Z pamiętnika Julii
Zaczęłam kolejny rok szkolny, ale ten w nowej szkole. Denerwowałam się bardzo, bo nie wiedziałam, jakich ludzi tam spotkam i czy w ogóle dam sobie radę. 1 września udałam się mocno zestresowana do nowej szkoły i o wyznaczonej godzinie zameldowałam się na placu, gdzie odbywała się uroczysta inauguracja.
Na początku stałam na tym placu sama i raczej bałam się nawiązywać z kimkolwiek kontakt. Dostawałam oczywiście wiadomości, w których inni nowi uczniowie z mojej przyszłej klasy pytali: „Gdzie jesteście?”, „Jak wyglądacie?”, bo widocznie czuli się podobnie jak ja, ale w odróżnieniu ode mnie szukali kontaktu z nowymi koleżankami i kolegami, chcąc poczuć się pewniej, ale ja nie odpisywałam. Cóż poradzić. Jestem introwertyczką i mnie naprawdę nie jest łatwo okazywać emocje, nawiązywać i potem podtrzymywać nowe znajomości. Ja wolę przesiadywać w domu i w samotności oglądać filmy lub czytać książki. Zetknięcie z grupą nowych ludzi zawsze było dla mnie wyzwaniem i stresem. To nie jest jednak tak, że ja nie potrzebuję bliskich osób, takich, z którymi mogłabym o wszystkim porozmawiać, ale nigdy nie był to dla mnie priorytet i nigdy o to jakoś specjalnie nie zabiegałam. Nigdy też takich nie spotkałam. Miałam co prawda różnych znajomych, w których towarzystwie lubiłam nawet przebywać, ale nigdy nie byłam pewna, czy mogę na nich liczyć.
Sytuacja zmieniła się znacząco, gdy poszłam do gimnazjum. Nie wiem, jak i dlaczego to się stało, ale wpadłam wówczas w złe towarzystwo. Trafiłam na ludzi, którzy mi imponowali, i którym postanowiłam wreszcie zaufać, ale pomyliłam się, bo dzięki nim wkroczyłam też na niebezpieczną drogę. Oczywiście opinia rodziców na temat tych moich znajomych w ogóle mnie wtedy nie interesowała, choć ci ostrzegali mnie od początku i mówili otwarcie, że ich zdaniem dokonałam fatalnych wyborów. Zaczęłam niewinnie od powszechnie dostępnych używek, ale bardzo szybko sięgnęłam podczas jednej z imprez po narkotyki. Pamiętam, że początkowo nawet mi się to podobało, a zabawa była niezła, ale gdy trafiłam z poważnym zatruciem do szpitala i rozpoczęłam walkę o życie, to już mi tak wesoło nie było.
Po powrocie ze szpitala postanowiłam zerwać kontakty z tamtymi ludźmi, co było efektem poważnych rozmów, które w tamtym okresie odbyłam i przemyślenia sobie paru rzeczy. Na dobrą sprawę wszystko wróciło do poprzedniego stanu, a ja znowu zamknęłam się na ludzi. Najważniejsze, że nadal mogłam liczyć na moich rodziców, którzy nigdy nie zostawili mnie samej ze moimi problemami. Na szczęście ten etap mam już za sobą, choć do poprzedniej szkoły wracam jeszcze niekiedy we wspomnieniach.
Tego pierwszego dnia w nowej szkole stałam jednak sama przez długą chwilę na tym placu szkolnym, aż doszłam do wniosku, że musze się przełamać i zacząć szukać tej mojej nowej klasy. Nie było to takie łatwe, bo nikogo nie znałam (nawet z widzenia). Co prawda dobrze wiedziałam, że moi nowi koledzy i nowe koleżanki robili sobie spotkania jeszcze w trakcie wakacji, o czym informowali wszystkich na „grupie”, ale ja na żadne z nich nie poszłam, bo było to dla mnie za trudne. Po kilku minutach przedzierania się przez tłum na placu udało mi się odnaleźć parę osób z mojej klasy, a mówiąc uczciwie, to raczej im udało się znaleźć mnie. Tak czy inaczej powitali mnie raczej serdecznie. Nauczona smutnym doświadczeniem z etapu gimnazjalnego zachowywałam jednak dystans, bo wiedziałam już, że pozory mylą i każdy na początku prawie potrafi być miły, co wcale nie znaczy, że tak będzie już zawsze. Wielu tych serdecznie uśmiechających się do ciebie podczas pierwszego spotkania ludzi, zostawi cie bez skrupułów i odwróci się do ciebie plecami, gdy tylko nie spełnisz ich oczekiwań lub pojawią się jakieś nieporozumienia. Mimo to porozmawialiśmy sobie miło, pośmialiśmy się, choć nie była to dla mnie komfortowa sytuacja. Starałam się mimo wszystko dotrzymywać im kroku. W międzyczasie przewodnicząca szkoły zabrała głos, po niej kilka słów powiedział do nas dyrektor szkoły i przewodniczący rady rodziców i sztandar został wprowadzony. Żadnych fajerwerków. Typowe rozpoczęcie roku szkolnego.
Po tej oficjalnej części udaliśmy się wspólnie do jednej z sal z nową wychowawczynią, która porozmawiała z nami przez kilka chwil, pokazała nam szkołę i poszliśmy do domów. No i tak zaczął się kolejny etap w moim życiu. Moja mama, tak na wszelki wypadek, już pierwszego dnia zapisała mnie do psychologa szkolnego, za co jestem jej wdzięczna, bo dziś już wiem, że sama nie poradzę sobie ze wszystkim problemami, które mogą tu na mnie spaść.
I tak na zdobywaniu nowych doświadczeń mijały mi pierwsze dni i tygodnie szkoły. Trafiłam do klasy, w której było bardzo wielu nietuzinkowych ludzi o oryginalnych zainteresowaniach. W końcu to mat - fiz - inf. Z nauką też sobie radziłam, choć w nowej szkole znacznie trudniej było potwierdzić swoje umiejętności. Ale nie odpuszczałam. Siedziałam w książkach po parę godzin dziennie, ale dawałam radę. O dziwo udawało mi się też mimo nawału obowiązków znaleźć zawsze czas na spotkania ze znajomymi i zaczęłam nawet odczuwać potrzebę takich spotkań. Dostrzegłam w sobie zasadniczą zmianę. Na nowo zaufałam ludziom i otworzyłam się na nich! Życie nabrało jaśniejszych barw, a mnie chciało się tańczyć i śpiewać.
No i stało się. Po raz kolejny przekonałam się, że nie można chwalić dnia przez zachodem słońca. Jedna z moich koleżanek z klasy, z którą od pierwszych dni miałam bardzo dobre relacje, gdyż miałyśmy podobne zdanie na różne tematy i zainteresowania, zawiodła moje zaufanie. Dowiedziałam się pewnego dnia, że przekazuje innym znajomym to, co ja mówię jej w zaufaniu. Było mi przykro. Poczułam się zdradzona i oszukana. Zerwałam tę więź i odsunęłam się od niej, ale rana nie chciała się goić. Znów się zdystansowałam od ludzi i straciłam do nich zaufanie. Jest mi smutno, bo po raz kolejny dotkliwie przekonałam się, jak trudno jest znaleźć przyjazną duszę, która chciałaby być z nami na dobre i na złe, o ile to w ogóle możliwe.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?