Patriotyczne kino
„Katyń” miał być najgłośniejszą polską premierą filmową, największą produkcją i naszym najlepszym towarem eksportowym od niepamiętnych czasów. Mnóstwo znanych, rodzimych aktorów, wspaniały reżyser, wysoki budżet, dobry pomysł. I rzeczywiście, produkcja ta odniosła sukces, ale czy zasłużony?
W Polsce odżył w ostatnim okresie duch patriotyzmu. Promował go zresztą niezwykle intensywnie poprzedni minister edukacji. Niespotykaną wcześniej popularnością cieszą się dziś święta narodowe. Niezłym produktem marketingowym stało się jesienią tego roku wszystko to, co związane było z Powstaniem Warszawskim. Ofiarą tego trendu stała się również zbrodnia katyńska.
Wspomniany powyżej film zrealizowano na podstawie powieści „Post mortem. Opowieść katyńska” Andrzeja Mularczyka. Fabułę skoncentrowano na losach rodzin polskich oficerów zabitych w Katyniu. Mamy więc ich żony, dzieci, siostry i rodziców. Motywem przewodnim filmu wydaje się być wpływ tej okrutnej zbrodni na życie ludzi, których losy bezpośrednio lub pośrednio splotły się z tym wydarzeniem. Obraz jest swoistym hołdem złożonym przez reżysera pomordowanym polskim oficerom. Nie zapominajmy, że ojciec Andrzeja Wajdy tam właśnie zginął, w lesie pod Smoleńskiem, a jego matka do końca życia nie mogła w to uwierzyć. Na pewno tematyka filmu była dla wszystkich ogromnym wyzwaniem. Mimo skoncentrowania fabuły na opowiedzeniu historii rodzin kilku oficerów, w rzeczywistości widz od początku i tak czeka na oczywisty punkt kulminacyjny.
Wajda zgromadził przy swojej produkcji doborową ekipę: Krzysztof Penderecki (muzyka), Paweł Edelman (zdjęcia), Magdalena Dipont (scenografia). Jednak nie na wiele się to zdało i moim zdaniem nie uratowało końcowej wartości obrazu. Wprawdzie w „Katyniu” występuje cała plejada polskich „gwiazd”: Maja Ostaszewska, Maja Komorowska, Andrzej Chyra, Magdalena Cielecka, Jan Englert, Danuta Stenka, Władysław Kowalski, Artur Żmijewski, Paweł Małuszyński, ale tym razem zagrały one na swoim standardowym poziomie. Żadnych fajerwerków. Ostaszewska nie przekonała mnie swoją rolą w ogóle. Małaszyński zagrał rolę mocno epizodyczną, ale mimo to wykorzystano jego wizerunek we wszystkich materiałach promocyjnych. Cóż, jest bardzo popularnym aktorem, więc zatrudniono go głównie po to, aby wykorzystać jego marketingowy potencjał. Podobnie rzecz się ma z innymi męskimi rolami. Jedyną osobą, którą można wyróżnić za stworzoną kreację aktorską, jest moim zdaniem Cielecka.
Film oparto na powieści, ale Wajda pozwolił sobie na pewne modyfikacje fabuły. Nie zmienia to jednak faktu, że opowiedziana przez niego historia nie powala. Fakt ciągłego przeplatania kilku wątków nie pozwala widzowi skupić się i dokonać naturalnej próby utożsamienia się z bohaterami. W wyniku tego zabiegu mamy wrażenie, zachowując odpowiednie proporcje, że oglądamy kolejną operę mydlaną. W tym odczuciu umacnia mnie również to, że główne role powierzono gwiazdorom seriali. Wadą filmu jest również wprowadzanie na ekran nowych postaci. Także przedstawienie niektórych sytuacji wydają się być mocno nierealistyczne, rzec można by naciągane. Przypomnijmy sobie choćby scenę ucieczki młodego chłopca.
Niestety, w filmie brakuje mi głębszej, psychologicznej analizy postaci. Wszystko jest czarne lub białe. Pokrzywdzeni są niezwykle prawi i dzielni. Wyróżnia ich czasem jakieś dziwne rozumienie patriotyzmu. Przypomnę tu choćby scenę, której bohater nie zważając na możliwość utraty życia, postanawia zerwać plakat i to na oczach obserwujących go strażników. Polskie kino lubi martyrologię. Lubimy poutyskiwać sobie nad losem narodu i piać hymny pochwalne pod adresem naszych narodowych męczenników. W efekcie wiele obrazów przepełniono jakimś nienaturalnym patosem. Ten chyba także. Słabą stroną tego obrazu jest fatalna praca kamerzystów. Ujęcia robione z różnych, dziwnych stron nie pomagają w odbiorze. Wręcz przeciwnie – odrzucają. Nadal nie rozumiem, co chciał uzyskać operator filmując scenę zbiorowej modlitwy w tak dziwny sposób? Mocną stroną filmu nie jest też muzyka. W ogóle nie zwraca się na nią uwagi, a jak uczy historia kina, w filmach o podobnej tematyce jest ona istotnym uzupełnieniem obrazu. Może należało zatrudnić Rubika? Najlepiej zrealizowaną sceną filmu wydaje się być scena samego mordu. Nie jest wprawdzie bez wad, ale została zrealizowana bardzo realistycznie i z ogromnym rozmachem. Widać też świetny montaż.
„Katyń” jest moim zdaniem filmem słabym. Mało wyraziste kreacje aktorskie, nie najlepiej opowiedziana fabuła i pomniejsze błędy, zniechęcają. Wprawdzie udało się Wajdzie stworzyć realistyczny klimat, ale nie uratował on tej produkcji. I choć film bez wątpienia potrafi skłonić do refleksji oraz wprowadzić w nastrój zadumy, to nie mogę z czystym sumieniem polecić go widzom.
Grafika:
http://gfx.filmweb.pl/po/19/56/271956/7149006.3.jpg?l=1190900203000
Komentarze [18]
2007-11-30 18:53
co do filmu to mozna go podsumowac w ten spobow “duzo szumu o wielkie nic” kiedy slyszalam te wszystkie wypowiedzi nt. majacego sie ukazac rewelacyjnego filmu pomyslalam wreszcie cos normalnego, prawdziwego i potrzebnego a kiedy go obejrzalam…;/ Ok rozumiem Wajda oparl sie glownie na przezyciach rodzin ale w takim razie po co taki tytul?!? moze ktos sie ze mna nie zgodzi ale to moja opinia…:)
a i jeszcze jedno pamietam zdanie jakis dziewczyn kiedy wyszlam z kina. Bardzo zawiedzione stwierdzily ze… “nie bylo heppy endu trzeba ogladnac jakis amerykanski film” no sorry i co ten Wajda narobil do kogo z tym patriotyzmem… az wstyd ze w Jachu znajda sie jeszcze takie osoby…
a co do tekstu to super 5… sie rozpisalam;)
2007-11-30 17:46
oj aigel, aigel… wg mnie recenzja jest ciekawa
2007-11-30 15:42
Radziu, dlaczego nie zrobiłeś kariery na “lesserze”, tylko marnowałeś swój talent w webmasteringu? Szkoda, taka głowa, taka ręka, taki język…
Sama recenzja jest przeciętna, ogólnikowa. Po przeczytaniu nie mam zdania na temat opisanej produkcji.A przy tym schematyczna do bólu. “polecać z czystym sumieniem” czy “jest moim zdaniem filmem słabym” można było inaczej wyrazić. Wstęp pisany jakby na siłę. A stwierdzenie o odrodzeniu patriotyzmu mocno przesadzone. Filmu nie oglądałem, więc w tej sferze nie dysutuję.
2007-11-30 10:18
“Niezłym produktem marketingowym stało się jesienią tego roku wszystko to, co związane było z Powstaniem Warszawskim. >>Ofiarą<< tego trendu stała się również zbrodnia katyńska.”
Jak dla mnie to tylko powód do chwały. Powiedzmy sobie szczerze, że taki film lepiej trafi do pokolenia wychowanego na telewizji niż lekcja historii. Popatrzmy na Amerykanów – tam raz na rok jest jakaś patriotyczna produkcja (Pearl Harbor, Dzień Niepodległości (UFO, ale co tam) itd itd.) To jest stosunkowo tani (w porównaniu z innymi metodami) sposób na przekazanie treści patriotycznych. Imo powstanie filmu “Katyń” jest bardzo pozytywne, co prawda sama tematyka jest tragiczna i trudna, ale Polska historia naprawdę jest pełna wydarzeń, które warto zekranizować. Co prawda nie odniosą sukcesu na miarę globalną bo inne narody nie zrozumieją przesłania etc (np. “Ogniem i mieczem”), co nie zmienia faktu, że warto takie filmy nagrywać.
Ale z drugiej strony Polacy mogliby nakręcić film o dywizjonie 303 – akcja w Anglii, jakieś motywy polskiego oręża, walki powietrzne, efekty coś a’la Pearl Harbor i już będzie całkiem niezły film. Już widzę te pojedynki w powietrzu. Pierwsza cześć to przedostanie się do Anglii a potem “zemsta” na Niemcach – przecież to doskonały temat. Można przecież jakiś film szpiegowski (międzywojenny polski wywiad był jednym z lepszych na świecie – izraelski Mosad się od nas uczył, CIA pewnie też ale to TOP SECRET :D)
Tylko trzeba zaznaczyć, że niestety jak chcemy kręcić filmy to filmy muszą na siebie zarabiać (żeby byli chętni do ich tworzenia, a więc muszą być chwytliwe dla mas), ale cóż – nie ma nic za darmo, jednak ihmo jest to lepsze niż nie robienie zupełnie niczego ;-)
Trochę odbiegłem od tematu.. w każdym razie tekst na “6” ;]