E?
Zastanawiacie się zapewne, skąd wziął się taki właśnie tytuł. Już wyjaśniam: taka była moja główna myśl po pierwszym dniu nauki w liceum. Jakkolwiek świadome wybranie mat-fizu oznaczało mocne emocje do ostatniej chwili, to już po miesiącu nauki w nowej szkole zadawałem sobie pytanie, czy z życia można wycisnąć jeszcze coś więcej, bo dopiero wtedy dostrzegłem, że w gimnazjum to był jednak tylko piknik. Zmotywowany zostałem w tym semestrze zwłaszcza z fizyki, ale to dla mnie wciąż jeszcze zbyt świeże i traumatyczne przeżycie i nie bardzo chcę póki co o tym pisać
Największe rozczarowanie
Zdecydowanie stawiam tu na zajęcia wychowania fizycznego. Za mało dynamiczne, natomiast za dużo mongolskiej teorii i „sidałn”. O co chodzi? Kto ma wiedzieć, ten wie. Najbardziej śmieszne jest to, że głoszona tu teoria nie sprawdza się niestety w praktyce. WF miał być bezpieczny, tymczasem już podczas pierwszej gry w piłkę ręczną kolega wybił mi niechcący palec, który nastawiłem sobie potem sam po powrocie do domu. Ech, zostaje tylko „eskaes”.
Największy plus
Matematyka – profesjonalne podejście do przedmiotu przy jednoczesnej wysoko ustawionej poprzeczce, a także kółko matematyczne i dodatkowe zadania dla chętnych. Nic dodać, nic ująć.
Największa motywacja
Fizyka – 10 minut stresu na korytarzu, po czym kolejne 45 w klasie. Trzeba się uczyć, bo konsekwencje mogą być najróżniejsze i nie do przewidzenia. Wyjście z tej klasy po lekcji daje jednak uczucie nieziemskiej ulgi. A już w piątek albo przed dłuższym wolnym… Nie, to trzeba o prostu przeżyć.
Największy problem
Czas, a w zasadzie jego brak. Nawet ten artykuł piszę już chyba z miesiąc. Myślałem, że skończę go znacznie wcześniej, ale niestety nie miałem czasu. Nauka zajmuje mi większość dnia, a i tak nie daje to zbytnich efektów. Na jakikolwiek luz mam czas tylko w weekendy. Teraz szczerze zazdroszczę moim znajomym z gimnazjum, którzy i tak nie doceniają ogromnej ilości czasu wolnego jakim dysponują.
„Udziwnienia”
Dwie rzeczy, do których jeszcze się nie przyzwyczaiłem w tej szkole, to koncerty w TDK-u i dyskoteki szkolne. Chociaż te pierwsze mogą być, bo fajnie jest wyjść czasem ze szkoły.
Podsumowując, myślę, że za jakieś 2 miesiące zdążę się chyba przyzwyczaić do liceum i zmienię rytm dnia. Zapewne zacznę się też więcej uczyć i być może będę miał wreszcie jakieś poczciwe oceny. No ale po przeżyciu pierwszego szoku należą mi się najpierw jakieś bajeczne ferie zimowe.
Grafika:
Komentarze [12]
2011-01-11 20:35
artykuł spoko, fajnie się czyta, trochę krótki, ale się wyrobisz. bardzo mi się podobała wstawka o wf-ie :) ocena jak najbardziej pozytywna, jestem na tak!
2011-01-11 15:17
Oj tak, nie mylicie się odnośnie żywej legendy szkoły; wprawdzie poznałem prof. Zimoląga od nieco innej strony, jednak mam o Nim podobne zdanie; wielka charyzma, niebywały talent dydaktyczny i umiejętność motywowania do nauki.
A co do wariackiego tempa matematyki w treści artykułu, to w zamierzchłych czasach, gdy do LO uczęszczało się przez 4 lata, kolega mi powiedział, że na technologii chemicznej na AGH profesor przerabia materiał szkoły średniej z matmy w ciągu jednego wykładu (90 min.). I to by było na tyle odnośnie wymagań w liceum oraz tempa nauki.
Na studiach wszyscy przekonacie się, że materiał z liceum z dowolnego przedmiotu można przerobić w rok, może półtora.
Cieszcie się więc tym relatywnie beztroskim czasem, bo niewiele już Wam go pozostało.
2011-01-10 21:50
Historie o Profesorze Z to mit. Ja bardzo miło wspominam z nim lekcje choć nie raz było ‘gorąco’. Gdybym miała talent do tego przedmiotu i choć trochę się z niego uczyła byłoby dobrze ale nie było wszak nienawidzę fizyki i mam na nią głęboko wylane. Aczkolwiek Profesor Z to klasa sama w sobie.
2011-01-10 17:54
Otóż to, droga Czarodziejko – pan profesor Zimoląg tylko z pozoru zdaje się być nocnym koszmarem. W istocie jest to świetny nauczyciel i naprawdę lekcje z nim są nie tylko wyjątkowe ale i niekiedy zabawne.
2011-01-10 15:42
Z tą fizyką to chyba kwestia przyzwyczajenia. Z biegiem czasu zauważysz, że (choć fakt faktem uczyć się trzeba) to lekcje z prof. Zimolągiem wcale nie są takim traumatycznym przeżyciem, wręcz przeciwnie-z czasem nawet owego nauczyciela polubisz, może nawet bardzo :)
2011-01-09 13:40
Temat jest dobry i fajnie się czyta, ale mógłbyś dać więcej przykładów, bo artykuł jest trochę krótki.
2011-01-08 23:24
Oj, już nie przesadzaj i nie zarzucaj mi, że nie dostrzegłam czegoś, czego nie ma.
2011-01-08 20:51
Gdybyś DOKŁADNIE przeczytała artykuł, to zauważyłabyś apatię.
2011-01-08 16:07
Ja tam za nic nie chciałabym do gimnazjum wrócić. A tekst wdaje mi się lekki, ale nudny. Trochę jakbyś sam nie wiedział, co czujesz.
2011-01-08 14:24
widać że nowicjusz z ciebie w tej szkole ;)
Drugoklasista użyłby duuużo więcej przykładów i odniesień do przedmiotów ;)
a trzecioklasista miałby już wystarczająco dużo zebranego materiału na napisanie książki na temat tej szkoły i jej zwyczajów ;)
I uwierz wiem co mówię ;)
Także skoro już podjąłeś się tego wyzwania czekam na kolejny artykuł za rok ;)
2011-01-08 10:45
Tematyka mnie zaskoczyla, przyjemnie sie czyta, ale jak dla mnie zdecydowanie za krotkie. Przydaloby sie wiecej zdan.
Elessar <- nie myl bynajmniej z przynajmniej :) to nie synonimy, pierwsze znaczy tyle co “wcale”.
2011-01-08 09:51
Oj tam, nie jest tak strasznie… Oceny nie są wszystkim, a trochę stresu i presji przy nauce, bynajmniej na mnie, działa raczej motywująco. Ogólnie po przeżyciu pierwszego semestru ja np. jestem zadowolony, ale ile bym dał, żeby faktycznie wrócić do gimnazjum…
- 1