Gdy widmo porażki zagląda im w twarz...
... gdy brak jest sukcesów i kasy jest brak. Z pomocą przychodzi dziś petro-szmal lub miasto za grosze tereny im da... Kiedyś to padnie jak domek z kart." Na potrzeby swojego tekstu pozwoliłem sobie przywołać tu fragment refrenu piosenki "Petro miłość", którą stworzył jakiś użytkownik serwisu YouTube. Autor tegoż tekstu porusza w nim problem pozyskiwania przez niestabilne finansowo i żądne szybkich sukcesów kluby tzw. petrodolarów. Uważam jednak, że piętnowanie takiej działalności nie ma sensu. Zdecydowanie lepiej będzie – ku przestrodze - przypomnieć przykłady tych klubów, które na takiej pomocy ostro się już przejechały.
O tym, że współczesna piłka nożna staje się przez takie sytuacja parodią zmagań sportowych, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Poza tym życie pokazuje, że pozyskanie petro-szmalu lubi się wcześniej lub później odbić czkawką. Chciałbym tu jednak oszczędzić kibiców tych drużyn, bo oni nie są niczemu winni. To były w końcu zawsze decyzje właścicieli, którzy nie bacząc na środki decydowali się walczyć o podbicie kolejnych kibicowskich serc. Szkoda mi tych klubów, bo te ich krótkie, burzliwe romanse z petrodolarami w tle, nie tylko kończyły się dla nich źle, ale jeszcze długo po nie pozwoliły im odzyskać dawnego blasku.
Mam tu na myśli zespoły, którym pomoc jakiegoś szejka lub rosyjskiego oligarchy nie wyszła na dobre. Przykładem może być francuski zespół AS Monaco. W sezonie 2013/2014 drużyna wróciła do Ligue 1 po dwuletniej absencji. Nowym właścicielem klubu został wtedy Dymitrij Rybołowlew, który ku uciesze fanów podczas okienka transferowego wydał aż 160 mln € na zakup nowych piłkarzy. Ściągnął do klubu: Radamela Falcao, Jamesa Rodrigueza, Joao Moutinho, Geoffreya Kondogbię, Jeremiego Toulalana i Erica Abidala. Sezon 2013/2014 zaczął dobrze, tocząc w lidze bitwy rosyjsko- katarskie z PSG. Pozostałe zespoły nie liczyły się wówczas w walce o najwyższą stawkę. Ostatecznie drużyna z Księstwa Monaco uległa drużynie z Paryża i zajęła w tabeli 2. miejsce. Nikt nie darł jednak szat, bo miejsce to i tak zapewniało im powrót po wielu latach do Ligi Mistrzów. Niestety, ten piękny sen skończył się już po roku. Dymitrij Rybołowlew przegrał bowiem wtedy toczącą się już od 1998 roku sprawę rozwodową ze swoją małżonką Eleną. Po sześciu latach sporu o podział majątku zapadł wyrok, na mocy którego musiał wypłacić żonie aż 4,5 mld $. Sam specjalnie nie zbiedniał, ale rozgoryczony sytuacją postanowił zakończyć swoją współpracę z AS Monaco i dalsze finansowanie klubu. Zaczęto więc szukać oszczędności, bo widoku na kolejnego bogatego sponsora nie było. Z klubu odeszli wówczas dwaj najważniejsi zawodnicy: James Rodriguez, który przeszedł do Realu Madryt i Radamel Falcao, który zasilił szeregi Manchesteru United. W klubie zapachniało biedą i drużyna zaczęła staczać się w ligowej tabeli. W obecnym sezonie, po siedmiu rozegranych kolejkach, zajmuje dopiero 12. miejsce.
Inny przykład takiego krótkiego romansu znajdziemy w Hiszpanii. W 2011 roku andaluzyjski klub Malaga CF został zakupiony przez szejka Abdullaha Al-Taniego. Prawie natychmiast drużyna z Malagi stała się sensacją sezonu. Ostatecznie zajęli 4. miejsce w lidze i po raz pierwszy w historii klubu dostąpili zaszczytu gry w elitarnej Lidze Mistrzów. Dzięki gigantycznym nakładom finansowym stali się takim hiszpańskim odpowiednikiem Manchesteru City, rywalizując jak równy z równym z Realem czy Barceloną. Problemy pojawiły się jednak szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Stosunkowo szybko wyszło na jaw, że Santi Cazorla, Samuel Rondon, Ruud van Nistelrooy i Joris Mathijsen nie otrzymali 40% pensji zagwarantowanych w indywidualnych kontraktach. Problem przycichł co prawda na chwilę, gdy zawodnicy zostali zapewnieni przez właściciela, że wspomniany hajs na ich konta wpłynie. Nic z tego. Zanim zarząd klubu się zorientował, lista wierzycieli klubu urosła już znacząco. Szejk nie uregulował również płatności za Cazorlę (2 mln €) i za Monreala (1 mln). Oprócz tego wisiał 3,5 mln € poprzednim właścicielom klubu. Mimo tych trudności Malaga zajęła 6. miejsce w lidze, a w Lidze Mistrzów dotarła aż do ćwierćfinału, gdzie przegrała po pamiętnym boju z Borussią. W następnym sezonie nie mogli już jednak wystąpić w Lidze Europy, a to za sprawą ciągle nieuregulowanych długów. Po sezonie z funkcji trenera zrezygnował także Manuel Pellegrini, a klub, próbując ratować trudną sytuację, musiał sprzedać swoje największe gwiazdy: Isco i Santi Cazorla.
I tu nasuwa mi się pytanie. Czy podobny los czeka i takie kluby jak Manchester City oraz PSG, gdy skończy się ropa?
Grafika:
Komentarze [3]
2014-10-02 16:46
@berd Oczywiście. Już napisałem dwa teksty z tym nie związane więc luzuj poślady.
2014-10-02 16:31
Czy napiszesz kiedyś coś, co nie będzie miało nic wspólnego z piłką nożną i grami komputerowymi?
2014-10-01 23:14
Rumkowy!
- 1