Na końcu i tak sektor rodzinny…
Po długiej przerwie powstał kolejny film, który potwierdził tylko moją opinię o kibicach, zwłaszcza tych piłkarskich. Pierwszym takim filmem, który zrobił na mnie wrażenie, był obraz Lexi Alexandra „Green Street Hooligans” (według autorskiego scenariusza), w którym reżyser w niezwykle realistyczny sposób pokazał widzom brutalny świat angielskich kiboli (głównie tych z West Ham United). Na polskie ekrany weszły natomiast kilka miesięcy temu „Skrzydlate świnie”, w reżyserii Anny Kazejak. Film, w którym również dokonano próby pokazania tego środowiska, ale w odróżnieniu od obrazu Alexandra, mamy tym razem do czynienia z kibolami klubu piłkarskiego z polskiej prowincji.
Wprawdzie obraz ten nie może pochwalić się szczególnie doborową obsadą aktorską, ale nie jest też z tym aż tak źle. W głównej roli zobaczymy tu świetnego Pawła Małaszyńskiego, w roli prezesa firmy "SkyTech" i właściciela drużyny piłkarskiej Cezarego Pazurę, a w zabawnych epizodach, które nadają temu filmowi kolorytu, sympatycznego Andrzeja Grabowskiego. Myślę, że chyba to te nazwiska zachęciły mnie najbardziej do obejrzenia tej produkcji. Po seansie usiadłem więc niezwłocznie przy klawiaturze, by spisać swoje wrażenia, bo trzeba wam wiedzieć, że film mi się spodobał.
Może nie jest to film rewelacyjny i jakoś szczególnie oryginalny, ale to naprawdę przyzwoite kino. Nie brakuje w nim oczywiście scen brutalnych, a „mięsa” jest ci tu nawet więcej niż na bazarze, ale najważniejsze jest to, że nieustannie zderzane są tu ze sobą antagonistyczne wartości: honor i groteska, miłość i nienawiść, a przede wszystkim komedia i dramat.
Na początku poznajemy realia polskiego futbolu klubowego (rewelacyjny epizod Andrzeja Grabowskiego), a główny bohater filmu, Oskar, wprowadza nas w świat kiboli. Słyszymy jak tłumaczy ultrasom, że kibice dzielą się na 3 grupy: pikników (zasiadających w sektorze rodzinnym), ultrasów (robiących młyn i dopingujących drużynę) oraz hoolsów (chroniących ultrasów). Podkreśla przy tym, że każdy człowiek zaczyna i kończy karierę kibica w sektorze rodzinnym, co potwierdza zresztą kilka ostatnich kadrów filmu (kolejny zabawny epizod Andrzeja Grabowskiego).
Film zaczyna się sceną, która jest świetnym filmem instruktażowym dla wszystkich kiboli świata (ucieczka przed policją po całym mieście, poprzedzona „odprowadzeniem” po meczu drużyny przeciwnej na dworzec i odpowiednim jej pożegnaniem). Poznajemy też Oskara i Baśkę (dziewczynę Mariusza – brata Oskara - zauroczoną jednak tym pierwszym), która odegra niezwykle ważną rolę w kształtowaniu relacji między braćmi, a także nieźle namiesza w szeregach lokalnych ultrasów. Oskar to właśnie charyzmatyczny lider lokalnych ultrasów, a Baśka to po prostu fanatyczna kibolka. Oboje mieszkają w małym, zapyziałym miasteczku na prowincji, w którym generalnie dominuje nuda i brak perspektyw. Ich jedyną fascynacją jest więc futbol.
Po przegranym meczu ich ukochana drużyna spada z ligi, a na trybunach wywiązuje się regularna bitwa. Oskar jest tak pochłonięty tą stadionową rozróbą, że nie odbiera nawet telefonu od swojej dziewczyny, która rodzi mu dziecko. Niedługo potem traci też pracę, a Baśka, która pracuje jako organistka w kościele, zostaje wyrzucona z pracy przez księdza, który ma już dość jej kontrowersyjnego sposobu na życie. I właśnie wtedy, gdy wydaje się, że oboje przegrali swoje szanse, pojawia się kusząca propozycja pracy (za bardzo dobre pieniądze) złożona im przez prezesa Sky Tech (Cezary Pazura), będącego jednocześnie głównym sponsorem wrogiego im do tej pory klubu z pobliskiego miasta. Ich zadaniem ma być wypromowanie FC Skytech oraz zorganizowanie grupy aktywnych ultrasów. Co zwycięży? Lojalność wobec ludzi, którzy im ufali i podążali za nimi, czy najzwyklejszy pragmatyzm? Oboje podejmują trudną, ale ich zdaniem jedyną możliwą w tej sytuacji decyzję. Grupa kiboli Czarnych potraktuje jednak tę ich decyzję jako zdradę (przestępstwo w subkulturze kibiców niewybaczalne), za co grozi odpowiednia kara. Nie uniknie jej ani Oskar, ani Baśka. W dalszej części filmu dochodzi również do nieuchronnej konfrontacji braci, czyli do derbowego spotkania pomiędzy drużyną z klubu, w którym Oskar pracuje, a jego byłą drużyną, której ultrasami po jego odejściu kieruje teraz jego brat Mariusz. I tak to bracia stają w finale na trybunach naprzeciw siebie… jak w greckiej tragedii.
Film niesie naprawdę mądre przesłanie, prowokuje do przemyślenia pewnych spraw, ale nie jest ciężki i naprawdę fajnie się go ogląda. Do „Green Street Hooligans” upodabnia go kilka mniej lub bardziej istotnych szczegółów, które na pewno wyłapią uważni widzowie, którzy widzieli i tamtą produkcję. Na koniec główny bohater wypowiada znamienne słowa: „Jesteśmy ultrasami, więc na czas meczu zapominamy o piłce nożnej”. Takie są właśnie realia tego środowiska. Polscy kibole potwierdzają je swoimi działaniami. Sam mecz faktycznie nie jest dla nich ważny. Znacznie ciekawsze jest zapewnienie swoim adwersarzom trwałego pobytu w szpitalu lub zbieranie własnych zębów z trybun zdemolowanego stadionu.
Grafika:
Komentarze [23]
2012-04-26 18:21
zamiast oglądać filmy wybierz się na jakiś mecz. marne 3
2012-04-25 20:06
Elessar dobrze goda!
2011-06-15 08:23
Wcale nie budują, ale potwierdzają, że ktoś inny ma podobną opinię do mojej.
2011-06-14 16:08
Opinię o kibicach cały czas budują media. Jeżeli jeszcze gdzieś w Polsce kibice biją się na stadionach (w co wątpię) albo ze sprzętem, to tylko w Krakowie, co zresztą robią dobrowolnie
2011-06-14 00:25
ej no nie, ktoś to poprawił, nie wmówisz mi, że miałam omamy :P
2011-06-14 00:23
ou shit, sorry, za długo już mam wakacje…. niach niach niach
2011-06-13 22:24
To filmy budują tak naprawdę opinię o kibicach? Ciekawe…
2011-06-13 17:26
Doczytaj ;) Jest napisane, że kilka miesięcy temu.
2011-06-12 12:20
Fenrir! Słońce! byłam na tym filmie w kinie jakoś w styczniu, więc dlaczego piszesz, że “weszły teraz”? :P
2011-06-12 11:16
Media potrafią naprawdę świetnie manipulować i to jest oczywista oczywistość. Utarło się już że nasi kibice to hołota, bydło i inne tego typu określenia. Przecież media żyją z afer więc rozdmuchują sytuacje i muszą sobie znaleźć winnego i ofiarę. Ok na mecze w najwyższej fazie rozgrywek gdybym miała dziecko to bym z nim nie poszła. Tak jak 75% innych ludzi. A wiesz dlaczego? Bo to media się do tego jawnie przyczyniły kreując ten świat w ten a nie inny sposób. Oczywiście zdarzają się afery i zadymy ale bez przesady. chcesz kibicować na całego-idź do ultrasów, chcesz czuć się bezpieczniej idź do pikników. w piłce nożnej określenie kibica jako piknika jest obraźliwe ale to dzięki tym piknikom ten sport istnieje bo jest ich o wiele więcej niż pozostałych. Gdybym miała możliwość pójść na mecz przykładowo Lecha to też bym wolała sobie pójść do pikników i bez większych nerwów oglądać spotkanie. Zawsze znajdzie się banda kretynów która będzie chciała uciszyć ultrasów. o kibolach którzy się leją nawet nie piszę bo to są tylko kibole które nie przychodzą b dopingować drużynę, by cieszyć się ich gra i ich oglądać tylko przychodzą się bić.
Polscy kibice nie są tacy straszni jak ich media malują, chociaż są oczywiście w ich szeregach ludzie ze zrytą psychiką. Policja to jest w ogóle ani nie w temacie ani nie w klimacie.
Reasumując nie wyolbrzymiajmy sprawy ale i nie lekceważmy.
2011-06-11 19:36
fenrir, miałeś możliwość oglądania meczu razem z 38 milionami Polaków. Jeżeli tego nie zrobiłeś, to możesz obwiniać już tylko siebie, a nie szukać taniej sensacji. Bo z tym daleko nie zajdziesz, najwyżej do Echa Dna…
2011-06-11 15:14
Wybieganie na murawę wcale nie jest złe, pod warunkiem że nie robi się tego w celu rozp... Radość kibica może być tak wielka, że chce się być blisko zawodników (np. po awansie, lub zdobyciu mistrzostwa), że wszyscy na “hurra” ruszają na boisko… No ale nie-kibic tego nigdy nie pojmie ;)
2011-06-11 14:33
Cieszę się, że poznałem obiektywną wersję zdarzeń od człowieka, który (zapewne) był wtedy w Bydgoszczy. A skąd niby mam znać wersję inną niż z mediów? Poza tym jak bydło nie potrafi na miejscu usiedzieć, to niech się nie dziwią reakcją służb porządkowych. Celowo napisałem bydło, bo nie wydaje mi się, żeby każdy kibic odczuł potrzebę wybiegnięcia na murawę.