuje cel kupcy broni, czyli postać o imieniu Pierd. W konsekwencji ginie wielu ludzi, a pod koniec odcinka dowiadujemy się, że celem Pierda było zniszczenie całego wszechświata, więc ten i tak musi zginąć z ręki Morty’ego.
Pod koniec szóstego sezonu widzimy jednak, że Rick nie zawsze jest obojętny na los ludzi. Tworzy nawet specjalnego robota, który ma go udawać, by jego rodzinie wydawało się, że się zmienił i w końcu stał się prawdziwym i troskliwym członkiem rodziny. Tworzy go, bo wie, że sam nie da rady dać im szczęścia, które mógłby, ale wszystkim wmawia, że zrobił to, by się skupić na tropieniu swojego nemesis.
Droga obrana przez Ricka pomaga mu też w odnalezieniu sensu w bezsensie czy też chaosie i w tak cenionej przez środowiska hipisowskie samorealizacji. Skutkuje też skupianiem się na małych rzeczach, które dają mu radość i robieniu tego, co chce, bez zbędnego zastanawiania się, czy w konsekwencji otrzyma jakiekolwiek wymierne korzyści. Za przykład niech posłuży nam sytuacja, w której Rick przejął i „zaaranżował” niezamieszkaną przez inteligentne formy życia planetę, tylko po to, by mieć spokojne i piękne miejsce do defekacji.
Świat wymarzony przez Johna Lennona jest utopijny i niestety zbyt idealny, by mógł powstać kiedykolwiek w otaczającej nas rzeczywistości, ale czy te jego pomysły nie pomogłyby nam być szczęśliwymi ludźmi?
Grafika:
Komentarze [9]
2024-01-06 23:21
Interesujący artykuł. Zastanawia mnie jednak dlaczego na gazetce od tak długiego czasu nie pojawiają się nowe teksty
2024-01-06 15:46
Mam pozytywne odczucia co do stylu artykułu. Jest wciągający i dobrze napisany. Czekamy na więcej!
2024-01-03 15:30
Chciałbym żeby Gutek publikował więcej tekstów. Bardzo mi się podobają.
2024-01-02 20:55
Gutek się postarał i świetnie mu wyszło. Mi tekst się podobna.
2023-12-30 00:59
Czy wyście poszaleli z tymi komentarzami?
2023-12-29 19:15
Gutku świetnie poradziłeś sobie z napisaniem tego artykulu
2023-12-23 18:13
Gutku, nie daj się prowokować.
2023-12-23 00:16
Ja lubię Gutka i jego teksty, są one bardzo ciekawe.
2023-12-22 19:27
Nie lubię czytać tekstów Gutka.
- 1