Dobre, bo polskie!
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jaka jest dziś naprawdę kondycja polskiej muzyki rozrywkowej? Wielu uważa, że jest w głębokim kryzysie, a ja obserwuję, że moi rówieśnicy faktycznie znacznie chętniej słuchają utworów wykonawców zagranicznych (potwierdza to ilość polskich utworów na listach przebojów stacji radiowych). Dlaczego słuchamy mainstreamowych piosenek zza granicy znacznie chętniej, niż rodzimych produkcji? Czyżbyśmy, jak twierdzi spora część krytyków, nie słuchali już muzyki świadomie? Ze wstydem przyznaję, że do niedawna i ja byłam przekonana, że w naszym kraju tworzy się przede wszystkim muzykę komercyjną (to ewidentnie efekt słuchania polskich stacji radiowych i telewizyjnych), a wystarczyło tylko się rozejrzeć.
Wielu młodych ludzi w naszym kraju postrzega rodzimą muzykę rozrywkową jako nie wartą większego zainteresowania. Uważamy (nie bez powodu), że nasz rynek opiera się na muzyce disco polo i pop, które – co by nie mówić - urzekają kiczowatą tandetą (szczególnie w warstwie tekstowej), i które - tak na dobrą sprawę - tolerujemy wyłącznie na dyskotekach. Czy tak jednak wygląda faktycznie polska muzyka popularna XXI wieku? Gdyby skupić się tylko na tym, co emitują każdego dnia polskie stacje radiowe i telewizyjne, to bezwzględnie tak. Te nie wspierają bowiem wykonawców alternatywnych czy niszowych i podają nam na co dzień lekkostrawną papkę, która być może nie wywołuje u nas jakiś specjalnych emocji, ale za to kształtuje gust i maksymalizuje zyski stacji. Ba, niektóre utwory emitowane są w nich prawie na okrągło, dzień i noc, a to sprawia, że co prawda szybko zaczynają odbiorców nużyć, ale trudno im mimo wszystko pozbyć się ich z głowy. Nie oznacza to jednak, że w naszym kraju nie powstają inne utwory muzyczne. Owszem, powstają, tyle że ich wykonawcy mają piekielnie trudne zadanie, gdyż z jakiegoś niejasnego dla mnie powodu są spychani do podziemia i naprawdę muszą się mocno natrudzić, by ktokolwiek o nich usłyszał. Komercyjne stacje radiowe i telewizyjne nie otwierają bowiem swoich drzwi dla myślących nieco inaczej. Muzycy ci jednak walczą o swoje, nie chcąc poddać się dominującemu nurtowi i nie zamierzają iść na łatwiznę. Zmuszeni są do promowania swoich dokonań w sieci, dzięki czemu zyskują wielbicieli znacznie wolniej, ale za to zyskują tych świadomych, którzy będą sięgać po ich twórczość z własnego wyboru. Kompletnie jednak nie rozumiem, dlaczego traktuje się ich jednak jak muzyków gorszego sortu?
W drugiej połowie ubiegłego wieku Polacy bardzo chętnie słuchali i bawili się przy polskich utworach. Takie piosenki jak "Chodź, pomaluj mój świat", "Tyle słońca w całym mieście", "Dni, których nie znamy", „O mnie się nie martw”, „Do lata” czy „Autobiografia” znał, cenił i śpiewał chyba każdy obywatel kraju nad Wisłą. Były to bowiem proste (ale nie prostackie), melodyjne utwory, które dało się zaśpiewać, a takie najpierw wpadają w ucho, a potem zaczynają żyć swoim życiem. Zawsze tak było, tak jest i tak pewnie będzie. Niektórzy krytycy muzyczni uważają, że wraz z otwarciem granic, przestaliśmy cenić "naszą" muzykę i zachłysnęliśmy się tą komercyjną z Zachodu, gdyż z dnia na dzień zyskaliśmy prawie nieograniczony dostęp do zasobów utworów z całego świata. Fascynacja muzyką zza granicy spowodowała, że rodzimi wykonawcy poszli w odstawkę, choć niewielu Polaków rozumiało wtedy, o czym ci zagraniczni wykonawcy śpiewają.
Wystarczał im rytm, melodyjność i proste do zanucenia refreny. Stara prawda głosi, że chętniej słuchamy piosenek, których teksty rozumiemy, bo możemy porównać spostrzeżenia autora z własnymi i zrozumieć przekazywane przez niego treści i emocje, ale jak widać chyba nie do końca tak jest. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Prawie każdy osobnik z mojego pokolenia uczy się języka angielskiego i potrafi się nim mniej lub bardziej sprawnie posługiwać, a to często już wystarcza, by zrozumieć przekazy anglojęzycznych wykonawców. Jeśli zaś chodzi o warstwę muzyczną, to moim zdaniem polscy muzycy nie odbiegają poziomem od tych zagranicznych. Czy uważacie, że polski pop czy rock różni się jakoś zasadniczo od tego, tworzonego w Stanach Zjednoczonych albo w Wielkiej Brytanii? Prawdą jest, że każdy zagraniczny wykonawca chce mieć (i często też ma) swój własny styl i niepowtarzalne brzmienie, ale to samo robią przecież i wykonawcy z naszego kraju.
Spadek popularności polskiej muzyki rozrywkowej wśród młodego pokolenia Polaków to jednak fakt bezsporny, choć niektórzy nie słuchają jej z niezrozumiałych dla mnie do końca powodów. Na szczęście zawsze znajdą się tacy, którzy chętnie sięgają po twórczość wykonawców z kraju ojczystego, choć większość z nich – jak obserwuję – słucha wtedy utworów z lat 80’ i 90’. Inna sprawa, że nie wszyscy współcześni nam polscy wykonawcy szanują siebie i swoich słuchaczy. Niepokojącą normą staje się zdobywanie przez niektórych z nich popularność przez robienie medialnego szumu wokół swojej osoby, a nie przez swój muzyczny czy wokalny kunszt. Ich piosenki są oczywiście bardzo infantylne, ale za to liczba skandali obyczajowych z ich udziałem może przyprawić o zawrót głowy. Żyjemy w czasach, w których niekoniecznie cenione jest to, co wartościowe, a częściej chyba jednak to, co z jakiegoś powodu jest w stanie przykuć społeczną uwagę. Czasem szkoda mi tylko tych muzyków, którzy tworzą utwory oryginalne i wywołujące emocje, ale nie dbają przy tym o nieustanne skupianie na sobie społecznego zainteresowania pozamuzycznymi wybrykami.
Polscy muzycy i wykonawcy zasługują bezsprzecznie na uwagę, choćby dlatego, że ich muzyką zaczynają interesować się ludzie na całym świecie, a znani producenci muzyczni i właściciele renomowanych wytwórni płytowych coraz chętniej podpisują z nimi umowy. Może do tej pory niewielu polskim wykonawcom udało się zrobić światowe kariery, ale według mnie to tylko kwestia czasu i umiejętności znalezienia zdecydowanie większych pieniędzy na cele promocyjne. Nie wszystko co obce, musi być w końcu lepsze.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?