Zagadka Nataschy Kampusch
Historia Nataschy Kampush, ofiary najsłynniejszego i podobno najdłuższego w historii porwania, wywołuje nieustannie ogromne emocje. Współczucie, przerażenie i niezrozumienie. W głowie rodzi się mnóstwo pytań, na które niełatwo znaleźć sensowne odpowiedzi. Próbę ustosunkowani się do tej niecodziennej historii podjął ponad 3 lata temu reżyser Sherry Hormann w filmie „3096 dni”, w który opowiedział o ośmioletnim piekle życia Austriaczki w domu porywacza. Zaskakujące światło rzuciła na tę historię również sama poszkodowana w opublikowanej w 2011 roku pod takim samym tytułem autobiografii.
Film oglądałam jakieś 2 lata temu, a i tak pamiętam dokładnie każdy szczegół. Jest to jedna z tych historii, których nie chce się oglądać po raz kolejny. Po obejrzeniu zainteresowałam się jednak niezwykłą historią tej kobiety. Przeczytałam sporo materiałów prasowych na jej temat, aż w końcu sięgnęłam i po jej autobiografię.
Wszystko zaczęło się w 1988 roku, kiedy 10- letnia Natascha szła do szkoły. Tak opisała potem w swojej autobiografii pierwsze spotkanie z niezrównoważonym psychicznie 32- letnim Wolfgangiem Priklopilem. „Po raz pierwszy zobaczyłam go na ulicy. Szłam do szkoły, a on stał koło swojego białego vana na pobliskim parkingu. Bałam się, w głowie cały czas kołatały mi słowa mojej mamy: „nie rozmawiaj z nieznajomymi”, „nie wsiadaj do obcych samochodów”. Ale kiedy spojrzałam mu w oczy, wszystko prysło. Miał niebieskie oczy, ale jego spojrzenie było dziwnie puste. Wyglądał na nieśmiałego, zagubionego i zupełnie bezbronnego. Dziś nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wtedy poczułam jakąś dziwną chęć, by mu pomóc. Ostatecznie jednak zrobiłam krok w tył. Chciałam odejść. Nie pozwolił, zamiast tego złapał mnie mocno i gwałtownie wrzucił do vana. Wszystko wyglądało jak scenariusz jakiegoś horroru. A to był tylko początek mojego nowego, ośmioletniego życia”.
Na początku nie odczuwała aż takiego strachu, ponieważ nie do końca zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazła. Mężczyzna zamknął ją w pomieszczeniu, mieszczącym się w piwnicy własnego domu pod Wiedniem, do którego zaglądał kilka razy dziennie, by podać jej coś do jedzenia albo też chwilę z nią porozmawiać. Po kilku pierwszych dniach niewoli Natascha zaczęła odczuwać ogromną tęsknotę za rodziną. Jednak mężczyzna, pytany przez nią o to, kiedy pozwoli jej wrócić do domu, nie udzielał żadnych odpowiedzi. Czuła się jak ptak zamknięty w klatce. A gdy po paru latach oprawca po raz pierwszy pozwolił jej wyjść na zewnątrz, zdała sobie wreszcie sprawę, w jak okropnej sytuacji się znajduje. „Okazało się, że drzwi do mojego pokoju są z drugiej strony zabezpieczone betonową pokrywą. A prowadził do nich jedynie wąski korytarz. Gdy jednak wyszliśmy z tego labiryntu, wiedziałam już, jak szczelnie jestem zamknięta i jak trudno byłoby komukolwiek mnie tu znaleźć” - czytamy na stronach autobiografii.
Z roku na rok było coraz gorzej. Początkowo jej dręczyciel zachowywał się przyzwoicie, był nawet dla niej czuły. Całował ją na dobranoc, tulił i mówił miłe słowa. Z czasem stracił jednak dla niej szacunek, a gdy weszła w okres dojrzewania, zrobił się wręcz agresywny. Wtedy zaczął nią gardzić i traktował ją jak niewolnicę. Żądał, aby odnosiła się do niego z szacunkiem, klękała przed nim i nazywała go „mistrzem”. Po raz pierwszy zgwałcił ją, gdy miała 14 lat. Zmuszał ją także do ciężkiej pracy fizycznej, w wyniku czego dziewczyna była skrajnie wyczerpana. Natascha napisała potem w swojej autobiografii, że najbardziej nienawidził, kiedy płakała. W takich chwilach „Łapał mnie za gardło, wlókł nad zlew, wciskał moją głowę pod wodę i naciskał na tchawicę, póki całkiem nie straciłam przytomności” – wspomina. Codziennie słuchała też szeregu obelg na swój temat. Wszelkie komunikaty przekazywał jej przez głośniki, a cały czas podglądał ją na swoim monitorze. Takim to sposobem miał nad nią pełną kontrolę. Zmienił jej również imię na Bibiana, co miało podkreślać, że od tej chwili jest jego własnością. Jak każda nastolatka pragnęła jednak normalnego życia, bliskości i czuła potrzebę przebywania z kimś. Nie miała jednak wyboru, dlatego cieszyła się o dziwo na każdą chwilę, jaką mogła spędzić z tym mężczyzną. "Czasami robiłam wszystko, by tylko zatrzymać go w moim pokoju na dłużej. Zdarzało się, że razem spaliśmy, przygotowywaliśmy posiłki, jedliśmy, oglądaliśmy telewizję. W ten sposób dawał mi namiastkę normalności" – pisze Kampusch. Cóż, to z pewnością niezwykłe.
Gdy miała 18 lat podjęła spontaniczną decyzję, która odmieniła jej życie. W sierpniu 2006 roku w czasie mycia samochodu mężczyzny na posesji, uciekła przez niedomkniętą furtką i pobiegła w stronę ulicy, gdzie miała nadzieję spotkać jakichś ludzi. Udało się. Dotarła do willi w Strasshof, której właściciele rozpoznali w niej zaginioną przed laty 10 letnią dziewczynkę i powiadomili policję.
Ale chyba najbardziej zadziwiające jest zakończenie tej historii. Wolfgang Priklopil tuż po tym, jak dowiedział się o ucieczce dziewczyny, popełnił podobno samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Piszę podobno, bo według późniejszych ustaleń austriackiej policji nie było to jednak samobójstwo. W trakcie sekcji ustalono, że rany na szyi denata wskazują, że głowę odcięto mu przed położeniem ciała na torach. Śledczy bardzo skrupulatnie gromadzili, a potem przeanalizowali cały materiał i doszli do wniosku, że porywacz nie mógł ani samodzielnie zaplanować, ani zorganizować tego porwania i musiał mieć wspólnika, który najprawdopodobniej uciszył go teraz, by policja przestała drążyć tę sprawę. Najbardziej zadziwiło mnie jednak to, co o śmierci swojego oprawcy napisała sama Natascha. Okazuje się, że zrobiło jej się go żal i była daleka od poczucia satysfakcji. Dziwne? Zaskakujące? „Ludzie najbardziej nie mogli mi wybaczyć tego, że nie potępiłam sprawcy mojego porwania zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej. Oczywiście porywacz zrabował mi młodość, zamknął mnie i torturował, ale to on w decydujących o rozwoju latach między jedenastym i dziewiętnastym rokiem życia był także jedyną bliską mi osobą. Poprzez ucieczkę uwolniłam się nie tylko od mojego prześladowcy. Straciłam także człowieka, który siłą rzeczy był mi bliski. Ale nie pozwolono mi na smutek po jego śmierci, nawet jeżeli był trudny do zrozumienia” – przyznała.
Po kilku latach od uwolnienia Natascha zaczęła wręcz odczuwać sympatię do Priklopila i usprawiedliwiać go. Na sprzedaży autobiografii i wywiadach dorobiła się fortuny, z której jednak nie korzysta. Rzuciła też szkołę i zaczęła unikać ludzi. Za to zamieszkała w domu swojego oprawcy, który zapisał go jej w spadku. Dziwne?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?