Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Annäherungen - zbliżenia   

Dodano 2008-09-17, w dziale relacje - archiwum

„Bez wspomnień czasem łatwiej żyć - nie wraca nic”, ale jak to powiedział kiedyś Jean Paul Friedrich Richter „wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wygnać”. I cóż pozostało nam po tygodniu spędzonym w Niemczech z nowymi przyjaciółmi? Otóż właśnie to - wspomnienia, które odżywają za każdym razem, gdy oglądamy zdjęcia. Ale zacznijmy od początku.

31.08.2008r., godz. 18, Rzeszów. Ostatni wieczór wakacji, a dla czterdziestu uczniów z całego Podkarpacia, to dopiero początek przygody. Kilka minut po osiemnastej idę wraz z rodzicami i ciocią na parking, na którym miał być podstawiony autobus, który miał nas zawieźć do Niemiec. Docieramy na miejsce. Wokół pełno młodych, roześmianych ludzi pakujących swoje bagaże do ogromnych luków bagażowych autokaru. Nerwowo sprawdzamy czy wszyscy są. Okazuje się, że nie ma jeszcze Marysi. Pozostała czwórka wsiada do autobusu. Wokół same nieznajome twarze. Zajmujemy miejsca. Przez szybę dostrzegamy zbliżającą się sylwetkę Marysi. Jeszcze mała motka z siedzeniami, ostatnie uściski z rodzicami i kierowca odpala silnik, a my ruszamy w długą podróż w nieznane.

Po dwudziestu godzinach dojeżdżamy do jakiejś miejscowości we wschodnich Niemczech. Nasza piątka w składzie: Justyna Urbaniak, Marysia Biało, Konrad Łada, Michał Stasiuk i ja oraz nasz opiekun, p. prof. Tomasz Stróż wraz z piątką uczniów z LO im. KEN w Stalowej Woli (opiekunem ich grupy była p. prof. Barbara Maciek) zostaje skierowana do Schwichtenbergu (północne Niemcy). Jedziemy dalej. Warunki mieszkaniowe, które zastaliśmy na miejscu, lekko nas przeraziły. Ujrzeliśmy bowiem kilka mało atrakcyjnych z wyglądu baraków. My zamieszkaliśmy w baraku o wdzięcznej nazwie „Haus 1”. Później dowiedzieliśmy się, że ośrodek ten powstał na terenie byłego kompleksu obozowego. Ta historia nieco nas zniechęciła. Pojawiło się wiele pytań („i my tu mamy spać?), zdaje się iście retorycznych. Kiedy już weszliśmy do środka, okazało się, że „nie taki diabeł straszny”. Niebawem przyjechał do nas sam burmistrz Schwichtenbergu (wyglądał jak św. Mikołaj) razem z panią Bożeną, która była odpowiedzialna za naszą grupę. Przywitali nas serdecznie i zaznajomili z planem pobytu. Następnie pojawił się Chris, o którym powstało wiele historyjek i piosenek, a wszystko przez jego „stuningowane” czerwone punto z białą dermą na fotelach. Tak, dziś jestem pewna, że to dzięki niemu Stalowa Wola tak bardzo zaprzyjaźniła się z Tarnobrzegiem. A zatem ów Chris zabrał nas na spacer po okolicy, nie powiem – całkiem urokliwej. Pełno zieleni, rozległe łąki. Dłuższy spacer uniemożliwił nam jednak deszcz i tak upłynął nam pierwszy dzień w Niemczech.

Dzień drugi, wtorek. Rano pojechaliśmy z wizytą do szkoły w Friedland, gdzie mieliśmy się spotkać z uczniami i nauczycielami. Dojeżdżamy na parking przed szkołą… i przecieramy oczy ze zdziwienia. „To jest szkoła? To ja chcę chodzić do takiej szkoły!” – słychać było nasze głosy. W moim odczuciu - szkoła marzeń. Uczniowie KGS (Kooperative Schule) mają szkołę, do której chodziłoby się z ochotą! Przestronna, przeszklona, nowoczesna architektura i co rzuca się od razu w oczy – czystość, ład i porządek. Z drugiej strony warto jednak zauważyć, że pracownie w naszym tarnobrzeskim „Koperniku” są lepiej wyposażone, niż te, które zobaczyliśmy.

Na początek ustawialiśmy się wszyscy na szkolnym korytarzu wg trzech wytycznych: wiek, pierwsza litera imienia i numer buta, a następnie udaliśmy się do sali, w której każdy z nas miał powiedzieć zgromadzonym kilka zdań o sobie. Po tej krótkiej prezentacji mieliśmy wybrać sobie projekt, jaki chcielibyśmy realizować przez dwa kolejne dni. Do wyboru były cztery możliwości: malarstwo, ceramika, rzeźba krajobrazu i grupa medialna. My, dziewczyny, wybrałyśmy trzecią możliwość, Konrad postanowił ulepić coś z gliny, a Michał pobawić się w operatora filmowego. W każdej z grup, które pracowały nad wybranym projektem, byli uczniowie z Polski i Niemiec oraz jeden, niemiecki opiekun , który sprawował pieczę nad całością.

Opiekunką naszej grupy została pani Ines Diderich, kobieta- artystka, która zajmuje się rzeźbą, malarstwem, a także tworzeniem artystycznych instalacji z „niczego”, o czym przekonało nas wnętrze jej pracowni, gdzie zostaliśmy zaproszeni (pojechaliśmy bowiem do jej domu, aby pracować w jej ogrodzie). Przez dwa dni, od godz. dziewiątej do piętnastej, realizowaliśmy projekty, a popołudniami spacerowaliśmy z naszymi nowymi koleżankami i kolegami po okolicy lub wyruszaliśmy na wycieczki do większych miast (np. do Neubrandenburga).

W naszej grupie językiem konwersacji był zdecydowanie język niemiecki, bowiem nasi niemieccy przyjaciele Dominika i Felix nie znali języka angielskiego na tyle dobrze, by móc się nim z nami porozumieć. Warto jednak wspomnieć, że znali całkiem przyzwoicie język rosyjski. Trafiłyśmy na tak sympatycznych młodych Niemców, że wszelkie stereotypy o ich „sztywności” legły w gruzach. Przez środę i czwartek tworzyliśmy nasz projekt. Początkowo miał to być chłopak z Niemiec i dziewczyna z Polski trzymający się za ręce (w końcu byliśmy tam w ramach Polsko-Niemieckiego Tygodnia pod hasłem „Zbliżenia”, ale jakimś trafem wyszedł nam… szałas? Nie myślcie sobie jednak, że zajmowaliśmy się tam wyłącznie realizacją projektów. Podczas tych sześciu godzin, które spędzaliśmy razem z przyjaciółmi z Niemiec, rozmawialiśmy o wielu sprawach, śmialiśmy się, a nawet śpiewaliśmy niemieckie piosenki, które poznaliśmy w szkole. Trzeba było zobaczyć ich zdziwienie. Pytali nas skąd znamy takie - jak to powiedział Felix - „folklorystyczne kawałki”. Wspólna praca faktycznie zbliżyła nas ku sobie. Bardzo polubiłyśmy naszą niemiecką opiekunkę. Specjalnie dla niej śpiewałyśmy „Deszcze niespokojne”, czy też „Hej, sokoły”. A gdy śpiewałyśmy piosenkę z filmu „Czterej pancerni”, to nie wiedzieć czemu miała łzy w oczach i podziękowała nam serdecznie. Skoro tak, to śpiewaliśmy jej tę piosenkę na każde życzenie. Zajęcia nie były jednak łatwe. Codzienne noszenie gałęzi, wiązanie ich, skakanie po drabinie, może być naprawdę męczące! A tu po chwili „zaraz jedziemy do muzeum” lub „już pan czeka, przejażdżka”. Ciężkie było nasze życie. Oczywiście piszę to pół żartem pół serio i wspominam z ogromnym sentymentem!

W piątek, ostatni dzień z nowymi przyjaciółmi: prezentacja naszych prac w KGS w Friedland. Ostatni dzień z nimi, wiele pozytywnych emocji, wiele zdjęć, które ciągle oglądam, a także łez w oczach i żal, że to już koniec. Nie mogę nie wspomnieć, że nasz kolega Konrad miał baaaardzo duże powodzenie u naszych niemieckich koleżanek, a szczególnie u Reginy, z którą najbardziej zaprzyjaźniła się chyba Paulina ze Stalowej Woli. Patrząc na te dwie dziewczyny odnosiło się wrażenie, jakby znały się od zawsze. Tych kilka wspólnie spędzonych dni minęło zdecydowanie za szybko i zanim się obejrzeliśmy, nadeszła sobota.

Przedostatni dzień spędziliśmy głownie nad morzem, ze wspaniałą piątką naszych koleżanek i kolegów ze Stalowej Woli. Tyle śmiechu, żartów, wspólnego śpiewu, rozmów. Będziemy na pewno jeszcze długo wspominać ten nasz wspólny pobyt w Niemczech, bo takich ludzi po prostu warto znać. Mogę więc powiedzieć, że te „zbliżenia” były naprawdę udane.

Niedziela - dzień wyjazdu. Oficjalne pożegnanie w Bad Doberan. Po kolacji wyjazd do Polski. Tym razem podróż zdecydowanie krótsza, bo przed czternastą byliśmy już w Rzeszowie. Pożegnanie Tarnobrzeg - Stalowa Wola nie obeszło się bez łez, bo jak powiedział Antonie de Saint- Exupery: „decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez”.

Wróciliśmy do Polski z nowymi doświadczeniami, przyjaciółmi, ze świadomością, że kuchnia niemiecka jest niezbyt smaczna (zwłaszcza, gdy co wieczór serwują wam na kolację mięso w różnej postaci), nowym uśmiechem i łzami w oczach, że „ci wspaniali ludzie nie powrócą już…”

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.7
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.7 /49 wszystkich

Komentarze [6]

~Portfel europejski
2008-09-23 13:17

wiejeeeee nudą, niestety. Zdaje się, że za mało rzeczy, które mogłyby zainteresować przeciętnego czytelnika, a za dużo pustej, bezwartościowej treści. Na przyszłość – krócej i bardziej konkretnie. <ziewaa>

~anonim
2008-09-22 21:06

Widzę ze autorka lubi Dżem, Relacja bardzo ładnie zrobiona ale czasami wyczuwa sie coś takiego ze Sunny myśli ze znamy każdego i możemy sobie to wyobrazić, niestety nie. Relacje z różnych imprez bardzo fajnie ci wychodzą ale spróbuj napisać o czyś w czym nie brałaś udziału to może ograniczy ilość wynurzeń osobistych.

~saga
2008-09-21 13:28

pięknie napisane…aż chce się płakać, jak się to czyta…:*

~anonim
2008-09-19 19:44

ojj jest co wspominać ^^
;*

~anonim
2008-09-18 17:22

Dziękuję...:* Ci wspaniali ludzie jeszcze powrócą :) zobaczysz :D

~anonim
2008-09-18 13:40

och, cudownie…!

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry