Born This Way
Lady Gaga powraca. Jeśli w ogóle można tak powiedzieć o wokalistce, której piosenki niemal nie schodzą z list przebojów na każdym kontynencie. „Born This Way” to zaledwie drugi album w jej artystycznym dorobku. A ona sama zapowiada, że to dopiero początek jej muzycznej „rewolty” na światowym rynku. Warto przy okazji wspomnieć, że cała płyta wyciekła do sieci jeszcze przed premierą.
O ile nie zdziwiła mnie euforia fanów, ujawniająca się już od dłuższego czasu na wszelkich portalach społecznościowych, to szczerze zaskoczyła mnie postawa krytyków, podzielających to uznanie fanów. Zaskoczony, zaintrygowany, postanowiłem i ja zaaplikować sobie nowy album „Mother Monster”. Co wywnioskowałem? Tę płytę można oceniać na dwa sposoby. Albo pożądnie się wściekniesz, stwierdzisz, że to wszystko już było, że Gaga to, co najwyżej, Królowa wtórności, albo... tak jak ja stwierdzisz, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda.
Zaczynamy od „Marry The Night” z pięknym i bardzo czystym wokalem, a potem przechodzimy do dance’owego beatu lat 80. A to dopiero początek inspiracji czasem syntezatorów i zakupów na kartki. Na „Born This Way” czuć niezwykłą dekadę różu i tapirowanych fryzur. Zastanawialiście się kiedyś czemu akurat: Lady Gaga? Właśnie w szalonych latach 80 legendarna formacja Queen wydała singla „Radio Ga Ga”. Piosenka tak bardzo się jej spodobała, że z jej tytułu zrobiła swój sceniczny pseudonim.
Dziś Lady Gaga przyznaje, że nie tylko Queen – a w zasadzie Freddie Mercury - był jej inspiracją. Ikony takie jak Michael Jackson czy Madonna, to postaci, bez których by jej dziś nie było. I warto zdać sobie z tego sprawę, bowiem Lady Gaga umiejętnie, bardzo sprytnie, wyraźnie lub mniej wyraźnie, powiela ich począwszy od muzyki, a na scenicznym wizerunku kończąc. Przykładem jest choćby tytułowy singiel, który brzmi jak nowa wersja „Express Yourself” Madonny, szlagier tamtych lat. Jest też kontrowersyjnie. W „Government Hooker” Gaga śpiewa: „Put your hands on me, John F. Kennedy. I’ll make you squeal, baby, as long as you pay me.” Politycznie i perwersyjnie o seksualnych aferach w sferach rządowych. Następnie „Judas” - dzieło RedOne czyli twórcy „Just Dance”. Najbardziej chwytliwy kawałek z teledyskiem, w którym apostołowie ścigają się na motorach, a sama Gaga gra niewiastę rozdartą pomiędzy Judaszem a Jezusem Chrystusem. Tu znów inspiracja Madonną – obejrzyjcie teledysk do „Like a Prayer”. „Mother Monster” dziwi się kontrowersjom i przyznaje, że jedyne, co może szokować, to jej ubiór, bowiem ma na sobie jednocześnie rzeczy od Christiana Lacroix i Chanel. Potem mamy mój ulubiony kawałek – „Americano”, a tu królują latynoskie flamenco i kastaniety. Chce się tańczyć. Muy Bueno!
„Sheisse”, to hołd Gagi dla niemieckiego techno, europejskiego disco i tych wszystkich techno - danceowych kawałków ubiegłej dekady. W „Bloody Marry” puszcza oko do muzyki gotyckiej, co wypada dość komicznie. „Bad Kids” to znów w stu procentach lata 80, syntezatory i ta atmosfera niegrzecznej, zbuntowanej młodzieży. Warto zwrócić także uwagę na „You and I”, lekką rockową balladę z gitarowa solówką. Taka Gaga jest bardzo interesująca, szkoda, że tylko jeden utwór opatrzyła taką nieco lżejszą stylistyką. Płytę kończy „The Edge of Glory” z osobistym tekstem i sekcją dętą w finale, kolejny z moich ulubionych utworów na tym albumie.
Przesadzone są jednak opnie, że Gaga to nowa Królowa POP. Takie głosy powoduje cisza w obozie Madonny, która raz na jakiś czas informuje, że wchodzi do studia, nagrywa – ale płyty, jak nie było, tak nie ma. Może próbuje tylko uśpić przeciwniczki, które szykują się, by zająć jej miejsce?
Lady Gaga jest pierwszą pretendentką w kolejce do tronu. Ten album potwierdza, że jest artystką. Na swój pokręcony i dziwny sposób, to ona wyznacza teraz kurs dla muzycznego świata. „Born This Way” to przede wszystkim ukłon w stronę muzyki lat 80, co z resztą potwierdza trwający od kilku lat trend panujący na rynku. Trzeba przyznać, że jest nieco „cięższa” od poprzedniej – „The Fame Monster”, bowiem momentami górą jest tu metalowe, mocno gitarowe granie i solidniejsze beaty, ale to jest muzyka dla wszystkich. Jest popowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście, całość materiału można nazwać śmietnikiem, ale to przede wszystkim mieszanka przeróżnych inspiracji i dźwięków. I właśnie umiejętności spojenia tego wszystkiego w jedną, wielką, zwariowaną całość – to siła tego krążka.
Grafika:
Komentarze [10]
2012-04-26 18:35
straszna lipa. nie podoba mi się
2011-05-26 20:38
Czy nie warto dyskutować? Nie wiem, to po prostu zależy od gustu. Mówi się, że o gustach się nie dyskutuje, ale to bez sensu, po to są różne, by móc o nich dyskutować. :)
Btw, wymienianie osób które mają dobry głos jest bez sensu, bo tak można bez końca. Ja mogę zarzucić przykładami z drugiego końca Ziemi, ale w naszej szkole też są takie osoby. Pytanie tylko: co to wnosi do dyskusji? ;)
2011-05-26 18:42
Dobry głos to według mnie ma Klaudia Kulawik z pierwszej edycji “Mam Talent”. A choreografia i aranżacje “bochaterki” artykułu są tak słabe, że nawet nie warto o nich dyskutować.
2011-05-24 22:57
Luca, czy ja wiem? – to odnośnie Mandaryny. Promocja to jedno, a głos to drugie. Nawet jeśli promowałaby się w sposób, który niektórych ludzi będzie zachwycał – co z tego, jeśli nikt nie będzie w stanie tego słuchać?
Chociaż z drugiej strony tracę wiarę w gust muzyczny u niektórych ludzi, wystarczy włączyć polską VIVĘ... No to chyba masz rację. Co wcale nie zmienia faktu, że Gaga ma niezły głos i pewnie gdyby nie jej nieraz kiczowate aranżacje – wielu jej przeciwników trochę zmieniłoby zdanie.A to czy komuś zależy na sławie, czy nie? Myślę, że w każdym gatunku muzycznym znajdą się tacy i tacy. Niektórzy na przykład tworzą dlatego, bo kochają muzykę. Nawet pop.
2011-05-24 21:17
Mila, jesteś w błędzie. Gdyby Mandaryna w taki sposób lansowała się w amerykańskich mediach, tak samo odniosłaby sukces. Kwestia kraju i propagandy. A posłuchaj sobie HH albo reggaetonu. Wykonawcy muzyki z tych gatunków nie będą i nie chcą być sławni. I to jest ich siła.
2011-05-24 10:27
Ma naprawdę niezły głos. Gdyby tak nie było to nie odniosłaby tak wielkiego sukcesu. Matko, kto by słuchał na całym świecie Mandaryny? ;)
2011-05-23 22:26
Taa, to im wychodzi… ale niech nie nazywa się królową – królowa powinna miec jeszcze umiejętności, a nie tylko sztab ludzi gotowych przygotować coś, co rozejdzie się z wielkim hukiem. Ona poza kontrowersjami nie ma chyba nic.
2011-05-23 21:44
przesłuchanie tej płyty nie było stratą czasu. podobnie jak i wielu innych, które gatunkowo nie należą do moich ulubionych. uważam, że warto słuchać wszystkiego, począwszy od klasyki, a kończąc na choćby właśnie tej płycie. nie zamykam się na żaden gatunek.
nie jestem też specjalnym fanem Lady Gagi, ale sądzę, że gdyby czytała Twój komentarz, Elessar, to na jej twarzy zagościłby uśmiech. Lady Gaga nie musi wzbudzać Twojego zachwytu swoim wyglądem czy ubiorem. Cel Lady Gagi jest prosty – wzbudzić emocje i kontrowersje. Myślę, że i ona i sztab ludzi z nią pracujących wykonują swoją robotę bardzo dobrze. Twój komentarz jest przykładem, że im się udaje.
Podkreślę to, co napisałem wyżej – umiejętnie miksowanie kiczu, sukienki z mięsa i butów od Louboutin – to jej siła, bo robi to mistrzowsko.
2011-05-23 17:40
Samej płyty w żaden sposób ani nie skrytykuję, ani nie pochwalę, bo nie mam zamiaru tracić czasu na jej słuchanie, jednak sama postać Gagi mnie niemal obrzydza. Kilka jej kawałków miałem wątpliwą okazję słyszeć i nie stwierdzę, że jest genialna. Do tego dochodzi jej okropne zachowanie na koncertach, czy przy niemal każdej okazji, gdzie pojawiają się kamery… Ludzie mówią o niej, że jest oryginalna? Dla mnie jest po prostu pusta… Jeśli w czyims prywatnym słowniku definicją słowa “oryginalność” jest założenie na siebie stroju “zmontowanego” z mięsa, to ja podziękuję za ten jego słownik. Krowa, która dużo ryczy mało mleka daje i myślę, że tak jest w przypadku tej Pani. Poza sceną wiele – muzycznie odwrotnie. I tu nasuwają mi się słowa mojego znajomego, który powiedział, że takiej Gagi to za kilka lat nikt nie będzie pamiętał. No, ale niestety tak to jest w dzisiejszych czasach – pojawia się coraz więcej wielkich gwiazdek, które tak na prawdę robią marną muzykę. Dobrze, że chociaż pamięć o dobrych zespołach, które zakończyły swoją działalność, bądź ku temu zmierzają, nie niknie.
A co do samego artykułu… Pomijając temat to sam tekst dobry. Fajnie, że w ogóle ktoś tu stara się napisać jakąś muzyczną recenzję – mówię to, nie patrząc przez pryzmat moich upodobań muzycznych.
- 1