Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Turcja w UE – czy warto?   

Dodano 2011-06-21, w dziale felietony - archiwum

Kilka dni temu miała miejsce w Warszawie wizyta prezydenta Turcji Abdullaha Güla. Podczas dwóch dni spędzonych w Polsce, stojący na czele liczącego prawie 78 milionów mieszkańców państwa Gül, spotkał się m.in. z prezydentem Bronisławem Komorowskim, premierem Donaldem Tuskiem, a także z marszałkami Sejmu oraz Senatu. Pomimo podpisania umowy o współpracy naukowo-technicznej pomiędzy dwoma państwami, sama wizyta miała raczej charakter kurtuazyjny.

/pliki/zdjecia/tur1.jpg

6 czerwca, podczas pierwszego dnia obecności w stolicy Polski, turecka para prezydencka miała okazję gościć na dziedzińcu Belwederu, złożyła kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza, zaszczyciła swą obecnością Centrum Europejskie Natolin, gdzie prezydent Gül wygłosił przemówienie na temat tureckiej wizji przyszłości Europy, a wieczorem wraz z polską parą prezydencką uczestniczyli w oficjalnej kolacji wydanej na Zamku Królewskim. Kolejnego dnia program nie był już aż tak wypełniony i z Abdullahem Gülem spotkali się m.in. Grzegorz Schetyna i Bogdan Borusewicz, a sam prezydent odwiedził uczelnię Vistula.

Jak już wspomniałem, podróż prezydenta Turcji nie była z pewnością tak wielką gratką dla mediów jak choćby niedawna wizyta Baracka Obamy w Polsce. Niemniej jednak poruszone zostały bardzo ważne tematy - kwestie energetyczne dotyczące South Stream, obchody 600-lecia stosunków dyplomatycznych między Polską i Turcją przypadające na 2014 rok, sprawy związane z rewolucją w krajach arabskich (z których zdecydowana większość była przed paroma wiekami prowincjami tureckimi) oraz najważniejszy: stosunki bilateralne z Rzeczpospolitą w kontekście przyszłej akcesji Turcji do Unii Europejskiej. I właśnie temu problemowi chciałbym przyjrzeć się bliżej.

Nie jest tajemnicą, że od kilku lat władze w Ankarze starają się o przyjęcie swego kraju do Wspólnoty, podkreślając na każdym kroku europejskość Republiki Tureckiej. I rzeczywiście, mają w tym sporo racji. Czasy sułtanatu i Imperium Osmańskiego dawno już minęły, a począwszy od objęcia władzy przez Mustafę Kamala Paszę, zwanego Atatürkiem i wprowadzenia republiki (29 października 1923 roku), państwo tureckie z roku na rok liberalizuje się coraz bardziej. /pliki/zdjecia/tur2.jpgOd lat 50. XX wieku widoczny jest natomiast postępujący proces deislamizacji i europeizacji tego euro-azjatyckiego państwa. Ci, którzy byli niedawno w tym - jakby nie patrzeć - nadal egzotycznym dla wielu Polaków kraju, wiedzą o czym mówię i na pewno zgodzą się z twierdzeniem, iż dzisiejsza Turcja przypomina bardziej Włochy, Hiszpanię, Grecję czy południową Francję, niż Iran, Syrię czy inny muzułmański kraj.

Dlaczego więc proces akcesyjny tak wspaniałego, można by rzecz, państwa trwa tak długo? Otóż, większość krajów UE (zwłaszcza Stara Europa i państwa leżące na południe od Karpat) jest zdecydowanie przeciwna przystąpienia muzułmańskiego kraju do szeregów zjednoczonej Europy. Oficjalnie, jako główny powód przekreślający jakiekolwiek rozmowy finalizujące samo partnerstwo i rozpoczynające proces akcesyjny podawana jest grecko-rzymska i chrześcijańska kultura wspólnej zjednoczonej Europy, o którą oparte jest także całe prawo Unii Europejskiej. W tym momencie Ankara wydaje się być już zdyskwalifikowana, gdyż „Turcja to kraj muzułmański, a nie chrześcijański”. Nic bardziej mylnego. Wbrew pozorom, jest to kraj dużo bardziej laicki niż niejedno państwo europejskie, a jeśli chodzi o islamskość, to myślę, że Francja ze swoimi imigrantami z Afryki Północnej na pewno jest dużo bardziej radykalna.

Nie można jednak powiedzieć, że Turcja problemów nie ma. Jeśliby było naprawdę tak dobrze, to Europa przyjęłaby ją do grona swoich z otwartymi ramionami. Postaram się skrótowo opisać te najważniejsze, traktowane przez większość członków UE jako poważne zagrożenie i czynnik eliminujący ten kraj w kandydaturze do członka Wspólnoty. Oto one:

1.Wizja islamskiej Europy

/pliki/zdjecia/tur7.jpgPo długotrwałej fali muzułmanów zalewających kraje zachodniej Europy i wzrastania przez to zagrożenia terroryzmem, rządy (ale także społeczność) tej części UE obrały raczej kurs antymuzułmański. Dzisiaj można dostrzec szczególnie wiele antagonizmów we Francji, Wielkiej Brytanii, a coraz częściej również w Hiszpanii i południowych Włoszech. Wydaje się, że odwieczni mieszkańcy tych terenów nie życzą sobie przybyszów, którzy nie tylko znacznie różnią się kulturą i religią, ale także mogą być niebezpieczni i doprowadzać do zamachów terrorystycznych. Podobnie sytuacja ma się w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które przez wieki należały do Imperium Osmanów (Bułgaria, Grecja, Rumunia czy Węgry). O samym problemie, który niewątpliwie daje o sobie znać dużej ilości mieszkańców zachodniej Europy można by długo pisać. Można też chyba sformułować wniosek, iż Europejczycy nie chcą islamizacji Europy i dlatego nie możemy się dziwić takiemu a nie innemu stosunkowi Europejczyków do tej akcesji, kojarzonej stereotypowo z radykalnym islamem Turcji.

2 .Tureccy imigranci (głównie Niemcy, Austria)

Lecz czy obawa islamizacji Europy jest słuszna? Patrząc choćby na Turcję odnoszę wrażenie, iż prędzej muzułmanie w Europie przystosują się do panujących tutaj zasad, niż my, Europejczycy przełamiemy lęk przed nimi i przed wyjściem z domu, wiedząc, że nie jesteśmy wyznawcami Allaha. Możemy zatem mówić nie o islamizacji Europy, a raczej o europeizacji islamu. Trzeba jednak zaznaczyć, iż proces ten dopiero tak naprawdę się rozpoczyna, a jego efekty będziemy mogli widzieć dopiero za kilkadziesiąt lat. I właśnie to jest główny powód powstawania antagonizmów (choćby w Niemczech czy w Austrii) w odniesieniu do imigrantów z Turcji. Rdzenni Niemcy czy Austriacy powinni więc dać czas przybyszom na asymilację, pilnując jednocześnie, by ci przestrzegali przede wszystkim prawa państwowego a nie religijnego. Po jakimś czasie siłą rzeczy przystosują się do sytuacji, stając się normalnymi obywatelami. Nieco inaczej ma się sytuacja np. we Francji. Nie dotyczy ona Turków, lecz dużo bardziej radykalnych muzułmanów z krajów Maghrebu. I tutaj Francuzi sami są sobie winni, gdyż nie zlikwidowali pleśni, póki była mała. Teraz problem urasta do rangi niemal narodowej i za kilkanaście lat może być nie do ogarnięcia, zwłaszcza przy częściowej ateizacji rdzennych Francuzów. Bądź co bądź myślę, że każdy rząd francuski będzie zawsze przeciwny wstąpieniu Turcji do UE i nie ma chyba na to żadnej recepty.

3. Problem cypryjski

/pliki/zdjecia/tur3.jpgKolejną przeszkodą stojącą na drodze akcesji Turcji do Unii jest Cypr. Zamieszkiwany jest głównie przez Greków, jednak Turcy stanowią tu stosunkowo liczną mniejszość. Przez wieki należał do Imperium Osmańskiego, które zagarnęło go od… Republiki Weneckiej. Nie dziwne więc, że po zakończeniu II wojny światowej Turcy próbowali odzyskać tę wyspę (należącą wówczas do Wielkiej Brytanii). Brytyjczycy skłonni byli jednak raczej przekazać wyspę Grecji, bądź też powołać nowe niepodległe państwo. Ostatecznie stanęło na tym drugim, z czego nie byli zadowoleni ani Grecy ani Turcy. Co więcej, nawet dzisiaj można zauważyć, iż część Greków cypryjskich chciałaby, aby Cypr dołączył do Grecji. Większość Turków cypryjskich pozwoliłoby natomiast na aneksję swej wyspy przez Turcję. Do dnia dzisiejszego problem ten nie jest rozstrzygnięty, pomimo istnienia de facto dwóch Cyprów: właściwego (greckiego) oraz nieuznawanej przez prawie wszystkie państwa świata Republiki Cypru Północnego, będącej niejako terytorium zależnym niemal całkowicie od Republiki Tureckiej. Warto też zaznaczyć, iż zarówno Grecja jak i Republika Cypru są członkami UE i to głównie te dwa państwa (przy poparciu Wielkiej Brytanii) oponują pomysł akcesji Turcji (napięcia w stosunkach bilateralnych). Wszystko zależy jednak od dobrych chęci, obustronnych wyrzeczeń, ale przede wszystkim od dojścia do kompromisu – wtedy problem cypryjski nie będzie już problemem przy wejściu Turcji do zjednoczonej Europy.

4. Równouprawnienie i przestrzeganie praw człowieka

/pliki/zdjecia/tur5.jpgChociaż co i raz pojawiają się konkretne zarzuty w niektórych państwach UE, iż w Turcji kobiety są źle traktowane a prawa człowieka nieprzestrzegane, to muszę stwierdzić, że jest to ewidentne przejaskrawienie rzeczywistości. Tak naprawdę życie współczesnej społeczności tureckiej można podzielić na dwa typy: wiejski i miejski. Jeśli chodzi o typ wiejski, to muszę przyznać że czasami sytuacja kobiet nie jawi się tu zbyt optymistycznie, szczególnie gdy ma się na myśli wschodnią część Turcji. Tam - często można odnieść takie wrażenie - czas zatrzymał się w miejscu, a ludzie to wierni poddani sułtana. Głównym prawem jest prawo religijne, a o państwowym wie tylko inteligencja. Ale nawet tam sytuacja z roku na rok się poprawia. Jakby nie patrzeć, to jest już Azja, a w porównaniu do innych bliskowschodnich wsi, wieś turecka prezentuje się niemalże jak europejska. Jeśli chodzi natomiast o miasta tureckie, to śmiało można rzecz, że niczym nie różnią się one od miast europejskich. Po wnikliwszym przyjrzeniu się można dostrzec podobieństwo z miastami hiszpańskimi czy włoskimi. I również życie w nich toczy się niemal tak samo jak w Europie. Zamiast dzwonów kościelnych słychać jednak głos muezina nawołującego z minaretu do modlitwy. Jednakże obyczajowość, popkultura, równouprawnienia czy szanowanie praw człowieka, stoją na takim samym poziomie jak w krajach Unii. Jedynym problemem jest tu więc tylko i wyłącznie przełamanie stereotypów.

5. Kwestia kurdyjska

/pliki/zdjecia/tur4.jpg

Ostatnim problemem Turcji, będącym chyba największą przeszkodą w przyjęciu jej do UE, są Kurdowie. Są oni największym narodem świata, nieposiadającym własnego państwa (liczą ok. 25 mln). O niepodległość Kurdystanu walczą przede wszystkim w Iraku, Iranie oraz właśnie w Turcji. Irańscy Kurdowie są stale prześladowani przez tamtejsze władze, a każda próba oporu kończy się zdławieniem i straceniem przywódców. Sytuacja Kurdów irackich wygląda zdecydowanie lepiej. Mają oni zagwarantowaną autonomię, a obecny prezydent Iraku, Dżalal Talabani, jest z pochodzenia Kurdem. Jednak paradoksalnie to teren autonomii kurdyjskiej jest dzisiaj najbardziej niebezpiecznym rejonem Iraku, a w Mosulu – kurdyjskiej stolicy - od czasu do czasu dochodzi do krwawych zamachów. Najbardziej ustabilizowaną sytuację posiadają Kurdowie tureccy, jednakże trzeba przyznać, że od niedawna i to głównie w związku ze staraniami rządu w Ankarze o przyjęcie kraju do Unii Europejskiej. Obserwując sytuację wcześniejszą i obecną nie można oprzeć się wrażeniu, iż złagodzenie polityki względem Kurdów jest nieco na pokaz. Nie prościej byłoby przyznać im autonomię wydzieloną ze wschodniej części kraju? Na to - póki co - Ankara zgodzić się nie chce, co wydłuża tylko lata oczekiwania Turcji w kolejce do bram Europy. Czy warto? Moim zdaniem nie, zważywszy, że i tak największe inwestycje mają miejsce w zachodniej i środkowej Anatolii, dzieląc niejako kraj na Turcję A (zachodnią) – bogatą i Turcję B (wschodnią) – biedną. Co więcej, może nie w aż tak drastyczny sposób, ale jednak, można by porównać Turcję do Sudanu, gdzie bogatsza północ utrzymywała w zasadzie biedne południe. Mieszkańcy Sudanu Południowego, podobnie jak Kurdowie w Turcji, czuli się wykorzystywani i chcieli się uniezależnić. W końcu to zrobili. Myślę, że tą samą drogą mógłby pójść rząd turecki. Zamiast oczekiwać, robiąc malutkie ustępstwa, należałoby po prostu przyznać niepodległość Kurdystanowi z terenów wschodnich i tak nieprzydatnych, stanowiących tylko ciężar dla stale rozwijającej się zachodniej i środkowej części kraju. Wtedy Turcja mogłaby bez problemu wejść do UE, bez obciążeń na wschodzie i w znaczniej lepszej ekonomicznie sytuacji.

/pliki/zdjecia/tur6.jpg

Podsumowując, myślę, że mimo wszystko Turcja zasługuje na przyjęcie do Unii Europejskiej. Problemy z którymi boryka się ten kraj nie są na tyle duże, aby uniemożliwić samą akcesję, a co ważniejsze – wszystkie one są do rozwiązania. Szczególnie Polska powinna nadal wspierać swojego partnera znad Bosforu, gdyż w tej chwili - jak się okazuje - jako jedyny kraj UE w zdecydowany sposób popieramy to dążenie (około 80% ankietowanych na pytanie: „Czy uważasz, że Turcja powinna dołączyć do Unii Europejskiej?” odpowiedziało: TAK). Również prezydent Gül podczas wizyty w Warszawie wyraził nadzieję na poparcie Polaków. Wygląda na to, że stosunki polsko-tureckie nie są przyjazne, ale wręcz serdeczne, a dla samych Turków jesteśmy największym w Europie sojusznikiem w walce o ich sprawę. Jeśli natomiast chodzi o punkt widzenia reszty europejskich państw, to w każdym przypadku ich stanowisko można zrozumieć. Można także zrozumieć obawy o dezintegrację kulturowo-gospodarczą. Jednakże w moim odczuciu Turcja i tak już za długo stała przed drzwiami do Unii. Za długo pukała do tych drzwi. Najwyższy czas, aby przyspieszyć proces akcesyjny, a za parę lat przekonamy się, że dzięki jej członkostwu Europa będzie miała dużo więcej korzyści niż strat.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /39 wszystkich

Komentarze [1]

~Jorg
2011-06-21 18:36

Napracowałeś się.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry