Autobusy zapłakane deszczem
Autobusy licencyjne budowano w Polsce już w okresie międzywojennym w zakładach Ursus. Pierwsze autobusy nowej generacji pojawiły się natomiast na naszych drogach dopiero w okresie powojennym. Po 1945 roku produkcja tych pojazdów rozwinęła się w dwóch ośrodkach: w Jelczu, gdzie rozpoczęto produkcję autobusów licencyjnych (Skoda, Berliet, Ikarus) oraz w Sanoku, gdzie od początku produkowano wyłącznie polskie autobusy (najpierw kilka wersji San, a później Autosan). Pojazdy te okazały się być rozwiązaniem zarówno ekonomicznym jak i praktycznym i m.in. dlatego stały się głównym środkiem transportu pracowników i uczniów, którzy zmuszeni byli dojeżdżać do fabryk i szkół.
Choć pierwsze autobusy wjechały na ulice naszego kraju ponad pół wieku temu, to nadal mażemy zobaczyć na polskich drogach unikalne już chyba egzemplarze z tamtych czasów. Tak, to niewyobrażalne, ale kto choć raz jechał autobusem do szkoły, wie dobrze, o czym piszę. Niestety, ja mam to „szczęście” każdego dnia, gdyż dojeżdżam do szkoły około 25 km autobusem PKS Tarnobrzeg. I muszę wam powiedzieć, że jeżdżenie autobusem, to dziś żadna przyjemność, a na dodatek jedna wielka niewiadoma (często się spóźniają, psują w trasie i nie dojeżdżają do celu). Dużo bardziej współczuję jednak osobom, które dojeżdżają busami. Z moich obserwacji wynika, że tych jest o wiele więcej (busami łatwiej jest się w końcu gdzieś dostać, ponieważ kursują znacznie częściej). Z dwojga złego, ja wolę jednak jeździć autobusem. Dlaczego? Nie wiem, czy ktoś z was dojeżdża busami. Ja miałam już wątpliwą przyjemność kilka razy jechać. W lecie to jest po prostu masakra. W busie nie otwierają się szyby, dzięki czemu wewnątrz jest grubo ponad 30 stopni Celsjusza i czujesz się człowieku tak, jak musi się czuć sardynka w puszce bądź człowiek w saunie. Ponadto jest tam niezwykle ciasno i generalnie prawie zawsze trzeba stać, przez co czujesz taką dodatkową nieprzyjemną bliskość ze wszystkimi innymi podróżującymi. To nie jest komfortowa sytuacja. W zimnie wcale nie jest lepiej. Nasza sytuacja uzależniona jest od widzimisię kierowcy, który autorytarnie ustala, jaka temperatura będzie panowała wewnątrz jego pojazdu. Zazwyczaj jest to jednak temperatura bliska zeru, bo ogrzewanie po prostu nie działa. Kiedyś miałam okazję jechać busem w środku zimy z odsuniętymi szybami, bo nie można ich było domknąć!
Zimą jest faktycznie najgorzej. Autobusy nie przyjeżdżają lub się spóźniają, a do tego mróz i szybko zapadający zmierzch na dworze. Jedziesz człowieku do szkoły - jest ciemno, wracasz ze szkoły – i znów jest ciemno.
Najbardziej denerwuje mnie jednak to (a jestem osobą dosyć niecierpliwą), że internetowy rozkład jazdy, szczególnie busów, nijak się ma do faktycznych godzin ich przyjazdów i odjazdów. Niedawno przekonałam się z koleżanką o tym po raz kolejny. Podjeżdża bus, ona wsiada, a kierowca mówi, że to już jego ostatni kurs i on dalej nie jedzie. Basta! I A jeśli to miał być ostatni bus tego dnia? No cóż, to nie masz po prostu czym wrócić do domu.
A skoro o kierowcach mowa, to trzeba wam jeszcze wiedzieć, że od nich zależy naprawdę wiele. Ostatnio przekonałam się na przykład, że czas przejazdu danej trasy także. Z jednym kierowcą trasę do domu pokonuję w 45 minut (oczywiście bez korków), natomiast z innym trwa to co najmniej 10 minut dłużej. Jest też jeden kierowca na tej trasie, który bije rekordy, jeśli chodzi o minimalną prędkość przejazdu. Ja rozumiem, że obowiązują ich ustalone prędkości jazdy i czasy przejazdów między przystankami, ale nie raz jadąc z tym człowiekiem odnoszę wrażenie, że on nie jadzie tylko stoi w miejscu. Dla kontrastu powinnam tu z kolei wspomnieć o kierowcach busów, którzy jeżdżą jak szaleńcy, łamiąc przy tym chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Jeśli włączymy wyobraźnię, to naprawdę strach się bać. Niestety, taka jest nasza codzienność i chcemy czy nie chcemy, musimy się z nią każdego dnia oswajać.
Na koniec dwa zdania podsumowania. Większość z nas, uczniów i nie tylko, skazana jest na codzienne korzystanie z autobusów bądź busów. Są one dla nas „chlebem powszednim”, bowiem spędzamy w nich często po kilka godzin. I naprawdę nie jest nam obojętne, w jakim są stanie technicznym, czy jest w nich tłok i czy kierowca przestrzega przepisów ruchu drogowego. Chcemy bowiem nie tylko wyjechać, ale i szczęśliwie wrócić do domu. Chcemy też czas przejazdu spędzać w cywilizowanych warunkach (na miarę XXI wieku), a nie stojąc w ścisku na jednej nodze.
Grafika:
Komentarze [1]
2015-12-15 00:28
Jedzie, nie jadzie.
- 1