Bang, bang
W powietrzu rozszedł się zapach prochu i wizg rykoszetującej kuli. Przeszła na wylot i ześlizgnęła się po twardej stalowej powierzchni drzwi. Lufa w ręku drobnej blondyneczki lekko zadrżała. W tle Nancy Sinatra kpiła sobie z całej sytuacji śpiewając nad wyraz adekwatnie bang bang.
Czarny, skórzany i drogi but jeszcze przez chwilę bębnił konwulsyjnie pietą w pluszowy dywan, po czym zamilkł. Dywan nasiąkał karminowym kolorem. Nancy kpiła.
You shot me down
Bang bang
I hit the ground
Bang bang
Blondynka opuściła dymiącą broń. Zabezpieczyła ją i delikatnie odłożyła na stolik. Podeszła do wielkiego lustra w masywnej mosiężnej ramie, które wisiało na ścianie i przyjrzała się uważnie swojej twarzy. Popatrzyły na nią zaczerwienione oczy w oprawie bladej i brudnej od rozmazanego tuszu i krwi kapiącej z nosa twarzy. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i zaczęła pedantycznie wycierać łzy, krew i makijaż. Poprawiła fryzurę. A Nancy kpiła.
I shot you down
Bang bang
You hit the ground
Bang bang
Blondyneczka odwróciła się tyłem do lustra i spojrzała spokojnie na siwiejącego, eleganckiego mężczyznę na podłodze. Z kącika jego ust wypłynął cienki strumyczek krwi. Z kącika oka - pojedyncza łza. Zmętniałe źrenice patrzyły tępo w sufit. Stała nad nim z obojętną miną. Nagle coś nią szarpnęło wewnątrz. Wzięła zamach i z całej siły kopnęła trupa w żebra. - Widzisz kochanie? – szepnęła czule pochylając się nad nim – Właśnie uderzyłeś mnie po raz ostatni. – splunęła na ciało, odwróciła się na pięcie i wyszła. A Nancy kpiła.
My baby shot me down…
2.24