Gdy upłynie okres 13 baktunów...
Proroctwa określające datę końca świata pojawiały się w przeszłości wielokrotnie. Już pierwsi chrześcijanie byli pewni, że Jezus ponownie zejdzie na ziemię jeszcze za ich życia. Niektórzy ludzie pytani o to, czy wierzą w apokalipsę w 2012 roku, odpowiadają, że „przeżyli już kilka końców świata”. Rzeczywiście, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przepowiadano nam Armagedon co najmniej już kilka razy, w latach 1977, 1996, 1999 i 2000.
Harold Camping, amerykański pisarz chrześcijański, twierdził, że koniec świata nastąpi 21 maja 2010 roku, a kiedy data ta minęła, „przesunął” termin apokalipsy na 21 października, tłumacząc się błędami w obliczeniach. Jednak pomimo wiedzy o wcześniejszych fałszywych ustaleniach daty końca dziejów, wielu ludzi na całym świecie przynajmniej po części wierzy w nadejście apokalipsy 21. grudnia 2012 roku - a więc dziś.
Być może popularność tej daty jako terminu końca świata wynika z faktu, że wskazuje na nią kilka przepowiedni. Najczęściej wspominaną z nich jest starożytny kalendarz Majów, wysoko rozwiniętego cywilizacyjnie ludu zamieszkującego kiedyś tereny Ameryki Południowej. Stworzyli oni tzw. Długą Rachubę, czyli kalendarz, który kończy się właśnie 21 grudnia 2012 roku. Według współczesnych badaczy dla Majów data ta nie oznaczała jednak wcale końca świata, lecz zamknięcie pewnej epoki, okresu dziejów, co zapewne byłoby dla tego starożytnego ludu powodem do świętowania. Co więcej, w odnalezionych zapiskach Indian mowa jest o wydarzeniach, które miały odbyć się po rzekomym końcu świata, co potwierdza tezę mówiącą o tym, że choć 21. grudnia bieżącego roku miał być dla przedstawicieli tej południowoamerykańskiej cywilizacji z pewnością ważnym dniem, to nie uważali go oni za termin globalnej katastrofy. Inna teoria traktująca o zbliżającej się apokalipsie mówi o planecie Nibiru, zwanej również Czerwonym Krzyżem. Według entuzjastów tej wersji nadchodzących wydarzeń, rzeczona planeta, która co pewien okres czasu okrąża Ziemię, ma zbliżyć się do niej właśnie w grudniu 2012. Jej pojawienie się ma spowodować wiele klęsk żywiołowych: powodzie, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów.
Do rzekomego kataklizmu, który ma nastąpić w 2012 roku, odnosi się także książka Patricka Geryla, belgijskiego astronoma – amatora, zatytułowana „Proroctwo Oriona”. Powołując się na własne obliczenia, opisywany wyżej kalendarz Majów oraz zapiski starożytnych Egipcjan, zapowiada, że w grudniu bieżącego roku w związku z wybuchami na słońcu nastąpi odwrócenie biegunów naszej planety, co poskutkuje ogarniającymi cały świat trzęsieniami ziemi. Autor książki wraz z wierzącą w jego tezy grupą ludzi próbuje przygotować się do nadchodzącego kataklizmu, chroniąc się w specjalnie zbudowanych bunkrach na terytorium jednego z afrykańskich pasm górskich. Nie są oni zresztą w tych próbach przeżycia rzekomej katastrofy osamotnieni. Wielu ludzi szuka miejsc, w których mogli by przeżyć. Na całym świecie budowane są specjalne kapsuły i schrony.
Jak oceniają hipotezy Geryla uznani naukowcy? Przede wszystkim twierdzą oni stanowczo, że przebiegunowanie Ziemi nie jest w żaden sposób zależne od zjawisk na Słońcu. Nie jest to także proces odbywający się „z dnia na dzień” – trwa zazwyczaj od 10 do 100 tysięcy lat. Nie prowadzi też z całą pewnością do śmierci wszystkich organizmów żywych, bo przodkowie współczesnego człowieka - jako gatunek - musieli już co najmniej kilkakrotnie przeżyć takie zjawisko.
W związku z pojawiającymi się sensacyjnymi spekulacjami na temat astronomicznych zmian, które mają mieć miejsce jeszcze w roku 2012, NASA opublikowała specjalne oświadczenie. Wyjaśniono w nim, że teorie spiskowe dotyczące rzekomych anomalii nie mają żadnych naukowych podstaw. Ponadto, nawet osoby zajmujących się na co dzień zjawiskami paranormalnymi, nie wierzą w rychły koniec świata. Najlepszym przykładem może być znany polski jasnowidz, Krzysztof Jackowski. Wypowiada się on w sposób zdecydowany: 21. grudnia nie nadejdzie żaden kataklizm.
Warto w takim razie postawić pytanie: dlaczego pomimo jednoznacznych deklaracji naukowców, uznających bliski koniec świata za oczywistą nieprawdę, zdarzają się ludzie, którzy są przekonani o zbliżającej się katastrofie? Skrajnym przypadkiem tej grupy osób są członkowie sekt zwanych apokaliptycznymi. Można w tym miejscu wymienić choćby Zakon Świątyni Słońca, którego członkowie popełnili zbiorowe samobójstwo w 1994 roku w Szwajcarii, ponieważ nie sprawdziły się wówczas przepowiednie ich założyciela. Analogiczne sytuacje miały miejsce w 2000 roku w Ugandzie, kiedy to pół tysiąca członków innej apokaliptycznej sekty dokonało samospalenia. Niestety, według znawców tematu istnieje ryzyko, że nadchodząca data 21. grudnia pociągnie za sobą podobne wydarzenia.
Osobiście nie wierzę, że dziś dojdzie do katastrofy. Warto zwrócić uwagę, że temat ten, tak szeroko omawiany przez ostatnich kilka lat, teraz, choć nadal pojawia się w mediach, nie zajmuje już w ich przekazach centralnej pozycji. Być może jest to spowodowane tym, że dopóki data 21. grudnia była odległa, abstrakcyjna, ludziom łatwiej było uwierzyć w mające nastąpić klęski. Kiedy termin ten się zbliżył i nie wydarzyło się nic niezwykłego, coraz więcej osób utwierdza się w przekonaniu, że przepowiadający apokalipsę po raz kolejny się pomylili.
Grafika:
Komentarze [1]
2012-12-21 16:43
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. To jest czysty biznes, a jak wiadomo na idiotach się zarabia.
- 1