„Zmierzch” okiem pokolenia Z – cz. 2
To, że w pierwszej części poznęcałam się odrobinę nad „Zmierzchem”, pierwszą powieścią serii Stephenie Meyer, nie oznacza, że uważam ją za niegodną uwagi i niewartą przeczytania, a jej adaptację filmową za niewartą obejrzenia. Ja przeczytałam ową powieść i obejrzałam film co najmniej kilka razy i w sumie bardzo polubiłam tych bohaterów. Jednak gdy spoglądam na te dzieła tak na chłodno, analizując różne ich aspekty, to nie mogę nie dostrzec także ich słabości, a szczególnie niekonsekwencji i sporej ilości absurdów, które sprawiają, że historia ta wydaje się miejscami nielogiczna. Oczywiście doceniam fakt, że wszystkie powieści serii napisane są lekkim językiem i czyta się je szybko i bardzo przyjemnie, ale mimo to trudno mi zignorować fakt, że owe nieścisłości, tak w pierwszej części jak i w pozostałych, po prostu bardzo irytują.
Część trzecia - „Zaćmienie”. W pierwszej części poznaliśmy wampira, który lubił polować. Tu dowiadujemy się, że wampiry są z natury mściwe, bo jego dziewczyna (Ruda) zamierza się teraz zemścić, tworząc armię „nowonarodzonych”. Między Bellą i Edwardem trwa za to sielanka, choć ta widuje się jeszcze niekiedy z Jacobem (czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy ów kasztanowłosy przypadkiem jej nie oszukuje w kwestii swego wieku, bo zachowuje się jak typowy zazdrosny nastolatek). Jacob najwyraźniej jednak nie chce odpuścić i całuje Bellę. Ta uderza go w twarz, ale rani się w rękę. Niby nic niezwykłego. Ale zgodzicie się ze mną, że już zachowanie jej ojca, który się o tym dowiaduje, normalne raczej nie jest. Miast zbesztać wilkołaka, zachowuje się tak, jakby całowanie jego córki i to bez jej zgody, było czymś normalnym i akceptowalnym.
Wróćmy jednak do zagrożenia. Armia nadchodzi. Naturalnie należy to zataić przed włoską mafią, bo jak się zjawi, a Bella nie będzie wampirkiem, to będą kłopoty. Ona nawet by tego chciała, ale jej ukochany jest innego zdania. To znaczy, że on chętnie by ją zamienił, ale pod warunkiem, że ona za niego wyjdzie. I mamy ot taki mały szantażyk. Wkrótce ma się zacząć bitwa. W tym czasie Bella i Jacob są na jakimś plemiennym ognisku i tam poznają historię pochodzenia plemienia „zmiennokształtnych”. Słyszy historię, w której żona wodza przebiła się sztyletem, aby uratować ich plemię przed wampirzycą, która - jak praktycznie wszystkie wampiry - wariuje gdy poczuje zapach krwi. Nie rozumiem, dlaczego kobieta ta nie mogła sobie na przykład przeciąć ręki, ale cóż, doceniam jej poświęcenie. W międzyczasie wilki dogadują się z wampirami, by walczyć razem. Bella całuje Jacoba, a Edwardowi mówi, że kocha ich obu, choć jego jakby bardziej i przyjmuje też jego oświadczyny. Dwaj zalotnicy odbywają miłą pogawędkę. Dochodzi do bitwy, która w powieści została potraktowana po macoszemu, stąd brak emocje z nią związanych (w filmie wcale nie jest inaczej). Edward walczy z Rudą, a Bella wykorzystując trik, o którym usłyszała podczas spotkania członków plemienia Jacoba, rani się w rękę, co rozkojarza wampirzycę. Nasi zwyciężają, ale wtedy przybywa mafia, choć jej pojawienie się na dobrą sprawę nic do akcji nie wnosi. I mamy koniec. Saga może trwać dalej.
Ślub. Nareszcie spełniło się marzenie świecącego się jak choinka w czasie świąt wampira. W filmie słyszymy kilka zaiste żenujących toastów, dlatego pozwolę sobie je pominąć i skupię się na książce, Co jest po weselu? Oczywiście podróż poślubna. Młodzi bawią się na wyspie. Wszystko niby jest w porządku, ale nieoczekiwanie dowiadujemy się, że Bella jest w ciąży. Czy to możliwe? Z tego co już wcześniej zrozumiałam wampirzyce nie mogą zajść w ciążę. No i aby mogła nastąpić erekcja, musi nastąpić napływ krwi do ciał jamistych prącia. Napływ krwi u wampira, istoty, której ciało jest krwi pozbawione? To jeden z największych absurdów serii. Zakochani wracają do domu i zaczyna się chyba najsłabszy fragment serii, a mianowicie akcja jest nam opowiadana z perspektywy Jacoba i trwa to, aż porodu Belii. To także jeden z najnudniejszych fragmentów. Bella i Edward kłócą się ciągle, czy nie lepiej płód usunąć, bo jak się dowiadujemy, odbiera on Belli siły życiowe. W końcu jednak dochodzi do porodu, w trakcie którego Bella zasadniczo umiera, ale nie do końca, bo Edward zamienia ją w wampira. „Nowonarodzona” jest niezwykła, super silna i podbija serca wszystkich dookoła. Najbardziej chyba Jacoba, który wyraźnie zakochuje się w tym nowonarodzonym dziecku. Dorosły facet. No, nie. Patologia. Mafia dowiaduje się o dziecku, ale jej przedstawiciele myślą, że to dziecko zostało ugryzione i zamienione w wampira, dlatego znowu chcą ich zaatakować. Nasi zbierają świadków. Poznajemy wampiry z całego świata, które dysponują też różnymi mocami. Alice i Jasper (para dobrych wampirów) w pewnej chwili niespodzianie znikają. Pozostali myślą, że ich opuścili, ale gdy bohaterka poznaje prawdę o ich zniknięciu, pojawia się następny dziwny wątek, czyli podrabianie dokumentów. To tak dziwne, że aż nie chce się o tym pisać.
W końcu nastaje czas bitwy. Chyba każdy czytelnik nastawia sie na fajną akcję? Guzik z tego, bo skłócone strony tylko sobie gadają i gadają, żeby na koniec się rozejść. W filmie do bitwy faktycznie dochodzi, przynajmniej tak na niby, bo Alice, która wróciła, pokazała swoją wizję tej bitwy przywódcy mafii. Oczywiście logicznie jest to niemożliwe, ponieważ wampirzyca ta nie widziała przyszłości, jeśli występowali w niej zmiennokształtni, a oni brali przecież udział w tej bitwie, ale mniejsza o to, bo ten absurd nie występuje na szczęście w książce, a w filmie zapewnia jedynie trochę rozrywki.
I wszyscy żyliby pewnie długo i szczęśliwie, gdyby nie fakt, że Stephenie Meyer postanowiła opowiedzieć tę samą historię, ale z perspektywy Edwarda. Tak właśnie powstało „Midnight Sun”. Pomysł pozornie super, gdyż postać potrafiąca czytać ludziom w myślach daje wielkie możliwości. Niestety, ten potencjał został tu zmarnowany, a Edward wygląda jak infantylny, niedojrzały emocjonalnie nastolatek, w dodatku o psychopatycznych skłonnościach, a sceny, które mogłyby być efektownie rozwinięte, dostarczając wielu emocji, zostały zdecydowanie zaprzepaszczone, a inne, mało istotne, ciągną się jak flaki z olejem.
Jest jeszcze jedna książka serii „Życie i śmierć”. To jakby klasyczny „Zmierzch” na odwrót, ponieważ Bella jest tu mężczyzną, a Edward kobietą. Aby uniknąć konieczności tworzenie kontynuacji, autorka przemienia na końcu chłopaka w wampira, bo wampirzyca nie potrafi odessać z niego jadu, aby go nie zabić. Na i tak mamy pogrzeb. Rodzina zrozpaczona, a ta dwójka żyje sobie długo i szczęśliwie. Myślę, że jeśli ktoś lubi oryginalną serię, to tę wersję też polubi. Mnie się podobała.
Luna
Grafika:
Komentarze [1]
2023-05-25 20:09
Świetnie napisane
- 1