Bezpieczna strefa = bezcelowy azyl?
Każdy z nas ma takie miejsca, które dobrze zna i lubi, które wybiera częściej i chętniej od tych, z którymi nie miał nigdy wcześniej do czynienia. To taka nasza strefa bezpieczeństwa. Strefa, w której zawsze czujemy się komfortowo. Wielu psychologów uważa jednak, że nieustanne przebywanie w takiej strefie to nic innego jak stagnacja, a dopiero jej opuszczenie i próba doświadczenia czegoś nowego, pozwala nam odnaleźć to, czego naprawdę pożądamy.
Przekraczaniu tej strefy komfortu towarzyszy jednak zawsze lęk. Lęk przed czymś nowym i nieznanym. Z jednej strony wynika on z braku wiedzy, a z drugiej strony jest instynktowną próbą uchronienia siebie przed porażką i ośmieszeniem się przed innymi. A co by się stało, gdybyśmy tak ten lęk zaczęli postrzegać jako naturalną w takiej sytuacji emocję i próbowali go zrozumieć, a nawet zaakceptować? Nie uważacie, że byłoby nam wtedy o wiele łatwiej kontynuować wszelkie działania? Tak, tak, drodzy czytelnicy. Jeśli chcemy w swoim życiu coś osiągnąć, czyli głównie poprawić sobie jego jakość, to koniecznie musimy zerwać się ostatecznie ze swojej wygniecionej kanapy i zamienić ją na coś, co na początku nie będzie wcale komfortowe.
A jeśli nawet na początku coś nam nie będzie wychodziło, to nie powinno nas to zniechęcać, tylko motywować, abyśmy doskonalili się w tym nowym dla nas obszarze. Powiedzieć łatwo, wprowadzić w życie dużo trudniej. Sama przyłapuje się nie raz na tym, że gdy podejmuję się czegoś dla mnie nowego i nie za bardzo mi to od razu wychodzi, zniechęcam się i rzucam to w diabły, by zająć się tym, na czym się dobrze znam, co lubię i w czym mogę się wykazać. Podejrzewam, że nie tylko ja tak mam. Cóż, ludzie po prostu wolą robić to, co potrafią, gdyż wolą być doceniani i chwaleni niż wyśmiewani i ganieni. Lubimy wygrywać, a godzenie się z porażkami przychodzi nam zawsze z trudem. Jeśli więc podejmujemy już działania związane z własnym rozwojem, to z reguły takie, które są dla nas łatwe i przyjemne. Gdyby tak jednak udało nam się ten instynktowny lęk jakoś oswoić, zrozumielibyśmy, że jest on nieodłącznym elementem syndromu opuszczenia bezpiecznej przystani naszych nawyków i przyzwyczajeń. A porażka wcale nie musi być zła. Zawsze uczy pokory, a zazwyczaj motywuje dodatkowo do podnoszenia własnych umiejętności. Powiedziałabym więcej. To doświadczenie, którego doświadczają nieustannie ludzie kreatywni i innowacyjni. Nie warto więc walczyć z trudnymi emocjami. Lepiej je po prostu świadomie zaakceptować i nie chować ich w sobie. Warto też próbować ten swój lęk przed nieznanym oswoić, bo to faktycznie naturalny element procesu zmian i starać się te trudne emocje w sobie przepracować. Warto powiedzieć samemu sobie: „Wszystko jest w porządku. Mam prawo się bać. W końcu świadomie znalazłam się poza moją bezpieczną przestrzenią i póki się z tą nową jakoś nie oswoję, lęk bądź niepokój musi mi towarzyszyć”. Jak więc widzicie lęk może być również czynnikiem mobilizującym, pod warunkiem wszak, że zrozumie się jego podłoże i zaakceptuje, że każda, nawet najmniejsza zmiana w naszym życiu jest jego „naturalnym środowiskiem”.
Na Uniwersytecie Stanforda przeprowadzono swego czasu badania na temat wpływu stresu na osoby, które postrzegają go jako czynnik utrudniający życie i na takie, dla których stres jest czynnikiem wspierającym. Okazało się, że osoby, które postrzegają stres jako czynnik wspierający, są znacznie bardziej pewne siebie. To dowodzi według mnie, że nawet emocje, które odbieramy z reguły jako nieprzyjemne, a niekiedy paraliżujące, mogą nam jednak w życiu pomóc, a przynajmniej nie utrudniać działania.
Każdy z nas może oczywiście wdrożyć taką zmianę w swoim życiu na swój sposób, choć zaleca się często dwie wypróbowane drogi: drogę innowacji oraz drogę małych kroczków. Zmiana innowacyjna jest z założenia gwałtowna, radykalna i choć prowadzi zazwyczaj do szybkiego uzyskania spektakularnych efektów, to potem nie łatwo jest je utrzymać. Metoda małych kroków to z kolei powolne, ale systematyczne działanie. Pozwala jednak obejść nasz wewnętrzny system alarmowy, który bardzo boi się drogi w nieznane, za to najlepiej czuje się w znanych sobie schematach.
Nie musi to być jednak ani droga rewolucji, ani ewolucji, bo można skorzystać również i z innych znanych metod. Najistotniejsze wydaje mi się bowiem dopasowanie do siebie takiej metody, która będzie dla nas korzystna. Najważniejsze jest, abyśmy się czuli dobrze i mieli motywację do podejmowania kolejnych nowych przedsięwzięć. A zatem najpierw należy wybrać odpowiednią dla siebie metodę opuszczenia swej bezpiecznej strefy, wybrać swoją drogę do celu, a następnie wejść na nią i w swoim tempie po niej kroczyć aż do osiągnięcia celu. Przebywając w strefie komfortu marnujemy bowiem potencjał, który moglibyśmy być może rozwinąć w innych obszarach.
Myślę, że w życiu warto eksperymentować i szukać rozwiązań. Nie musimy wcale wchodzić na istniejącej, utarte od lat ścieżki. Możemy tworzyć własną i podążać nią w swoim tempie ale konsekwentnie. Wychodzenie ze strefy komfortu nie jest co prawda łatwe, ale nie musi być nieprzyjemne.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?