Czy to świnie siedzą w kinie?
Na pewno wielu z was, drodzy czytelnicy, podobnie jak ja, lubi chodzić do kina. Nie wiem jednak, jak wy to odbieracie, ale mnie niezmiernie irytują ludzie, którzy swoim prostackim zachowaniem utrudniają, a czasami wręcz uniemożliwiają obejrzenie innym filmu. Ostatnio często pisze się o tym, że współczesny Polak zachowuje się w kinie jak neandertalczyk, któremu obce są nawet podstawowe zasady savoir-vivre. Prawdziwi miłośnicy kina zapewne domyślają się, o co mi chodzi.
Takich kompletnie nie umiejących się zachować w miejscu publicznym ludzi spotkamy najczęściej w wielkich Multikinach, chodź i w tych mniejszych też nie bywa ostatnio za ciekawie. Te prowadzone pełnym głosem na sali kinowej dyskusje, ten idiotyczny śmiech w najbardziej nieodpowiednich momentach, te rozmowy przez telefon i świecenie innym wyświetlaczem po oczach, to szuranie łapskami w kartonach z popcornem, który - co by nie mówić - wydziela intensywny i nie dla wszystkich przyjemny zapach, a do tego jeszcze to chrupanie, mlaskanie, siorbanie, ciumkanie, bekanie oraz rzucanie popcornem w innych, każdemu może chyba zepsuć seans nawet najlepszego filmu.
Myślałam, że nic nie jest już w stanie mnie nie zaskoczyć w tej materii, ale pomyliłam się. Gdy oglądałam ostatnio w kinie „Igrzyska śmierci”, moich uszu dobiegła w pełnej chwili skoczna melodyjka z komórki pani siedzącej w pobliżu. W pierwszej chwili pomyślałam ok, zapomniała pewnie wyciszyć telefon i zaraz to zrobi. Każdemu może się zdarzyć. Oczywiście wspomniana pani prawie natychmiast otrzymała kilka nieprzyjaznych spojrzeń od ludzi siedzących dookoła niej, ale o dziwo jej to bynajmniej nie zdeprymowało. Wyobraźcie sobie, że bez najmniejszego zażenowania odebrała telefon i zaczęła rozmawiać pełnym głosem, wyjaśniając koleżance, że właśnie jest w kinie, ale gdy wracała dziś z pracy, to jakiś idiota prawie potrącił ją na pasach. Cóż, widać nie do końca wyszła z tego zdarzenia bez szwanku, bo jej zachowanie świadczyło dobitnie o tym, że zapomniała także o tym, jak należy zachować się w takiej sytuacji.
Mitem jest również moim zdaniem to, że takie sytuacje mogą spotkać nas tylko w wielkich Multikinach. Bynajmniej. W tarnobrzeskim kinie też bywa „wesoło”. Co prawda u nas nie ma stoiska z popcornem i colą, za to każdy może wnieść na salę, co mu się żywnie podoba i przez cały seans namiętnie to sobie spożywać. Jeszcze ciekawiej bywa u nas w kinie, gdy trafimy na projekcję z grupką znajomych z „gimbazy”, która raczy siebie i innych dialogami – delikatnie mówiąc – nie najwyższych lotów, komentując - oczywiście na głos - wydarzenia na ekranie: "o, teraz będą się bzykać", "ee, czemu ona nie chce mu pokazać cycków?", a po nieoczekiwanych zwrotach akcji bądź też dramtycznych scenach wyrażają zazwyczaj swoje zaskoczenie w najbardziej znany sobie emocjonalny sposób: “o kur..., widziałeś?!”. Przedstawiciele gimbazy lubią również robić sobie w kinie selfie i pisać na Messengerze, co wciąga ich zdecydowanie bardziej niż sam film.
Ale to jeszcze nie wszystko. Osobiście się z tym nie spotkałam, ale słyszałam od znajomych, że miłośnicy zimnego browara również potrafią wnieść sobie na seans ten rarytas, trzymając puszkę swoje ulubionego napoju ukrytą w kubku po dużej coli z lodem. Faktycznie świetny pomysł. Nikt nie widzi, co pijemy, a puszka cały czas się chłodzi. Na taki pomysł mógł wpaść tylko Polak.
Co więc robić, gdy chcemy w spokoju i w kulturalnych warunkach obejrzeć film? Dobrym wyjściem jest unikanie multipleksów i chodzenie do mniejszych kin. Co prawda trudniej tu o najnowsze produkcje z Hollywood, ale widzowie przychodzą do takich miejsc raczej na film, a nie do kina. Kiedyś zdarzyło mi się odwiedzić takie małe, klimatyczne kino w jednym z dużych, polskich miast i powiem wam, że seans był naprawdę świetny. Żadnych szeptów, szmerów, telefonów - poezja.
Zgadzam sie jednak również z panem Stanisławem Krajskim, ekspertem zajmującym się savoir vivre'm, który twierdzi, że kino to jednak rozrywka i nie ma sensu robić z niego na siłę teatru czy opery, ale nie znaczy to jednocześnie, że w takim miejscu możemy czuć się zwolnieni z zachowania zasad kultury oraz dobrych manier. Ja dodałabym jeszcze od siebie, że uiszczenie opłaty za bilet nie uprawnia nikogo do uprawiania samowolki i uprzykrzania innym życia.
Grafika:
Komentarze [2]
2015-02-18 17:23
Ojojoj, widzę że koleżanka odróżnia określenia “do kina” i “na film”!
A to już dobrze. Jeśli chodzi o chodzenie do kina, to kluczową frazą w artykule jest “najnowsze produkcje z Hollywood”.
Cóż robić w tym kinie, jeśli z ekranu leci taki badziew jak hamerykańskie mainstreamowe kino? Ano lepiej chyba wykorzystać ten czas na zjedzenie czegoś, wypicie (piwo jest dobre, bo tych filmów nie da się na trzeźwo oglądać) albo też na rozmowę przez telefon (czy straciłabyś cokolwiek istotnego z fabuły, gdyby wspomniana pani nawet wrzeszczała do telefonu, zagłuszając dialogi?). Właściwie to najlepiej nie iść na taki film, tylko zrobić coś przyjemnego/pożytecznego.
Z ostatnich lat przypominam sobie tylko jeden film (ale zastrzegam, że do kina chodzę rzadko), na którym nie usłyszałem ani szelestu papierka, ani jednego głosu rozmowy i działo się to, o dziwo, w multipleksie. Tym filmem był “Dom zły”.
Moim zdaniem to nie prymitywizm widza prowadzi do takich zachować, tylko poziom widowiska filmowego wyzwala w widzu te zachowania.
Jeśli siedzisz na sali kinowej, a z ekranu płynie naprawdę przejmująca historia, która trzyma Cię w napięciu do ostatniej chwili, to popcorn, tacosy czy piwo zupełnie przestają smakować (chociaż za to ostatnie nie dałbym sobie ręki uciąć).
2015-02-17 17:57
Ja tam osobiście lubię się napić browarU.
- 1