Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Break on through to the other side   

Dodano 2012-11-08, w dziale felietony - archiwum

Jim Morrison. James Douglas Morrison. Poeta i wokalista zespołu The Doors. Utalentowany i piękny jak nieboskie stworzenie. Uzależniony od alkoholu i narkotyków, od seksu pewnie też. Szaman, buntownik, prowokator, intelektualista. The Lizard King.

/pliki/zdjecia/jm1.jpgNie żyje od ponad czterdziestu lat. I choć rozkład dobrał się już z pewnością do jego kości, spoczywających na cmentarzu Pere- Lachaise w Paryżu, to jakoś nie wydaje mi się, by jego legenda zanikła równie łatwo. Coś magicznego tkwi w tej postaci, epatującej zmysłowością, nabrzmiałej emocjami, skłonnej do samodestrukcji. Coś, co nie daje spokoju.

The Doors byli świeżym powiewem w amerykańskiej muzyce lat sześćdziesiątych, jedną z iskier dla rewolucji obyczajowej, mającej dokonać się za sprawą ruchu hipisowskiego. Weszli na scenę we właściwym momencie. Ich muzyka powstała z mieszaniny kilku gatunków, przepuszczonych przez ich własny, psychodeliczny, doorsowski filtr. Doskonale wstrzeliła się w czasy zainteresowania narkotycznymi wizjami, mistycyzmem, kulturą Indian i Orientu. The Doors to genialni muzycy, zespojeni osobą niezwykle charyzmatycznego wokalisty.

Prócz uroczej aparycji i aksamitnego głosu, pan Morrison posiadał również inteligencję i ciekawe poglądy. W wywiadach bardzo dosadnie wypowiadał się na różne tematy. Dosadnie i cholernie mądrze, moim skromnym zdaniem. W jednym z nich poruszył na przykład kwestię jednej z chorób naszych czasów, czyli zastoju emocjonalnego. Ludzie gromadzą się przed telewizorami, oglądają opery mydlane, filmy, popowych idoli. Naprawdę są emocjonalnie martwi. Mniej boimy się przemocy niż własnych uczuć -mówił. Cóż, nie można powiedzieć, że Morrisonowi z trudem przychodziło wyrażanie emocji. Jim był intensywny. Gdy wchodził na scenę, zaczynał improwizować spektakl jednego aktora, mistyczny obrzęd, w który wciągał widzów. Jak indiański szaman tańczył, krzyczał, rzucał się na podłogę. Bulwersował i zachwycał tym swoim "intymnym światem myśli".

Nietypową cechą Morrisona jako gwiazdy rocka była jego erudycja. Zainteresowania intelektualne Jima obejmowały dzieła Rimbauda, Becketta, Nietzschego, Blake'a, a z filozoficznego eseju Aldousa Huxleya pt. "The Doors of Perception" zaczerpnął pomysł na nazwę zespołu. Owe drzwi do percepcji, do poznania otaczającego świata, miały, według Jima, otworzyć się, gdy człowiek wybierze wolność od prospołecznego prania mózgu przez media oraz władzę i stanie twarzą w twarz ze swoimi lękami dotyczącymi śmierci. A śmierć Jim traktował jako "szczytowy moment życia". Nie obawiał się jej, twierdząc, że życie rani dużo mocniej niż jego wyzwalający koniec. Upust swoim przemyśleniom dawał głównie w poezji, która ukazała się w dwóch tomikach: "The Lords" i "The new creatures"./pliki/zdjecia/jm2.jpg Napisał również kilka poematów, w tym najciekawszy, "An American Prayer". Ta amerykańska modlitwa to efekt wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, podkręconego narkotykowo- alkoholowymi wizjami. Jim był świadkiem wypadku drogowego, w którym ranni zostali Indianie. Widok ich zakrwawionych twarzy i uszkodzonych ciał, przeraził dziecko, spowodował załamanie się jego poczucia bezpieczeństwa i bezgranicznej ufności w piękno świata. W wielu utworach Jima widać niemal jad sączący się z tekstu, który w zawoalowany sposób krytykuje amerykański styl życia - z klapkami na oczach i strachem przed wszelkimi odchyleniami w sercu. Ostatecznie, na krótko przed śmiercią, porzucił kraj którym gardził i wyjechał do Paryża.

Wiedział doskonale, że przyszłość jest jedną wielką niewiadomą, a on sam może łatwo zamienić się w kupkę popiołu. Dlatego tworzył poezję, bo "nic poza wierszami i piosenkami nie przetrwa zagłady".

Jim był ryzykantem. Jego drogę do poznania spowijał narkotykowo- alkoholowy opar. Próbował dotknąć granic rzeczywistości, niebezpiecznych aspektów życia, a jego motorem była zwykła ciekawość tego, co się stanie.

Zdaję sobie sprawę, że to, co teraz napiszę, nie będzie szczególnie poprawne politycznie. I może według niektórych, bardziej konserwatywnie usposobinych osób nie powinno znaleźć się na łamach szkolnej gazety. Ale czytając poezję Morrisona, słuchając piosenek The Doors, a także innych zespołów i artystów tego mniej więcej okresu, typu Jimi Hendrix, Janis Joplin, Pink Floyd, czy Led Zeppelin, którzy w temacie używek dziewicami z pewnością nie byli, do głowy uporczywie pcha mi się jedno pytanie: czy narkotyki są rzeczywiście takim złem? Czy nie można, przynajmniej w niewielkim stopniu, usprawiedliwić zażywania ich jako formy poszerzenia świadomości, w efekcie czego zostanie stworzony świetny wiersz czy genialna piosenka? Czy są one jedynie sposobem na zapomnienie o nudnym życiu? Wiadomo, niszczą ciało, po pewnym czasie umysł też. Są niebezpieczne i byłabym idiotką, zaprzeczając temu.

Ale, jak śpiewał Jim, jemu pomogły "przebić się na drugą stronę".

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /22 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry