Przez ocean zwątpienia aż do wybaczenia
Jakiś czas temu, zupełnie przez przypadek, wpadła mi w ręce pewna książka. Zachwyciła mnie i wciągnęła w stopniu nieprawdopodobnym, ale do dziś nie wiem, co było przyczyną tej mojej niezwykłej fascynacji. Długo się nad tym zastanawiałem i w końcu postanowiłem podzielić się z wami tymi moimi przemyśleniami, tym bardziej, że czas ku temu wydaje mi się szczególnie sprzyjający. Mam na myśli znaną powieść kanadyjskiego pisarza Williama Paula Younga pt. „Chata”, która należy do grona tych, które przeszły drogę od chałupniczo wydanego maszynopisu, rozprowadzanego wśród bliskich znajomych (Young napisał ją podobno dla swoich sześciorga dzieci), do światowego bestselleru (przetłumaczono ją do tej pory na 41 języków i sprzedano w ponad 15 milionach egzemplarzy). Nie mniej ciekawe wydaje mi się to, że autor wydał ją na własny koszt, bo chrześcijańskie wydawnictwa odrzuciły ją jako zbyt świecką, a komercyjne z kolei jako zbyt religijną.
Trzeba przyznać, iż autor miał całkiem ciekawy pomysł na napisanie książki o spotkaniu przeciętnego człowieka, którego dotknęła wielka życiowa tragedia, z Bogiem i to w Trójcy Świętej (ucieleśnionym w ciałach trzech osób). Z krótkiego opisu na okładce książki można wnieść, iż razem z bohaterem przeżyjemy na kartach tej powieści jedyną w swoim rodzaju podróż do własnego wnętrza i spotkamy Boga, jakiego wcześniej nie znaliśmy. Okazuje się to prawdą, ale intencje autora sięgają zdecydowanie dalej. Porusza on bowiem także problem zła i cierpienia, opowiada o walce z samym sobą, godzeniu się z losem oraz o potrzebie kochania i bycia kochanym, ale przede wszystkim próbuje ze zdumiewającą inwencją i klarownością odpowiedzieć na najważniejsze pytania, nurtujące ludzi od wielu wieków: Czy Bóg istnieje i co o nas, ludziach, myśli? Dlaczego cierpią dzieci i skąd bierze się przemoc? Na czym polega boskie miłosierdzie? Czym jest wolność i jak z niej właściwie korzystać?
Fabuła opowiada historię amerykańskiego farmera, ojca trójki dzieci, Mackenzie Allena Phillipsa, któremu podczas rodzinnych wakacji zostaje porwana najmłodsza córka Missy. Odnalezione w opuszczonej chacie na odludziu ślady wskazują, że prawdopodobnie została brutalnie zamordowana. Piszę prawdopodobnie, bo jej ciało nie zostaje nigdy odnalezione. Mack najpierw się obwinia, z czasem pogrąża w rozpaczy i buntuje przeciw Bogu, do którego ma żal, że pozwolił na akt takiego bestialstwa. Pewnego dnia dostaje jednak tajemniczy list, w którym ktoś (jak się potem okazuje sam Bóg) zaprasza go na weekend do tej właśnie chaty, gdzie kilka lat wcześniej została zamordowana jego córka. Mimo swojej rozpaczy i wbrew zdrowemu rozsądkowi Mack postanawia w tajemnicy przed rodziną pojechać tam w pewne zimowe popołudnie. Tym samym wkracza po raz kolejny do świata swojego koszmaru. Ale to, co tam znajdzie i przeżyje, na zawsze odmieni już jego życie. W chacie Mack spotyka bowiem… Trójcę Świętą (Bóg ukazuje mu się jako gruba Murzynka, Jezus jako żydowski robotnik, a Duch Święty jako Saraya – Azjatka). Przebywa tam z nimi w bardzo przyjaznej atmosferze, rozmawiając o tym wszystkim, co od wieków nurtuje ludzi na świecie, między innymi o cierpieniu, smutku, miłości czy więziach międzyludzkich. Krótko mówiąc nasz bohater uczestniczy tam w czymś, co można by nazwać w pewnym sensie sesją terapeutyczną…
Mack chce odnaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie jest i co robi Bóg w świecie tak pełnym bólu i cierpienia. Odpowiedzi otrzymuje, ale zadziwią one bez wątpienia niejednego czytelnika, mając wpływ również i na jego dalsze życie. Bo "Chata” to nie tyle powieść o korelacji człowieka z Bogiem, co pewien rodzaj modlitwy, w której nie brakuje ludzkiej tragedii, męki, a jednocześnie zadziwienia, jasności i zaskoczenia. Spostrzeżenia Williama Younga są naprawdę interesujące i co ważne zgodne z nauką Kościoła.
Ta chętnie czytana przez ludzi na całym świecie powieść, od początku była i jest nadal mocno krytykowana przez protestantów (katolicy przyjmują ją prawie bezkrytycznie). Krytycy literaccy nie są natomiast jednomyślni w swoich ocenach. Niewątpliwie jest to dzieło napisane ku pokrzepieniu serc w dobie różnych kataklizmów, jakich ludzie doświadczają. Dostarcza wielu wzruszeń i daje do myślenia nad własnym życiem i postępowaniem. Tezy stawiane przez Williama Paula Younga są wielu ludziom bardzo bliskie. Ukazanie dzieła stworzenia jako dzieła dobrego, bez wprowadzania zła jako wrogiej siły wobec Stwórcy jest, nie ukrywam, bliskie i mojej refleksji religijnej. Podoba mi się także koncepcja oczyszczonej Duszy, która pamięta co prawda wyrządzone krzywdy, ale jest to dla niej źródło pokuty. Uważam, że po przeczytaniu tej powieści, każdy człowiek uzyska szersze spojrzenie na temat roli wiary w jego życiu. Będzie mu także łatwiej uporządkować swoje wnętrze i rozgryźć to coś, co nazywamy sumieniem. Zachęcony również zostanie do przemyślenia własnego postępowania w stosunku do innych i siebie samego.
„Chata” to naprawdę niezwykła historia o tym, jak Bóg przychodzi do człowieka, gdy ten jest uwięziony we własnych rozczarowaniach, pogrążony w smutku i zdradzony przez własne wyobrażenia. To książka logiczna, poprawna teologicznie i pełna filozoficznej głębi, co nie dla wszystkich bywa jednak zaletą. Na pewno nie zostawi nas także tam, gdzie nas znajdzie, jeśli się przy tym nie będziemy upierać. To odważna, porywająca i na wskroś poruszająca opowieść o tym, jak na nowo można odnaleźć sens życia i odkryć ostateczną prawdę o miłości, stracie i przebaczeniu.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?