Dekonstrukcja dezintegracji
„Anihilacja” to najnowszy film Alexa Garlanda, wyprodukowany na podstawie powieści Jeffa VanderMeera o takim samym tytule. Wspomniany reżyser znany jest w świecie filmowym z nowatorskiego podejścia do gatunku science fiction, a ma już w dorobku takie obrazy jak choćby „W stronę słońca”, „Ex Machina” czy „Dredd”. „Anihilacja” nie odbiega od tego, do czego nas wcześniej przyzwyczaił, stanowiąc zlepek horroru, kina akcji, a nawet traktatu ekologiczno-filozoficznego, taki specyficzny koktajl grozy, przygody i czarnego jak smoła humoru. Warto też przypomnieć, że obraz ten został wyprodukowany przez Netflix, dlatego moje oczekiwania wobec niego były spore.
Fabułę filmu można streścić w kilku zdaniach. Na ziemi rozbija się niezidentyfikowany obiekt z kosmosu zawierający najpewniej obcą formę życia. Wokół miejsca, w którym ów obiekt spadł, pojawia się jakaś dziwna strefa, która powoli się rozprzestrzenia. Zjawisko to nazywane zostaje „iskrzeniem”. Flora i fauna wewnątrz strefy zmieniają się powoli, ale w bardzo osobliwy sposób. Do wnętrza strefy wysłanych zostaje kilka ekspedycji naukowych, ale nikt nie wraca, tzn. nikt poza Kane'em, który swoją podróż przypłacił śmiertelną chorobą. Pragnąc uratować męża, do strefy wyrusza z rządową ekspedycją jego żona Lena i obiera kurs na opuszczoną morską latanię, która wydaje się być epicentrum strefy i konstatuje bardzo szybko, że dzieje się tu coś niepokojącego i niezrozumiałego...
Trzeba przyznać że fabuła nie jest ani odkrywcza, ani specjalnie wyjątkowa. Wspomniane motywy widzieliśmy już bowiem w wielu innych, wcześniej produkcjach. Całość współgra wprawdzie nie najgorzej, ale historii brakuje zdecydowanie nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nie ma tu też operatorskich popisów godnych Oscara ani sprytnych montażowych sklejek. Tak na dobrą sprawę to film ten nie jest ani thrillerem, ani horrorem, choć posiada niby cechy obydwu tych gatunków. faktycznie niewiele jest tu momentów, które mogą wystraszyć widza, a atmosfera bynajmniej nie jest napięta. Oglądając ten obraz czujemy się generalnie tak, jak gdybyśmy zwiedzali jakiś obcy świat, a jedynym uczuciem, które nam towarzyszy jest chyba niepewność. Niby znane nam jest to wszystko, co widzą bohaterowie, a jednak całość mimo wszystko wydaję się nam jakaś obca.
Od strony technicznej film wykonany został raczej poprawnie, ale kreacje aktorskie są już drętwe. I nie pomaga tu nawet Natalie Portman, którą obsadzono w głównej w roli. Wypada też żałować, że pomimo tego, iż poznajemy wiele bohaterek, to nie zawiązują się między nimi żadne relacje. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że postacie zostały napisane poprawnie. Ich motywacje mają sens, ich działania są uzasadnione, a każda z nich posiada też inną, ciekawą osobowość. Do reżyserii nie mam zastrzeżeń (całość nakręcona jest ze sporym wyczuciem dramaturgii i świadomością kompozycji kadru), ale efekty specjalne nie rzucają już na kolana. O ile efekty realistyczne wyglądają jeszcze nie najgorzej, o tyle te komputerowe, a szczególnie zwierzęta animowane komputerowo, wyglądają zdecydowanie nienaturalnie. Wszystkie istoty i przedmioty, jakie bohaterowie spotykają wewnątrz strefy iskrzenia, są co prawda kolorowe, ale jakieś dziwaczne, za to przestrzeń i scenografia zaaranżowana została naprawdę dobrze. Pochwalić też należy ścieżkę dźwiękową, która brzmi przyjemnie dla ucha i bardzo dobrze dopełnia obraz.
Siłą tego filmu jest mnogość interpretacji i wniosków, jakie możemy snuć na temat tego, co widzimy na ekranie. Film przepełniony jest bowiem alegoriami. Możemy rozpatrywać całą fabułę dosłownie, jako historię kilku bohaterek, które w bardzo nieprzyjaznym środowisku wypełniają swoją misję, ale możemy też interpretować tę historię na wiele innych sposobów. Każda z bohaterek jest co prawda inna, jednak wspólnym punktem ich życia jest to, że każda z nich w jakiś sposób zetknęła się z samozniszczeniem. Jedna umiera na raka (a więc zabija ją jej własne ciało), inna nie może się pogodzić ze śmiercią córki, kolejna miała w przeszłości kilka prób samobójczych, a główna bohaterka sama niszczy swoje małżeństwo, by potem tego żałować. Iskrzenie nie niszczy za to życia na ziemi, ale jest jakby pryzmatem, który zmienia to, co już istnieje, w coś zupełnie nowego i być może nawet lepszego. W każdej możliwej interpretacji będzie przewijał się jednak motyw zewnętrznej destrukcji lub nieuświadomionej potrzeby samozniszczenia, które - jak twierdzi jedna z owych bohaterek - są dla ludzi czymś naturalnym i definiują w pewnym sensie człowieczeństwo. Każda z bohaterek będzie mierzyć się z tą destrukcją na swój własny sposób. Jedne będą walczyć, inne się poddadzą, a jeszcze inne przejdą wewnętrzną przemianę. Wielu zwraca uwagę na to, że fabuła ma silny wydźwięk proekologiczny i jest swoistym manifestem. Film ma jednak zdecydowanie optymistyczny wydźwięk i zwraca uwagę na to, że wprawdzie destrukcji nie da się uniknąć, ale na ruinach tego, co było, zawsze powstaje coś nowego, nierzadko lepszego. Zakończenie stanowi ładną klamrę spinającą całą historię.
Ocena „Anihilacji” nie jest łatwa. Scenariusz i wykonanie bardzo przeciętne, a akcja toczy się powoli i nie zaskakuje nieoczekiwanymi zwrotami, ale jego wartością dodaną są możliwości interpretacyjne i przyjemność odkrywania ukrytych znaczeń. Dlatego mimo licznych wad i niedociągnięć, zachęcam do obejrzenia tego obrazu.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?