Życie, to najpiękniejszy dźwięk… spojrzenie od kulis
I ja postanowiłam napisać tekst o koncercie „Życie – najpiękniejszy dźwięk”. Tym razem nie będzie to jednak opis wrażeń odniesionych przez widzów. Chciałabym przenieść was za kulisy, gdzie powietrze gęstniało od tremy, a kawa – na pobudzenie lub z nauczycielskiego przyzwyczajenia - lała się litrami.
Każdemu tego typu przedsięwzięciu artystycznemu towarzyszą nerwy. „Jak zostaniemy odebrani?”, „A co, jeśli nam coś nie wyjdzie?”, „Na pewno się pomylę!” - dało się słyszeć przed pierwszym koncertem. Nie oszukujmy się – denerwował się każdy, zarówno uczniowie, jak i nasi nauczyciele (Ci drudzy, trzeba przyznać, o wiele bardziej). W końcu podjęli się nie lada zadania. Zrzuciwszy maski Profesorów, stanęli przed dotychczas ocenianymi przez siebie uczniami i poddali się ich ocenie i krytyce. To właśnie tej drugiej obawiali się chyba najbardziej. Silniejsza od tego okazała się jednak chęć niesienia pomocy. Na proste pytanie „dlaczego to robią?”, które zadałam paru osobom za kulisami, najpiękniej odpowiedziała pani Profesor Krawczyńska: „Bo inaczej nie można. Oczywiście, że jest to okres, w którym najważniejsze są oceny, klasyfikacja, w którym wszyscy jesteśmy zalatani i zajęci, ale mimo wszystko.. nawet wtedy nie można inaczej.” Po chwili dodała: „Poza tym niesamowitą satysfakcję sprawiło mi nauczenie się tych paru linijek piosenki na pamięć.” I tak właśnie odpowiadała większość uczestników wspomnianego koncertu. Uczniowie, chociaż przed występem nie zawsze wiedzieli o kogo (o czyją siostrę) chodzi, byli zgodni co do jednego: „ Trzeba sobie pomagać”. I tyle wystarczyło, aby zebrać ponad 3 tys. złotych, które następnie przekazano rodzicom Karolinki (w tym miejscu należą się państwu Buczkowskim serdeczne podziękowania za przygotowanie mini-bufetu za kulisami, bez którego większość z nas nie pociągnęłaby długo!).
Wróćmy jednak do samego koncertu. Mówi się, że najgorzej mają ci, którzy występują na początku. Tym „szczęśliwcem” okazał się być tym razem nasz pan dyrektor. Udało się, a skoro udało się temu, który miał najtrudniej, to czemu miałoby nie udać się reszcie? Za kulisami ciągle coś się działo. W trakcie kolejnych występów co chwilę ktoś wpadał na jakiś szalony pomysł. Stąd w tle wokalnych popisów, improwizowane układy taneczne, w których brylowali pan Dyrektor, p. Hajnas oraz o. Wojciech, pociągi, oklaski i cała ta improwizowana radosna twórczość. Nie mogę powstrzymać się od napisania, że na pomysł (podczas koncertu nr. 2), aby piosence „Dumka na dwa serca” towarzyszyły „żywe stepy i krzaki” (w postaci wiklinowych wiązanek, które trzymali uczniowie i nauczyciele), wpadł zupełnie nieoczekiwanie sam pan Dyrektor. Jak widać wszystkim udzieliła się wspaniała, twórcza atmosfera panująca na scenie. Poza nią, w kieszeni sceny, za kulisami po obu jej stronach, wykonawcy wspierali się nawzajem i trzymali a siebie kciuki. Chociaż czasami „brało” nas zmęczenie, to gdy spoglądaliśmy w roześmiane oczka Karolinki, każdemu sił przybywało.
Główna gwiazdeczka koncertu nie narzekała na brak zainteresowania. Co chwilę ktoś z nią rozmawiał. Przez dłuższą chwilę bawiła się z Dorotą i Kasią (taniec nowoczesny), a po chwili widzieliśmy ją siedzącą na kolanach Marcina Przybysia i zasłuchaną w dźwięki piosenki płynącej ze sceny. Nauczyciele i uczniowie mieli oczywiście różne pomysły na pozbywanie się tremy. A to „kop” na szczęście (mistrzem w tej dziedziny był zdecydowanie o. Wojciech… auć.), a to parę podskoków w miejscu. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Końcowa piosenka, była (zarówno podczas pierwszego jak i drugiego koncertu) naładowana nimi do granic możliwości. Wzruszenie i radość, że się udało, ulga, że jednak daliśmy radę i zwyczajne szczęście, że zrobiliśmy to razem, z wielu oczu wycisnęły łzy. Gdy opadała kurtyna, część wykonawców pozostała na scenie nie mogąc uwierzyć w to, co wydarzyło się na widowni. Uczniowie ze łzami w oczach, uśmiechami na twarzach i owacja na stojąco, to była największa nagroda za czas, poświęcenie i trud włożony w zorganizowanie koncertu. Co mówiło się za kulisami pomiędzy koncertami? „Jeszcze drugi, będzie ciekawiej.”, „Już się tak nie denerwuję.”, „To było piękne.”. A po drugim występie?... „Zróbmy trzeci koncert – będzie lepiej niż w Opolu!” (wypowiedź dotyczyła improwizacji, które podczas drugiego koncertu towarzyszyły praktycznie każdej piosence.), „Nie mam słów. Daliśmy radę!”… Nie zabrakło także pełnego ulgi „uffff”.
Gdy widownia opustoszała, emocje - wbrew pozorom - nie opadły. Część wykonawców rozpierała duma, część nadal nie dowierzała temu, co się stało. Wszyscy byli uśmiechnięci (niektórzy płakali ze szczęścia i wzruszenia – patrz pani profesor Luiza Gustaw!), zadowoleni, zaskoczeni dojrzałością publiczności i jej reakcją na nasze wpadki, których nie brakowało, a z których każda nagradzana była coraz większymi brawami (warto było się pomylić?!) Dopiero teraz zaczęto się zastanawiać „I jak teraz będą patrzeć na mnie na lekcjach moi uczniowie?!”... ale nikomu nie przyszły do głowy negatywne opcje. W końcu tym Profesorom, którzy zgodzili się pokazać z innej – bardziej „ludzkiej” - strony, należy się podwójne uznanie i szacunek. Gdy po całej imprezie żegnałam się z koleżankami, kolegami i z nauczycielami, zauważyłam, jak bardzo zmalał dystans między nami i jak wiele zrobił ten koncert dla nas wszystkich. Nikt nie oceniał innych. Koncert połączył dwa światy - uczniów i nauczycieli - w sposób, który wydawał się być niemożliwy. Sami wiecie, że na nauczycieli, których widzieliście na scenie, przez następne dni w szkole, patrzyliście inaczej. Może nawet uśmiechaliście się do nich porozumiewawczo, mówiąc spojrzeniem „dobra robota”?
Po koncercie i po tych wszystkich gratulacjach, uściskach, wzruszeniach byliśmy zgodni co do tego, że było warto. Warto było poświęcić swój czas i energię po to, aby zobaczyć, że „Moja i Twoja nadzieja pozwoli uczynić dziś cuda”, że My i Wy, to jedno, że dystans między ludźmi tworzą oni sami, a żeby komuś pomóc wystarczy po prostu chcieć.
Komentarze [11]
2007-06-28 20:16
jugos:)marzenie;):p
2007-06-28 13:51
znam czy nie znam… nick masz jak dla mnie wyborny :P
2007-06-28 13:43
jugos daj spokoj nie kieruje sie ulicznym slangiem:/a zreszta ty mnie znasz;)
2007-06-28 11:57
piękna inicjatywa, gratulacje. brak słów po prostu. i kto teraz ma śmiałość powiedzieć, że Jach nie jest najlepszą szkołą?;)
2007-06-27 16:03
brawo nic dodać nic ująć...:*
2007-06-27 14:35
ej algido…wiesz co twój nick oznacza w ulicznym slangu?
http://www.miejski.pl/slowo-Algida
2007-06-27 12:44
tekst super:)fajniutko się czytało, ale znalazłam jeden błąd taki maluteńki, od tańca nowoczesnego były Dominika (nie Dorota)i Kasia:)
2007-06-26 12:49
Aż ciarki przechodzą. Pozdrawiam:)
2007-06-25 23:05
Nic dodac, nic ując ;)
2007-06-25 22:11
aż chce się czytać. dobra robota.
2007-06-25 21:20
ze wszytskim sie zgadzam :)
- 1