Dla ludzi - nie dla Ludzi !
Wydawałoby się, że to nie problem. Dlaczego zatem nie niesie ze sobą długotrwałego dobra? Modne podążanie z tłumem? Rzecz zajmująca w codziennym jadłospisie wielu z nas honorowe miejsce… alkohol.
Cóż musiałoby się wydarzyć, jaki meteoryt musiałby uderzyć w Ziemie, jaki wulkan wybuchnąć, ile domów runąć, aby społeczeństwu otworzyły się oczy, że to właśnie trunek o nazwie alkohol pogrąża naszą cywilizację. A może widzą to tylko ci, których życie straciło dzięki niemu sens? A może oślepliśmy wszyscy, tracąc rachubę w nadrzędnych wartościach?
To nie przesada. Problem ten, to nie igła zrobiona z wideł. Używki wszelakie znane są ludzkości od zawsze, były, są i będą. To fakt. Człowiek był, jest i będzie… hmm, tylko dlaczego nie staję się z czasem mądrzejszy?
Czy upicie się w wieku kilkunastu lat , to jakiś wyczyn ?. Fakt, inni będą o Tobie mówić, niektórzy zaczną podziwiać, zyskasz nowe „doborowe” towarzystwo, będziesz się świetnie bawić. To jednak utopia, nie trwająca dłużej niż krótką chwilę. Gdy skończą się pieniądze, a kumple nie będą chcieli robić składek nawet na najtańsze wino, poczujesz nagle, że zostałeś sam. Całkiem sam. Kiedy opuszczą Cię żywi ludzie, zaczniesz rozmawiać z butelkami. Spróbujesz topić egzystencjalne smutki, ale nabawisz się nowych, równie bolesnych, fizycznych „doznań”. Moim zdaniem nie warto.
Mówią, że alkohol jest dla ludzi – owszem. Tylko ilu jest na świecie ludzi, a ilu Ludzi?
Ci pierwsi gonią za łatwizną, chcą być „na czasie”, bo co ktoś, to i ja. Mają rozum, ale asekuracyjnie wolą go nie nadwyrężać. Może po prostu nie używają go, bo podążając za chwilą, twierdzą że nic nie tracą. A tracą wiele, nie zdając sobie tak naprawdę z tego sprawy. Asekuracyjne „w każdej chwili mogę z tym skończyć, bo nie jestem uzależniony”, to kiepskie usprawiedliwienie własnego sumienia, zapewniające chwilowy spokój i równowagę. Czy pijąc kilka razy w tygodniu, oblewając każdą okazję, nie uzależniamy się? Może nie od razu, ale wchodzimy na „dobą” drogę i granica zaciera się coraz bardziej.
Ludzie zaś, również znają pojęcie alkoholu, tylko w przeciwieństwie do tych pierwszych, wiedzą kiedy powiedzieć: „stop”. Starają się rozwiązywać swoje problemy, nie ucząc ich pływać, a prosząc o radę przyjaciół i rodziców, których zaufania nie zaprzepaścili. Swoje pierwsze umiarkowane przygody z trunkami, zaczynają dopiero po przekroczeniu magicznej granicy 18 lat ( chociaż to jedynie liczba umowna, której nie zawsze można tak faktycznie przypisać dorosłości i odpowiedzialnego ponoszenie konsekwencji własnych wyborów). Często są wyśmiewani i traktowani jako gorsi w oczach ludzi, którzy chyba tak naprawdę zazdroszczą im wytrwałości i odwagi.
Każdy człowiek jest inny. Lubimy eksperymentować, poznawać nowe rzeczy, kosztować tego co złe, aby przekonać się, że istnieje dobro. Alkohol kusi, a jako zakazany owoc nie zawsze smakuje najlepiej. Każdy z nas musi dokonać tego wyboru. Trzeba jednak postawić sobie pytanie czy warto opuszczać swój raj, aby zamieszkać w tym innym, urojonym…
Komentarze [17]
2005-10-10 19:29
hmmm w czwarek koncert w blusie czeba sie zaje.ac
2005-10-09 21:34
brakuje mi “...myślę nawet, że ułatwiając trawienie zabija ducha kolektywnego zatwardzenia…”
2005-10-09 21:03
jam myslal, ze my jestesmy ikłyl. ale widze, ze niepijacy lepsi. A co z ludzmi, ktorzy pod wplywem tworza rzeczy ponadprzecietne? Czy to jest regres?