Dotykanie granic absurdu
Nie wiem, czy was irytują te wszystkie świąteczne cacka i imponujące girlandy kolorowych światełek, które pojawiają się w miejscach publicznych tuż po Wszystkich Świętych, ale mnie i owszem. Początek listopada według polskiej tradycji był przez lata czasem głębokiej zadumy, refleksji i wewnętrznego wyciszenia, ale teraz już niekoniecznie. Ta nasza zaduma nad przemijaniem i marnością ludzkiego losu, pryska niczym bańka mydlana, ustępując błyskawicznie miejsca maratonom po galeriach handlowych oraz napięciu, jakie wynika z działań, które podejmujemy, by dobrze przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia. Czy całe to zmieszanie musi jednak zaczynać się aż tak wcześnie, dwa miesiące przed właściwym terminem?
W zasadzie tuż po Świecie Wszystkich Świętych zaczyna się obecnie w naszym kraju okres bożonarodzeniowy. Tak dzieje się w przestrzeni publicznej i w Internecie. Powiem wam, że mnie irytują w listopadzie te wszystkie kiczowate błyskotki, a już spacerujący w handlowych galeriach św. Mikołaje, doprowadzają mnie wręcz do szewskiej pasji. Zupełnie nie rozumiem także, dlaczego stacje radiowe bez żadnego poczucia zażenowania czy obciachu emitują od początku listopada typowo świąteczne utwory (zwykle to popowe bądź rockowe interpretacje kolęd), poprzedzając zazwyczaj charakterystycznymi jinglami z dzwoneczkami i z rubasznym śmiechem św. Mikołaja w tle). W Internecie natrafiamy natomiast w tym okresie na mnóstwo spotów reklamowych okraszonych świątecznymi melodiami. Nie cieszą mnie również w tym czasie wszystkie te świąteczne ozdoby na latarniach i fasadach budynków publicznych oraz kiczowate dekoracje w sklepach. Powiem więcej. To jakieś szaleństwo. Na dobrą sprawę brakuje tylko dobrego sztucznego śniegu, bo o dobrych obyczajach mówić tu raczej trudno.
W tradycji chrześcijańskiej święto Bożego Narodzenia (upamiętniające narodziny Jezusa Chrystusa), poprzedzone ma być okresem trzytygodniowego oczekiwania (dokładnie czterech niedziel), zwanego adwentem. Dlaczego tak bezkrytycznie zrezygnowaliśmy z tej tradycji i godzimy się na rozciąganie tego okresu przygotowań do świat do granic absurdu?
Gdyby chodziło tylko o ten kicz w przestrzeni publicznej, to jakoś można by to było znieść. Ba, wielu osobom to się nawet podoba, bo – jak twierdzą - dodaje barw tej mało kolorowej porze roku, ale trudno nie zauważyć, że wraz z ową zmianą wystroju obiektów publicznych i sklepów, prawie natychmiast pojawia się zjawisko tzw. „świątecznej gorączki”, o co zapewne chodziło pomysłodawcom tych zmian. A to przekłada się niezwłocznie na zwiększony ruch na ulicach, chodnikach i w sklepach. Wszędzie panuje koszmarny tłok. Podenerwowani nieporadnością innych użytkowników dróg kierowcy, używają bez opamiętania sygnałów dźwiękowych lub przez opuszczone szyby słownie udzielają sobie wzajemnie instruktażu z zakresu przepisów, nie przebierając przy tym w mocnych słowach. W galeriach handlowych podenerwowani i pogrążeni w zakupowym szale klienci wyrywają sobie z rąk przecenione towary. Przechodnie potrącają się na chodnikach łokciami, bo każdemu z nich gdzieś się spieszy. A gdy wrócimy już szczęśliwie do domu, widzimy spanikowane oczy rodziców, do których zaczyna docierać, że już za chwilę trzeba będzie wykarmić najbliższą rodzinę, która tradycyjnie pojawi się u nas w czasie świat w ilości porównywalnej do pułku wojska. I tu rodzi się pytanie. Jak przeżyć ten czas i nie oszaleć?
W sumie odnoszę wrażenie, że tak naprawdę zapomnieliśmy chyba jako społeczeństwo, jako chrześcijanie, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Czy w tym całym zamieszaniu ktoś jeszcze pamięta o tym, że to przecież czas duchowego przygotowania się do bardzo ważnego chrześcijańskiego święta? I że poddając się tak bezkrytycznie i lekkomyślnie tym wszystkim działaniom niszczymy naszą odwieczną tradycję? Dlaczego tak usilnie próbujemy naśladować Zachód, gdzie wartości chrześcijańskie niewiele już dziś znaczą?
Prawdziwymi „ścigaczami” w bożonarodzeniowym wyścigu są naturalnie Amerykanie. Za oceanem niektóre sklepy już w lipcu kuszą choinkami i św. Mikołajami. Boże Narodzenie w ich wydaniu to najbardziej skomercjalizowane święta. Gospodarka rynkowa ponad wszystko. Widzę, że taki stan rzeczy odpowiada już także wielu moim rodakom. Jeszcze parę lat temu drażniły ich te przedwczesne święta, ale dziś raczej bawią. Ja jednak pozostaję w tej materii w opozycji do tego, co się wyprawia. Oczywiście jestem fanem tych świąt i ich niepowtarzalnej atmosfery, ale uważam, że wszystko ma swój czas. Niechże więc i te święta rozpoczynają się wtedy, kiedy nadchodzi pora i przede wszystkim mają swój religijny charakter! Bo obecnie, po tych kilku przepełnionych świątecznymi reklamami, świąteczną muzyką i świątecznymi dekoracjami tygodniach, można mieć ich dość i to zanim się one na dobrą sprawę rozpoczną. I co wtedy? Nie będzie wam żal świątecznej magii? Dlatego zachęcam was gorąco, drodzy czytelnicy, mając na uwadze naszą tradycję, abyście nie dawali się zbyt wcześnie porwać tej fali przedświątecznych zakupów i nie poddawali się wszechobecnemu przedświątecznemu szaleństwu i życzę wam nie tylko spokoju i radości, ale przede wszystkim odkrycia prawdziwego uroku tych świąt!
Grafika:
Komentarze [7]
2018-01-03 13:28
Rzucam mojego chłopaka dla ciebie kubuniu
2018-01-03 13:26
Szacunek ludzi ulicy.
2018-01-03 13:25
Berni robi mi sie cieolutko kiedy cie widuje na korytarzu mam nadzieje ze kiedys sie spotkamy w macu i kupisz mi mc zestaw kc
2018-01-03 13:17
WoW Myślę że bedziesz dodawał teksty jak najczęściej :D
2018-01-03 13:13
Naprawdę porządny, profesjonalny artykuł. Czekam z niecierpliwością na więcej twoich artykułów :))
2017-12-29 14:01
Zawsze kiedy cię widzę na korytarzu to mnie rozpalasz
2017-12-07 17:41
Dobry temat, podoba mi się;)
- 1