Equi
Equi*
I wezwała je
A one
Musiały jej usłuchać,
Gdyż to z jej oddechu
Powstały ich grzywy
Z łez oczy
Ze wspomnień dusze.
I galopowały
Znów tak wolne
Jakimi je stworzono
Przez morza i pustynie
Dni i noce
Nie przystając
Nie śpiąc.
A gdy w końcu się zatrzymały
Zabrała im wędzidła,
Odpięła popręgi
I nakazała wolność
Lecz one
Ze strachu, ze zwątpienia
Z powrotem ruszyły ku ludziom.
Pracowały dla nich,
Woziły ich…,
Zapomniały, kim są,
Kim miały być.
I tylko czasem
O północy
Spłowiałe paski kantarów
Moczą łzy,
Z którymi fragmenty
Okiełznanych dusz
Unoszą się na zewnątrz
By jeszcze raz
Stanąć dęba…
Mogiła z papieru
Czas zostanie odwrócony i
Pokonany, jeśli tylko
Zechcesz go pokonać.
Powrócą wydarzenia,
Otoczę Cię
I odurzą
Magicznym zapachem.
Wirujący kalejdoskop
Obrazów, przed oczami,
Istny wehikuł czasu
W twoim umyśle
Jeśli tylko
Ośmielisz się otworzyć
Drzwi, przełamać
Pieczęć skórzanej bramy
I zacząć stąpać bosą
Dłonią po ścieżkach z liter.
Naga, jak dziecko w nowym świecie,
Ozdobiona jedynie
Niewidzialnym, dla większości, płaszczem
Pragnienia; poznania,
Szukając przewodnika,
Mistrza życia w świecie
Za kurtyną opadłych słów,
Którą nie raz tak „trudno” odsłonić.
Narracja pierwszoosobowa, jak w każdej
Niespisanej historii,
Która, jeśli zamieni się w trzecioosobową,
Zostanie odtrącona.
Istny paradoks rodzaju ludzkiego;
Budowla oksymoronu myśli
Naszych, lecz nie każdego.
Ci, którzy wiedzą, zrozumieją i te słowa,
Reszta, niech posłucha mej rady:
Otwórzcie papierowe mogiły,
Spisujących własną historię
Oczami innych.
Może wtedy
Konstrukcję domku z kart
Utrwali beton.
My „Szaleni”
„Szaleństwo” przyjdź
I pozwól mi dołączyć do szmaragdowych kropli Twej krwi.
Wreszcie bezpieczna,
Zamknięta w otchłani swego niebezpieczeństwa,
Otulona prawdą i kłamstwem
Jak ramionami czułej matki,
Ukrytej między stronicami ksiąg oksymoronu…
My „Szaleni” wspinamy się ścieżkami przeznaczenia,
Utkanymi dla Nas jeszcze przed początkiem,
Dochodząc do miejsca,
Gdzie nadzieja styka się z jej brakiem.
Teraz już tylko sami,
A z Nami, My.
Głosimy prawdę, odbijającą się od celu
Jak kauczukowa piłeczka
Rzucona niedbale przez znudzone dziecko,
Zapomniana w tłoku innych zabawek.
Jakie to nierealne,
Jak sen, lecz jednak nie śnimy,
Chyba, że koszmar można nazwać marzeniem.
Wszystko na nic.
Umieramy starając się przekrzyczeć
Dobiegające z domów
Głos telewizora.
Karolina Buczek
Komentarze [2]
2009-02-12 17:20
hmmmm .. nigdy nie można widzieć wszystkiego tylko i wyłącznie w ciemnych barwach . Tak więc ..
Wydaję mi się że na pewno jakiś talent posiadasz i wiersze kompozycyjnie nie są złe ( ten 1 jest nawet niezły ) aczkolwiek jak dla mnie – brakuje w nich takiego polotu , czegoś co sprawiło by że moja szara na co dzień egzystencja odpłynęła by zdawać by się mogło – bezpowrotnie , choćby na czas zgłębiania Twojej poezji . Tymczasem po przeczytaniu wszystkich odczuwam mieszankę znudzenia z resztkami zaciekawienia wywołanego przez 1 wiersz . Tak więc – pracuj , pracuj i jeszcze raz pracuj a wszystko będzie szło w dobrym kierunku ..
Rośnij duża !! :)
2009-01-28 23:20
Oj, nauczyła się dziewczynka trudnego słowa i teraz używa go, gdzie popadnie. Nie podejmuję się oceny, bo treść wierszy sugeruje pewną chorobę na literkę “s” o wczesnym początku, więc może wypadałoby się przebadać i w razie potrzeby skorzystać z osiągnięć współczesnej farmakologii.
- 1