Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Hipokrytokatolicy – budowanie kościoła w Kościele   

Dodano 2012-04-03, w dziale felietony - archiwum

„Najważniejsze, to być dobrym człowiekiem”. Zdanie to zawiera w sobie wszystko, co tak naprawdę jest w naszym życiu ważne. Wszystkie cechy, jakie powinien posiadać każdy z nas. Gdybyśmy je rozumieli jednakowo, to wtedy żyłoby się nam dobrze, bezpiecznie, a wszelakie zło nie imało by się naszego świata. Jednak człowiek, jako istota niedoskonała, szuka nieustannie pomocy w byciu człowiekiem. I wtedy pojawia się kwestia religii i wiary.

Wiara w Boga (tego przez duże „B”, czy jakkolwiek inaczej nazwanego) - o ile nie jest powiązana z destrukcyjną sektą - pomaga zazwyczaj człowiekowi stawać się dobrym, sprawiedliwym i bezpiecznym dla otoczenia. Takiej wiary szukamy. /pliki/zdjecia/hoł1.jpgCzęsto przejmujemy ją od rodziców, albo znajdujemy ją sami, choć jest również wielu takich, którzy decydują się na życie bez niej. Wydawać by się mogło, że dwoje ludzi, wierzących w tego samego Boga, powinno mieć w istotnych sprawach takie samo stanowisko – zgodne z ich wiarą. Okazuje się jednak, że w realnym życiu niekoniecznie tak właśnie bywa. Nie tak dawno w stacji Religia TV mieliśmy okazję obejrzeć niezwykle pouczającą rozmowę dwóch mężczyzn (uznających siebie i uznawanych powszechnie za osoby niezwykle religijne i mocno wierzące w Boga), którzy spierali się ze sobą na tematy związane z wiarą, jakby należeli do dwóch, zupełnie różnych kościołów i jakby nie mieli ze sobą niemal nic wspólnego. Nie wspomnę już o języku, jakim się w tej rozmowie posługiwali ani o tym, że ich spór dotyczył spraw dla wiary zasadniczych.

Mowa tu o rozmowie Szymona Hołowni z Wojciechem Cejrowskim. Hołownia – znany publicysta katolicki, uznawany za osobę głęboko religijną, wierzącą, posiadającą sporą wiedzę teologiczną – zaprosił do swojego programu Cejrowskiego – podróżnika, pisarza i podobnie jak on katolickiego publicystę. Już na początku rozmowy widać było aż nadto wyraźnie, że panowie za sobą nie przepadają. Poruszyli za to kilka istotnych kwestii, które bezpośrednio wiązały się z wiarą i Kościołem Katolickim. Ta ich rozmowa nie wyglądała jednak jak merytoryczna dyskusja dwóch rozsądnych, kulturalnych i wierzących osób. Panowie po prostu postanowili po sobie „pojeździć”. Co i raz atakowali się, a gdy Hołownia poruszył temat aborcji, zaczęło się prawdziwa wojna. Nawiasem mówiąc bardzo ciekawe stanowisko w tej kwestii zgłosił nasz bosy podróżnik. Otóż okazało się, że pan Cejrowski ma bardzo głęboko zakorzenioną w sobie zasadę wywodzącą się z kodeksu Hammurabiego „oko za oko – ząb za ząb”. Stwierdził, że właścicieli klinik aborcyjnych powinno się zabijać – najlepiej rozstrzeliwać. Przyznaję, że zaskakująca to postawa jak na człowieka wierzącego. Łamać siódme przykazanie w zamian za jego złamanie? Hołownia nie mógł się z tym zgodzić i natychmiast go skontrował. Okazał się być bardziej miłosierny. W jego mniemaniu aborcja jest bez wątpienia złem, które trzeba karać, ale kara śmierci za jej przeprowadzenie wydaje się być absurdem. Ja osobiście skłaniam się raczej do opinii dziennikarza Religia TV, ale pan Cejrowski odczytał te słowa zupełnie inaczej i w konsekwencji wykluczył Hołownię z Kościoła Katolickiego, do którego on uczęszcza. Uznał, że jego adwersarz sprzeciwił się nauce Kościoła, ale to jego interpretacja była błędna, bo Hołownia jasno powiedział, że aborcji jest przeciwny.

/pliki/zdjecia/hoł2.jpg

Te kilka stwierdzeń wystarczyło, aby rozpętać prawdziwą batalię na słowa. Hołownia zarzucił Cejrowskiemu osądzanie drugiego człowieka bez posiadania jakichkolwiek do tego uprawnień, nazywając go przy okazji teologiem - amatorem. Zarzucił mu również pychę, zadufanie i poczucie wszechwiedzy. A na koniec swojej wypowiedzi zrobił to samo, co jego gość na początku ich rozmowy, czyli wykluczył Cejrowskiego z Kościoła. Cejrowski nie pozostawał mu w trakcie tej słownej szermierki dłużny. Zaczął wypominać Hołowni publiczne postawienie tez, co zdaniem oskarżanego miejsca nie miało. Zaczęły padać słowa pokroju „świr” czy „wariat”. Summa summarum zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Dwóch panów, wierzących, uznanych katolików, zaczęło zachowywać się tak, jak dwóch nieogarniętych licealistów. Zaczęli kłócić się o rzeczy bez wątpienia ważne, ale skupili się generalnie na tym, by możliwie mocno ubliżyć temu drugiemu i pokazać mu, że się myli, a racja jest po ich stronie.

Czy to nie hipokryzja w najczystszej postaci? Przecież Jezus uczył nas, że powinniśmy żyć w zgodzie, szacunku i harmonii. Na dodatek dostojnicy Kościoła mówią, że katolik powinien zgadzać się z nauką jednego, apostolskiego Kościoła. Najgorsze jest jednak to, że ci dwaj panowie wcale nie są w tym swoim zacietrzewieniu jacyś wyjątkowi. Przecież wszystkim nam z łatwością przychodzi ocenianie drugiego człowieka. Nazywamy się katolikami, ale uważamy, że sposób, w jaki my wierzymy, jest najlepszy. No bo przecież, kto inny może mieć rację jak nie my? To my wiemy najlepiej, jak żyć i trudno nam zrozumieć tych ludzi, którzy chcą żyć inaczej. Na dodatek zawsze chcemy, aby to nasze było na wierzchu. Tak rodzi się właśnie coś takiego, co widzieliśmy w Religia TV. Staramy się udowadniać innym, że to oni się mylą i pokazywać im, że nasz sposób pojmowania wiary i praktykowania jest najlepszy. Często nie szczędzimy innym przy tym mocnych epitetów.

W pewnym momencie przytoczonej powyżej rozmowy Hołownia spytał Cejrowskiego, kto poza nim samym należy do jego kościoła. Cejrowski na chwilę zamilkł. W tym momencie i ja zastanowiłem się nad słowami, które właśnie padły. Czy to nie jest tak, że często to my sami tworzymy własne kościoły, odrzucając dogmaty, które wydają się nam być pozbawione sensu? /pliki/zdjecia/hoł3.jpgMamy własne stanowisko wobec takich kwestii jak aborcja, eutanazja, seks przedmałżeński - często odmienne od nauki Kościoła, bo to dla nas wygodne. W końcu nienawidzimy ludzi, którzy razem z nami są członkami jednego Kościoła. Żyjemy z nimi w niezgodzie, a potem stajemy razem z nimi w jednej ławce na mszy, podajemy sobie rękę na znak pokoju i idziemy razem do Komunii. Czy to jest normalne? Jak to wszystko ma się do nauki Kościoła, którego jesteśmy w końcu członkami? Takie budowania swojego kościoła (wygodnego dla nas, dostosowanego do naszych indywidualnych potrzeb, jak konto w banku), to nic innego jak czysta hipokryzja.

Ta hipokryzja szkodzi nam samym. Wiara nie jest czymś, co ma być dla nas wygodne. Ona wymaga wyrzeczeń i poświęceń. Jeśli deklarujemy przynależność do Kościoła i wiarę w Boga, to powinniśmy przyjmować też w całości (a nie wybiórczo) jego naukę. Taka forma rozmowy, jaką zaprezentowali panowie Hołownia i Cejrowski, to totalne antyświadectwo chrześcijaństwa.

Fragmenty wspomnianego w tekście programu Religia TV można jeszcze obejrzeć pod tym adresem:

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /53 wszystkich

Komentarze [3]

~KATOgimb
2014-02-03 17:48
Słabe, dobrze że jesteś w dziale Pisali Dla Nas
~Luca
2014-01-22 22:20

PRAWILNIE PRZYPOMINAM, ŻE SIÓDME I PIĄTE PRZYKAZANIE SIĘ OD SIEBIE DIAMETRALNIE RÓŻNIĄ

~Amator
2013-03-12 12:06

Nie zgadzam się

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry