Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Bez tytułu   

Dodano 2012-05-26, w dziale felietony - archiwum

Nareszcie. Po ciągnącej się w nieskończoność walce z niespotykanym nigdzie indziej w aż tak wysokim stopniu lenistwie, popełniłem coś, czego robić raczej nie lubię. Bez ponagleń ze strony prowadzącego pismo, za to z nałogowo powtarzanym w tle „Sacrifice” Björk, kubkiem gorącej herbaty i nie dającymi mi wytchnienia znajomymi, dla których konferencje na jednym z internetowych komunikatorów stały się nieodzowną składową ciepłych, majowych wieczorów. Tak naprawdę, to nadal nie wiem, czym mam zapełnić tę wypełnioną tysiącami małych, bielusieńkich pikseli wirtualną kartkę papieru. Nie spisałem sobie żadnego konceptu. Nie mam żadnego, poukładanego w punktach planu. Będzie to zatem opowieść o mnie i mojej utopii.

/pliki/zdjecia/bt1.jpgLubię renesans. I chociaż mistrzowskie dzieła Berniniego wprawiają me oczy w większą rozkosz niż te, inspirowane antykiem z harmonijnego i wystudiowanego odrodzenia, to gdzieś daleko, podświadomie, pod kopułą osłonioną gęstwiną włosów rasowego bruneta, kłębi się nieśmiała myśl, że chciałbym w tamtych czasach dokonać swego, bądź co bądź, dosyć ciekawego żywota. Nie byłoby nocnych przyjęć z Tumblrem, wynalazki Steve’a Jobsa nie mogłyby zachwycać mnie swoją wyrafinowaną prostotą, a wieprzowy kotlet na głowie Lady Gagi nie stałaby się źródłem pasujących do niemalże każdej sytuacji, iście homeryckich porównań. Żyłbym za to w świecie pogrążonych nieustannie we własnych wyobrażeniach wolnomyślicieli, którzy przecież istnienie ascetycznego w swym designie Facebooka mogli przewidzieć sobie w przeciągu chwili mniejszej od tej, której potrzebujemy na oblanie egzaminu poprawkowego z fizyki. Przyjemnie byłoby obracać się w towarzystwie Tomasza Morusa i kreślić razem kształt państwa idealnego. I chociaż zapewne odmienne punkty postrzegania świata w różnych jego tworzenia aspektach mogłyby się stać w mgnieniu oka ogniem zapalnym, który w równie szybkim tempie stałby się źródłem niemożliwego do załagodzenia konfliktu, to projektowanie porządku społeczeństwa, od nowa, stałoby się najpewniej moim życiowym celem i życiem samym w sobie.

Jak szybko więdną więc te snute w bezkres marzenia, kiedy tylko, cudem najpewniej, pokonując przeogromną siłę grawitacji przyciągającą me powieki do pragnących powitać nowy dzień źrenic, otwieram oczy i szybko uświadamiam sobie, że idealny świat Morusa, to tylko ograniczone zewsząd pilnie strzeżonymi granicami państwo, a ja właśnie, po krótkiej wizycie w królestwie Morfeusza, przed chwilą powitałem ten sam, zglobalizowany i czekający na coś zupełnie innego świat. Bo przecież czymże stanie się owa morusowska utopia, kiedy zostanie powielona setki razy na tak, zdawałoby się, małej dla człowieka, względnie jednowymiarowej ziemskiej powierzchni? Ile warte będą wszystkie te skrzętnie zapisywane kolejne punkty utopijnego planu, jeżeli wiązać będzie on jedynie poszczególne nacje? Czy ludzkość kiedykolwiek potrafiłaby stworzyć jeden, sprawnie działający organizm bez zbędnych granic, uprzedzeń i budzących się raz po razie, wydawałoby się z zupełnej pustki, wielkich konfliktów?

Planując z samego rana, jeszcze pod tropikalną pogodą mojej pseudo – ekologicznej pierzyny, kolejny, nie zepsuty jeszcze niczym (oprócz samego faktu budzenia się wcześniej niż większość trzody chlewnej) dzień, zastanawiam się zarazem, z czego muszę dzisiaj zrezygnować. Czy zdążę wypić poranną kawę? Jak długo przeciągnie się identyczny niemal do tego ludwikowskiego rytuał wstawania i jak dużo czasu pochłonie mi szukanie śpiących sobie jeszcze spokojnie pod stertami kurzu książek, niezbędnych na dzisiejsze lekcje? I analogicznie: z czego zrezygnować musiałaby ludzkość, która planując utopijną przyszłość, zmuszona byłaby przystać na setki większych lub tych mniej znaczących kompromisów?

/pliki/zdjecia/bt2_0.jpgCo stałoby się, gdyby z dnia na dzień, postanowiono by (nie daj Boże odgórnie!) wykorzenić naszą wielowiekową narodową kulturę? Czy dla dobra kolejnych pokoleń gotowi bylibyśmy zapomnieć o tym, co dzieli i razem z ludźmi, z których ust padają słowa w nieznanym dla nas języku, bylibyśmy gotowi stworzyć jeden, sprawnie funkcjonujący organizm? Trudno byłoby przecież zapomnieć o przelanej krwi przodków, tysiącach zamordowanych, okrutnych katach i ich bezbronnych ofiarach... A może wręcz odwrotnie? Wypełniając swą duszę ambitnymi założeniami globalistycznej doktryny, stwierdzić plątające się gdzieś tam głęboko w dwóch komorach i tyluż samo przedsionkach uczucie nazywane emfatycznie patriotyzmem, za swego rodzaju osobliwe schorzenie, które razem z postępem ludzkiej cywilizacji zostać powinno bezwzględnie wyeliminowane, podobnie jak inne przypadłości nękające naszych przerażonych i niczego nieświadomych przodków? O dzielących nas odległych o wieki wydarzeniach przecież trudno by nie było zapomnieć. Historia przez znaczną większość naszego narodu traktowana jest wszakże raczej jako szkolny obowiązek i osadzone w sztywnych ramach zbędnego dydaktyzmu źródło samych kłopotów i szeregów dat, nazwisk oraz epok. Walczący niegdyś o wolność swoją i następnych pokoleń narodowi bohaterowie, dokonują dzisiaj przecież w wątpliwych urokach starości swojego aż nazbyt dynamicznego żywota. Komu więc zależeć będzie na prawieniu sztywnych morałów o wolności, jej pragnieniu i niespodziewanej utracie? Oczywiste staje się przecież to, że urodzeni na zupełnie suwerennych ziemiach nigdy nie zasmakują w pełni smaku wolności. Oczywiste staje się także to, że wizja zglobalizowanego społeczeństwa zapewne w ich oczach świeciłaby pełnym swym blaskiem.

Czy zatem poskładane z setek drobnych, narodowych łat dzieło idei dwudziestowiecznej globalizacji miałoby jakiekolwiek podstawy do przetrwania? Może do stworzenia podobnego tworu przenikająca swym duchem wszystkie światowe rezolucje ludzka wolność stałaby się paradoksalnie przeszkodą i samą w sobie nieprzekraczalną barierą? Ile musielibyśmy poświęcić, by móc chlubić się faktem wykreowania podobnej utopii? Czy zawieranie setek kompromisów byłby dla ludzkości podobnie trudne, jak dla mnie napisanie owego streszczenia ludzkich rozważań traktujących o krainie idealnej? Krainie bez konfliktów, szukających lepszego życia imigrantów, zbędnej biurokracji i wypełnionej czystą ludzką empatią. Świata idealnego, wręcz niemożliwego. Świata, o którym chociażby zupełnie podświadomie myślałeś nawet Ty, tak zapatrzony w siebie idealny wzór współczesnego hedonisty.

/pliki/zdjecia/bt3.jpgIm dalej brnę w owe quasi-filozoficzne rozważania, tym częściej zaczyna wydawać mi się, że jestem jak tanie wino. Ten sam smak przenoszę na mniej wyrafinowane języki. Przeprowadzam krytykę millowskiego utylitaryzmu, plącząc się bezwiednie we własnych przemyśleniach. Zdaje się, że upiłem się sam sobą. Smak owego dojrzewającego w skrzętnie poupychanych komórkach nerwowych mojego ,mającego się rozwijać jeszcze niemalże dziesięć lat mózgu, wina, zdaje się być niezwykle gorzki i cierpki. Nawet ubzdryngolając się do nieprzytomności, nie znajdę się nigdy w mojej utopii. Pogrążony w idyllicznym śnie życia, nie podaruję jej także innym. Wypite w atmosferze sceptyzmu wino pozostawi po sobie tylko podwyższone ciśnienie mej błękitnej krwi wypełniającej wszystkie zakamarki tańczącego mimowolnie w rytm bicia serca ciała. Ciała, które w utopijnej rzeczywistości czułoby się doskonale, ale też takiego, któremu brak samozaparcia przeszkodziłby nawet w rozpoczęciu działań zmierzających do jej wykreowania. Ciała, które pogrążone w syndromie dnia następnego, po upojniej nocy spędzonej w wykreowanej przez siebie winiarni, zauważa nagle, że niekonsekwentność nie jest przywarą tylko jego jedynego i że wytęskniona utopia jest tylko utopią – krainą wyimaginowaną i miejscem, gdzie sens ludzkiego życia zupełnie się zatraca. Bo przecież czym byłoby ono bez ciągłych słownych utarczek, zbrojnych konfrontacji i wypełniającej duszę spełnieniem jak nic innego, czystej demonty tego, co jawi się jeszcze jako dobre? Przedstawiając się dumnie jako wysoce rozwinięci potomkowie zamieszkujących tropikalne lasy człekokształtnych, nie możemy pozwolić sobie wszakże na całkowite pogrążenie się w życiowej idylli. Sielanki najwidoczniej pozostawić musimy Teokrytowi.

Jeszcze jedno. Powyższy tekst mógł mieć dziesiątki tytułów. Nie chcąc jednak faworyzować tego jedynego, wybieram to, co wydaje mi się najbardziej egalitarne. Równość i poszanowanie odmienności. Najprawdziwsza utopia. Temida i pan Biedroń byliby wniebowzięci.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /25 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry