Niech żyje bal!
Trzecie klasy mówią o niej od początku roku szkolnego. Dziewczyny snują plany co do sukienek i fryzur, a dyrektor martwi się czy wytrzyma ją sala gimnastyczna… Studniówka. W tym roku miała ona miejsce 12 stycznia. Działo się, oj działo. Czas więc już na, wciąż pachnącą gumą z balonów, relację.
9 stycznia
Zaczyna się. Klasy trzecie wywlekają na korytarze tony szarego papieru, farb i rozpoczynają tworzenie dekoracji. Każdy ma inny pomysł (nawet jeśli teoretycznie taki sam…), współpraca bywa trudna, ale obywa się bez wojen. Powietrze pachnie klejem (niektórym bardzo to pasowało), farbami i spray'ami. Mocna mieszanka.
10 stycznia
Klasy powoli wkraczają do swoich sal, reszta (ci z przydzielonymi korytarzami) nadal blokują ciągi komunikacyjne tj. korytarze. Na plakatach zaczynają pojawiać się bardziej precyzyjne kształty, postacie, krajobrazy. Robi się coraz bardziej kolorowo. Brak materiałów zmusza uczniów do „wycieczek na miasto”, składek wewnątrzklasowych i nerwów. Jakimś cudem, kolejny długi dzień dekorowania szkoły kończy się spokojnie.
11 stycznia
Ostatnie poprawki, dmuchanie balonów, ustawianie krzeseł i ławek. Dziewczyny w trakcie gorączki kosmetyczno-fryzjersko-sukienkowej. Wszyscy chcą jak najwcześniej opuścić szkołę i zająć się sobą, w końcu jutro wielki dzień. Jednak wcześniej wieczorna próba poloneza. Trochę nerwowo, trochę niespokojnie i z wpadkami, ale to takie symboliczne – na szczęście.
12 stycznia!!!
Studniówka. Chłopcy śpią długo, dziewczyny zajmują się babskimi rozrywkami - fryzjer, kosmetyczka i takie tam. Dzień mija szybko.O 18.30 uczniowie zaczynają pojawiać się w szkole, która wygląda przepięknie i zupełnie inaczej niż na co dzień. Miła odmiana. Zresztą dziś nikt nie wygląda jak zawsze. Przy wejściu „ochrona” zabiera zaproszenia i informuje nas, że z powrotem dostaniemy je później (kiedy? Nie wiem, nikt zwrotu nie otrzymał). Szatnia i juz każdy może podziwiać suknie, koszule i garnitury. Chociaż, nie oszukujmy się, to sukienki wzbudzały najwięcej emocji. Każdy skanował wzrokiem każdego (szczególnie to zajęcie upodobały sobie panie), oceniał i po cichu komentował. Jak zawsze.
19.00. Ta godzina oznaczała tylko jedno. Poloneza czas zacząć! Klasy zatańczyły go według kolejności alfabetycznej. Najpierw salę zalała fala rodziców klas a i b. Organizacja wpuszczania i wypuszczania rodziców pozostawiała wiele do życzenia, dlatego klasy na swoje wejście na parkiet musiały czekać.. czekać.. czekać. Jednak było warto. Brawa, dumne miny wychowawców i wzruszenie rodziców. Każdy przez chwilę czuł się gwiazdą za sprawą kilku fotoreporterów z gazet, znajomych robiących zdjęcia, paru kamerzystów i tych wszystkich oczu, które podziwiały taniec. Zabawna była ulga malująca się na twarzach klas tuż po wyjściu z Sali. Najczęściej dało się wtedy usłyszeć „uff, udało się”, „już po”, „naprawdę nie jest tak źle, dacie radę”. Gdy ostatnia klasa zaprezentowała się w polonezie, nadszedł czas na część oficjalną. Rodzice pożegnali dzieci i wrócili do domów. Wszystkie klasy trzecie weszły raz jeszcze na salę. Na scenie Rafał Myszka i Bożena Mazur dziękowali wychowawcom i nauczycielom za trud włożony w nasze kształcenie. Dyrektor powiedział parę ciepłych słów na temat nas – uczniów, ale przyznam się, że nie słuchałam uważnie, bo byłam zbyt zdenerwowana swoim występem, który miał poprzedzić oficjalne otwarcie balu. Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę więc, iż po przemowie pana dyrektora, wspólnie z Bożeną Mazur odśpiewałyśmy dobrze znaną wszystkim piosenkę „Niech żyje bal”, a chwilę po wybrzmieniu ostatnich akordów z ust naszego dyrektora padły słowa, na które wszyscy czekali: „Studniówkę 2008 uważam za rozpoczętą”! I się zaczęło… uczniowie prosili do walca Profesorów… część wychodziła do swoich sal, by za chwilę wrócić z kamerzystą na zdjęcia klasowe. Zespół grający w tym roku potrzebował ponoć chwili żeby się rozkręcić, ale okazało się, że i po owym „rozkręceniu” nie prezentował się najlepiej. Zbyt częste i za długie przerwy przeszkadzały w zabawie, tym bardziej, że w ich trakcie muzyka cichła całkowicie, jakby członkowie zespołu nie wiedzieli o istnieniu płyt cd. Ale nie czepiajmy się. Kto chciał, tańczył, kto nie chciał, obserwował, albo zostawał w swoich salach lub na korytarzach. Picia i jedzenia było pod dostatkiem. Trzecioklasiści bawili się szampańsko, upojeni szczęściem i atmosferą balu. Nie było przykrych incydentów, bójek. Pełna kultura, jak na dorosłych ludzi przystało. Czas płynął (za) szybko i ani się obejrzeliśmy, a było już bliżej niż dalej do końca balu. Najwięcej maturzystów opuściło szkołę po godzinie 4.00. Ci, którzy zostali, cieszyli się z większej ilości miejsca do tanecznego szaleństwa na sali. Niektórzy mogą mieć żal, że niewiele wspominam tu o Gronie pedagogicznym, ale owo bawiło się osobno, na małej sali gimnastycznej. Niektórzy, jak chociażby profesor Stępiński z partnerką, owszem - integrowali się z uczniami w tańcu. Ta zamiana partnerów była niezwykle ciekawa i sympatyczna. Pogratulować postawy i podejścia! Inni zaglądali na chwilę do swoich klas życząc im udanej zabawy i znikali. Może słusznie, w końcu to był nasz bal. Niestety czas płynął nieubłaganie i studniówka dobiegła końca.
Tegoż samego dnia, aczkolwiek parę godzin później, o 14, trzecioklasiści (przykre, że nie wszyscy) zjawili się w szkole w celu zlikwidowania dekoracji i ogólnego posprzątania po swoim balu. Blade twarze, niedospane spojrzenia, dosyć powolne ruchy i zachowany przy tym wszystkim szczery uśmiech, były wyraźnym znakiem, że zabawa była przednia. Wielu żal chwytał za serce, gdy trzeba było niszczyć coś, co tworzyło się trzy dni… i szkoła nie wyglądała już tak bajkowo. Balony z klas, korytarzy i dużej sali trafiły na halę – trwał przecież WOŚP (sztab w tym roku, ze względu na studniówkę, nie rezydował w naszej szkole), dzięki czemu godziny eksploatowania płuc nie poszły na marne. W ciągu pół godziny kontenery stojące pod szkołą zapełniły się szarym papierem, bibułą i innymi resztkami dekoracji. Był to ostateczny znak, że już po studniówce, że ta jedna jedyna i niepowtarzalna noc dobiegła końca i nie powtórzy się więcej (swoją studniówkę ma się tylko raz… no chyba, że się nie zda matury, czego nikomu nie życzę.). Sukienki do pralni i szaf, garnitury na wieszak. Szkoła znowu była szkołą, nie kasynem, Egiptem, salonem luster czy barokowym pałacem. Jednak naszej klasie udało się ocalić od rozbiórki lampy, tak często chwalone przez nauczycieli. Będą nam one przypominać o tej wyjątkowej nocy.. będą malutką chwilką miłych wspomnień wśród myśli, że teraz, to już tylko matura.
Komentarze [25]
2008-03-07 09:40
beznadziejne:/
2008-02-12 15:12
a weź, niech ona się lepiej schowa…
2008-02-09 21:23
nie no niee…. ten artykuł taki skoczusiowy… ;p
2008-02-05 14:55
*Skoczuś
najmocniej przepraszam za literówkę w Twej ksywce. ;)
2008-02-05 14:52
tak, ten tekst jest jak balon wypuszczony z ust w trakcie dmuchania. choć jeszcze mocniej kojarzy mi się z nadmuchanym żółwiem. gdy już ucieknie z ustnego potrzasku, niczym w zwolnionym tempie miota się przez chwile w powietrzu we wszystkich kierunkach. emocji przy tym niewiele, a jego ostateczne pierdyknięcie o ziemie nie przyciąga większego zainteresowania.
skuczuś – miałaś przepiękną suknię. Pozdrawiam.
2008-01-25 22:30
Tekst średni… Mogło być lepiej
Zabawa- fakt- przednia
A co do zaproszeń to wystarczyło być na sprzątaniu i zostać na nim do końca bo ostatecznie całe pudło z nimi wewnątrz zostało położone przed 12 i ludzie rzucili się jak sępy :P
2008-01-19 12:54
tekst średni, wokal też – ale zabawa była świetna… :):):)
2008-01-17 21:55
smoczku! święta racja! my, wschodzące gwiazdy piosenki biesiadnej powinniśmy się trzymac razem, niszcząc bardziej utalentowaną konkurencję! Skoczek do domu!
2008-01-17 19:45
Ludzi trzeba uświadamiać. Ja zawsze mówię do Kopernika, a jak ktoś nie wie co to, to tłumaczę;P
2008-01-17 19:10
Powiem tak artykuł mozna było napisac lepiej widac ze widocznie jescze sie nie wyspalas po studniowce i pewnie dlatego tak wyszlo jak wyszlo. Co do Twojego wokalu to moze lepiej zostan przy pisaniu wierszy… (taka rada od serca)
2008-01-17 16:16
*sama
2008-01-17 16:14
To prawda, sam mówię do jachowicza itp. a jak komuś kiedyś powiedziałam do Kopernika to nie wiedział gdzie…
2008-01-17 12:11
chryste panie, gdzie się utarło? odkąd pamiętam ciągle słyszę “do Jacha”, “do Jachowicza”, a nie NA. A nazwy “Kopernik” to używają chyba tylko w newsach na stronie głownej.
2008-01-16 23:12
utarło sie mówić że się chodzi:
na Jachowicza albo do Kopernika