Miłość przez duże Em
Popatrz: żyjesz sobie spokojnie kilkanaście lat zupełnie beztrosko, kiedy nagle ktoś mówi Ci: „Słuchaj, Bóg Cię kocha i ma dla Ciebie wspaniały plan, On napisał scenariusz Twojego życia, zna Cię na wskroś i akceptuje takim, jakim jesteś, a jakby tego było mało dał Ci wolną wolę, czyż to nie cudowne?”. Myślisz: „Tak, no coś w tym jest. Bóg mnie kocha, ja Go też kocham i byłoby nam bardzo przyjemnie, gdyby mi wyjaśnił dlaczego z tej całej swojej miłości wciąż robi mi na złość, na przekór, zupełnie nie tak jak chcę?” I nagle Twoje życie przewraca się do góry nogami. Wiara dziecka, wpajana Ci przez rodziców, że Dobry Pan Bóg ze swoimi aniołkami czuwa nad Tobą i nic Ci nie grozi, przechodzi w pełną wątpliwości polemikę z własnym rozumem, stawianie paradoksalnych pytań i czekanie na odpowiedzi, które się, pozornie, nie pojawiają. Szukasz więc.
Pytasz rodziców. Okazuje się, że oni, tak naprawdę, niewiele na ten temat wiedzą i jakoś tak dziwnie wykręcają się od odpowiedzi. Słuchasz kazań, katechety na lekcji religii, wertujesz książki teologiczne. I nic. Idziesz do Kościoła i z pretensją w głosie wyrzucasz Mu, że Cię oszukano i że go wcale nie ma, bo jakby był, to nie pozwoliłby, żeby na świecie było tyle cierpienia i złych ludzi. Po chwili jednak stwierdzasz, że nie wolno tak bluźnić i przyznajesz, że jednak Bóg istnieje. Chodzisz więc co niedzielę na Mszę Świętą, czasem się zdarza spowiedź, jakaś modlitwa przed sprawdzianem, żeby się nie obraził, żeby sobie u Niego „nie nagrabić”. Czujesz się w tym wszystkim bardzo w porządku i fair w stosunku do Niego i siebie. I jest okey.
Ale wiesz co? Wcale nie jest okey. To wcale nie jest jeszcze to, czego On od Ciebie oczekuje. Nie, Bóg nie ma żadnych wymagań, nic Ci nie każe. On tylko chce, żebyś po prostu zaufał. Bo pomyśl:
Jest ktoś, kto zna Twoje największe tajemnice, słabości, problemy, wady, które ukrywasz przed samym sobą. I kocha je.
Jest ktoś, kto wie, o czym myślisz, kiedy nie potrafisz poukładać pewnych spraw w głowie, co czujesz, kiedy Twoje serce rozdarło się na pół, bo zostałeś odrzucony, co szepczesz, kiedy jesteś zakopany pod kołdrą i ukrywasz się przed całym światem. I kocha to.
Jest ktoś, kto dostrzega pustkę, jaka Cię ogarnia, kiedy czujesz się samotny w tłumie. I kocha.
Jest ktoś, kto słyszy Twoje wyrzuty, obelgi, pytania, wątpliwości, dostrzega Twój wewnętrzny niepokój, rozedrgania, prawdziwe „ja”, potrzebę miłości i akceptacji. I kocha Cię.
„Bóg Cię kocha”. Zastanów się, ile razy słyszałeś te słowa w swoim życiu. Ile razy puściłeś je mimo uszu, bo to znowu kolejne nudne kazanie. Ile razy zatrzasnąłeś drzwi przed ludźmi, którzy Cię tymi słowami przywitali. Ile razy zatrzasnąłeś drzwi przed miłością, której tak potrzebujesz, której jesteś tak bardzo spragniony, miłości idealnej, która sama puka do Twoich drzwi i cierpliwie czeka, aż otworzysz je i pozwolisz jej się rozgościć w Twoim życiu.
Powinieneś coś wiedzieć. Każdy moment jest dobry, by drzwi otworzyć. Zaufać. Tak p o p r o s t u zaufać. To jest takie łatwe. Przecież czasem to dobrze wybrać najprostsze rozwiązanie. Nie zastanawiać się jak, dlaczego, po co. Nie kombinować, nie rozkładać nic na czynniki pierwsze, nie kręcić się w kółko. Zaufać. Tak jak kiedyś.
A więc teraz, w tym momencie, kiedy pochylasz się nad tą kartką i z uśmiechem na twarzy myślisz, że Twoja koleżanka z klasy jest „nawiedzona”, uświadom sobie, że nie ma znaczenia, jak jesteś daleko od drzwi, w którym kącie swojego życia siedzisz, co masz za sobą i ile krzyży nosisz. Że Bóg kocha Ciebie dzisiaj takiego, jakim jesteś nawet, jeśli zupełnie nie chcesz Go znać. I że czeka. Dniem i nocą. Bo chce dać Ci to, czego tak bardzo potrzebujesz. Bo chce podnieść Cię, dać Ci siłę, przemienić Twoje życie, uspokoić duszę. Zupełnie za darmo. Chcesz to przyjąć?
Komentarze [25]
2005-10-27 21:24
afe, ohydny relatywizm.
2005-10-27 18:19
Goldi—-> Nie ma ale dlaczego akurat to postrzegasz jako to co najważniejsze. Tzn. Ja to rozumiem, ale postaw się w sytuacji wyznawcy jakiejś inne religi. Oni napewno też mają taki “Pokaż mi inną religie w której…”.
2005-10-27 16:27
bóg, którego cieszy woń zabijanych zwierząt.
bóg, który złości się jak dziecko i zsyła na ludzi potop.
bóg sprawiedliwy, który sympatyzuje narody, chociaż niby wszyscy są równi.
bóg miłosierny, który żałuje, że stworzył człowieka.
bóg sprawiedliwy, który skazuje całe pokolenia.
bóg doskonały, który tworzy świat przez 6 dni, a 7 się męczy i odpoczywa.
bóg miłosierny, który każe zabijać tych, którzy w niego nie wierzą.
2005-10-27 15:41
śmieszny argument. pomódl się naprawdę o nową sukienkę i co napewno ją dostaniesz?
2005-10-27 14:42
Jak to skąd, ja czuję Jego obecność... Jak się naprawdę modlisz to dostajesz, to o co prosisz…
2005-10-27 06:20
Pokaż mi inną religię, gdzie Bóg oddaje życie za człowieka.
2005-10-26 19:31
grzegorz, to sie nazywa tajemnica.
2005-10-26 16:06
ładnie brzmi, ale ma sens? jeżeli ktoś/coś cię kocha doskonale, to wystawia cię na próby? spróbuj powiedzieć dzieciom głodującym w afryce, że istnieje osobowy stwórca, który je kocha, chociaż muszą głodować, kiedy inni obrastają w tłuszcz.
skąd wiemy, że bóg istnieje?
2005-10-26 15:59
Musi nas wystawiać na próby, żebyśmy właśnie Jego miłość zrozumieli…
2005-10-26 15:56
ale dlaczego wszechdobry i wszechwiedzący bóg wystawia nas na próbę cierpienia, skoro z góry wie (w końcu jest wszechwiedzący) jak zwykły, prosty śmiertelnik ją przejdzie? jak wszechmocny i miłosierny bóg może tworzyć świat niesprawiedliwy? wychodzi na to, że albo nieomylnemu wyskoczył jakiś error przy tworzeniu, albo sam go takim ułomnym zaplanował.
2005-10-26 15:31
Niektórzy nie czują tego ot tak. Może niektórzy potrzebują czasu żeby samemu do tego dojść? No i dlaczego to twoja religia jest dobra?