Małe miasto - wielka tajemnica
Chyba większość mieszkańców Tarnobrzega uważa, że nasze miasto nie jest miejscem zbyt atrakcyjnym dla turystów. Poza położonym w bezpośrednim sąsiedztwie jeziorem, nie ma zbyt wiele do zaoferowania swoim gościom. Życie toczy się tu leniwie i o wiele spokojniej, niż w metropoliach. To takie miejsce, gdzie ludzie w większości się znają, a plotki rozchodzą się błyskawicznie. Niewiele się tu także dzieje, dlatego mieszkańców naszego miasta elektryzują zazwyczaj wieści o kolizjach drogowych, interwencjach strażników miejskich, czy drobnych przekrętach lokalnych biznesmenów lub samorządowców. Nuda. Wyobrażacie sobie jednak, co by się działo, gdyby w tym naszym sennym, trochę zapyziałym miasteczku wydarzyło się jakieś brutalne morderstwo, a jeszcze lepiej trzy?
Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w debiutanckiej powieści Eweliny Dydy „Zła waluta”. Sam pomysł zlokalizowania akcji tegoż kryminału w Tarnobrzegu wydaje mi się trochę zaskakujący, choć nie wypadł tak najgorzej, bo jak na powieść w stylu noir przystało, autorka dużo miejsca poświęciła w swojej książce nie tylko samemu miastu ale i złożoności lokalnych problemów społeczno - kulturowych. Bohaterem powieści jest trzydziestoparoletni prywatny detektyw Jakub Rau, który po pewnych życiowych zawirowaniach i dość intensywnym życiu w Lublinie wraca do swojego (i naszego) rodzinnego miasta, gdzie wynajmuje pokój u fryzjerki Danuty i od tej chwili wiedzie spokojne, w zasadzie monotonne życie, wypełnione jedynie śledzeniem na życzenie klientów niewiernych małżonków (tak zarabia na życie) i budowaniem przyjaznych relacji z Chandlerem - czarnym kotem swojej współlokatorki. Jego życie zmienia się jednak, gdy pewnego dnia zgłasza się do niego Olga – młoda i nieziemsko atrakcyjna kobieta, która od razu wpada mu w oko. Kobieta ta prosi go o pomoc w wyjaśnieniu sprawy morderstwa, w które zamieszany jest jej przybrany syn Igor - chłopak z arabskimi korzeniami. Olga wierzy naturalnie w niewinność swego syna, choć ten był chłopakiem zamordowanej dziewczyny i został zatrzymany na miejscu zdarzenia. Wkrótce sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo w mieście dochodzi do dwóch kolejnych morderstw, a wszystkie poszlaki wyraźnie wskazują, że morderstwa te są ze sobą powiązane. Pytania się mnożą, a najważniejszej odpowiedzi brak. Sprawa rusza wprawdzie z miejsca, ale samo śledztwo nie postępuje jakoś zbyt szybko. Kuba zaczyna wątpić w swoje umiejętności, choć trzeba przyznać, że jako detektyw należy raczej do tych biernych. I tak dzieje się do czasu, aż wydarza się coś zaskakującego…
Muszę przyznać, że powieść Eweliny Dydy czyta się szybko i przyjemnie, co ma zapewne związek zarówno ze sposobem narracji (według mnie trochę za bardzo szczegółowa i nie zostawia zbyt wiele miejsca dla wyobraźni czytelnika), budową zdań jak i liczbę stron (ta nie przekracza 300). Autorka okazuje się niezłą obserwatorką życia, dlatego stworzone prze nią postaci są tak interesujące, wyraziste i tak znacząco się od siebie różnią. Mocną stroną książki są również realistyczne dialogi z dużą dawką humoru (choć niekiedy trochę podobnie napisane) i opisy (choć nie wszystkie wydają mi się potrzebne). Fabuła jest ciekawa, ale nie dynamiczna. Nie powiem też, by trzymała mnie w jakimś niezwykłym napięciu, bo brak tu nagłych zwrotów akcji i fajerwerków. Gdzieś od połowy powieści miałam też wrażenie, że Dyda za bardzo skupia się i roztrząsa stereotypy, używane w kontekście małych miast i ich mieszkańców, czy też kwestii ich stosunku do uchodźców (niektóre fragmenty trochę za bardzo przypominają tekst publicystyczny o lokalnym rasizmie i nacjonalizmie). Poza tym irytowało mnie również nieustanne powtarzanie frazy - „zła waluta”.
Dlaczego autorka wybrała na miejsce akcji swojej debiutanckiej powieści Tarnobrzeg? Powód jest prozaiczny. Pani Dyda mieszka tutaj od 7 lat i jak powiedziała na spotkaniu autorskim w naszej szkole, najlepiej jest pisać o miejscach, które się zna i próbować je na nowo eksplorować. Potencjał dużych miast w naszym kraju został według niej już wyczerpany i teraz nadszedł czas tych mniejszych. A poza tym w trakcie pracy nad powieścią miała możliwość zaglądania do wszystkich miejsc, które później opisała. Powiem wam, że ciekawym doświadczeniem dla lokalnego czytelnika jest przemieszczanie się wraz z głównym bohaterem po ulicach i miejscach, które doskonale znamy z naszego codziennego życia i odkrywanie ich w innym świetle.
Na wspomnianym powyżej spotkaniu, autorka wspomniała również o swoim umiłowaniu dla kryminałów, która zapoczątkowało obcowanie z powieściami takich literackich znakomitości jak Dashiell Hammett, Ross Macdonald czy Raymond Chandler. To widać w jej powieści już na pierwszy rzut oka, gdyż pisarka przenosi do swojej książki wszystko to, co u tych autorów wydało się jej najciekawsze i najbardziej wartościowe.
Czy warto po tę książkę sięgnąć? Myślę, że tak. To debiut udany, aczkolwiek nie powalający i autorka musi jeszcze popracować nad warsztatem, bo pomysłów to jej już raczej nie brakuje. Brakuje mi za to w tej powieści jakiegoś mocnego akcentu, który by ją wyróżniał i sprawiał, że nie tylko będą o niej pamiętać, ale też za jakiś czas zechcę do niej wrócić. Niemniej jednak jest to całkiem niezła rozrywka na długi wieczór.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?