Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Historia o trudnej miłości   

Dodano 2023-06-06, w dziale recenzje - archiwum

Jakiś czas temu przez internet przewinął się zwiastun filmu "Mała Syrenka" i nie byłoby w tym specjalnie nic nadzwyczajnego, gdyby nie jedna sprawa, na którą wierni fani tej historii od razu zwrócili uwagę. Otóż aktorka odtwarzająca postać głównej bohaterki (Halle Bailey) okazała się być ciemnoskóra, co wywołało ich oburzenie, a następnie potężną falę hejtu. Na dobrą sprawę to i ja także nie za bardzo rozumiem, dlaczego producenci zdecydowali zaangażować do tej roli aktorkę ciemnoskórą, skoro we wszystkich wcześniejszych, znanych fanom, wersjach tej popularnej baśni Hansa Chrystiana Andersena (w tym i bardzo znanego filmu animowanego z 1989 roku) bohaterka miała jasną karnację. Mnie to jednak nie zniechęciło i postanowiłam dać tej ekranizacji szansę.

/pliki/zdjecia/syr1_1.jpg Walt Disney Picture już od ponad dziesięciu lat regularnie dostarcza widzom kolejne aktorskie remake swoich klasycznych animacji. Większość z nich trudno uznać za udane, a lista zarzutów wobec nich jest z reguły bardzo podobna. Najwięcej krytyki spada na ich realizację, a konkretnie na kompletnie nieuzasadnioną pogoń za realizmem, w wyniku której gubi się niestety całą magię, jaką zachwycały wcześniejsze, anonimowane produkcje.

„Mała syrenka” 2023 to wyreżyserowana przez specjalistę od kolorowych, muzycznych widowisk Boba Marshalla, aktorska wersja nagrodzonej Oscarami wspomnianej powyżej klasycznej animacji. To historia o szukaniu swego miejsca na Ziemi, a precyzyjniej mówiąc o przepięknej, odważnej i żądnej przygód syrence Arielce, najmłodszej i stanowczo najbardziej niepokornej córce Trytona - króla mórz i oceanów, i o jej zauroczeniu przystojnym księciem Erykiem.

Ariel w interpretacji Halle Bailey to moim zdaniem klasyczna disnejowska dziewczęca postać, z wdziękiem łączącą w sobie niewinność i wiarę w dobro świata, z uporem i odwagą. Ale to też ciekawa ludzkiego świata nastoletnia syrena, która nieustannie sprawia kłopoty swojemu ojcu Trytonowi (Javier Bardem). Gdy pewnej nocy ratuje przed utonięciem księcia Eryka (Jonah Hauer-King), jej życie całkowicie się zmienia. Zauroczona tym chłopakiem syrena pragnie go odnaleźć, ale z rybim ogonem i zakazem ojca jest to wykluczone. Arielka, w tajemnicy przed ojcem, zawiera jednak pakt z morską wiedźmą Urszulą (Melissa McCarthy), oddając jej swój piękny głos w zamian za ludzkie nogi. /pliki/zdjecia/syr2_3.jpg Dziewczyna zostaje jednak oszukana przez wiedźmę, która daje jej tylko trzy dni na to, by ta rozkochała w sobie księcia, a ten pocałunkiem odczynił wspomniany, zły urok. Zadanie jest jednak trudniejsze, niż mogłoby się wydawać, bo książę Eryk poszukuje swojej wybawicielki o pięknym głosie. Myślę, że większość z was doskonale zna fabułę tej baśni, dlatego nie zamierzam jej dalej przybliżać, a skupię się raczej na moich odczuciach.

Powielając animowany oryginał, właściwie 1:1, większych szkód spowodować się raczej nie dało, ale to już kolejna produkcja Disneya, która nie przekonuje mnie co do sensu takich przedsięwzięć. Tak więc poza kilkoma drobnostkami (doceniam sposób odświeżenia morału i pogłębienie kilku pobocznych wątków) dostaliśmy właściwie odkalkowaną wersję słynnej animacji. Wracają nawet znane dobrze piosenki, choć ich lista jest uzupełniona o kilka nowych numerów (w polskiej wersji śpiewa je, nawiasem mówiąc rewelacyjnie, Sara James). Po co więc było obsadzać w głównej roli ciemnoskórą aktorkę, skoro reżyserowi zabrakło potem odwagi na inne eksperymenty? Jedyne, co tym zabiegiem osiągnął, był wielki internetowy hejt, jaki dotknął Bogu ducha winną młodziutką aktorkę, która spełniła zapewne swoje marzenie z dzieciństwa. Nie mniej zaskakujące jest dla mnie też i to, że producenci Walt Disney Picture jakoś nie pomyśleli, by tak piękną, czarnoskórą aktorkę obsadzić w jakimś w pełni autorskim filmie, który nie pozostawiłby po sobie tak toksycznej smugi, jak miało to miejsce w przypadku "Małej syrenki". Taki brak kreatywności dziwi tym bardziej, że przecież już w latach 90’ studio Disney’a z wielkim powodzeniem zrealizowało animacje, których bohaterkami były indianka "Pokahontas" czy młoda chińska wojowniczka "Mulan".

/pliki/zdjecia/syr3_0.jpg W mojej opinii ta młodziutka aktorka świetnie sobie poradziła, łącząc niewinność tej postaci z jej urokiem, charyzmą, odwagą, czy zagubieniem. Doskonale potrafiła również wyrazić niewerbalnie emocje, co jest tu bardzo ważne, bo przez większą część filmu, po utracie głosu, tylko tak mogła je wyrażać. Obserwując jej kreację na ekranie, zapomniałam o tym, że jej rysunkowa poprzedniczka wyglądała zupełnie inaczej. Można więc powiedzieć, że to najlepsza z możliwych odpowiedzi na krytykę fanów tej baśni. Pozostali aktorzy również dają radę. Jonah Hauer-King w roli uroczego księcia, wygląda i zachowuje się tak, jakby był żywcem wyjęty z jakiegoś kostiumowego dramatu, a Melissa McCarthy w roli morskiej wiedźmy jest wystarczająco demoniczna. Na drugim planie aż roi się od typowo disnejowskich komediowych postaci wspierających, które dbają o śmiech i dobry nastrój widzów. Zwróciłabym również uwagę na polski dubbing, który tradycyjnie jest i w tym filmie na najwyższym poziomie.

Filmy live-action Disneya są zawsze przepełnione efektami specjalnymi. W Małej Syrence jest ich niezwykle dużo. Akcja rozgrywa się przecież głównie pod wodą, w środowisku, które zamieszkują główni bohaterowie (król mórz, syreny i inne morskie zwierzęta). Pod tym względem to absolutny TOP. Obraz tego podwodnego świata jest po prostu bajeczny, a obserwowanie tegoż podwodnego świata wraz ze wszystkimi stworzeniami to czysta przyjemność. Efekty CGI są tu na najwyższym poziomie. Rafy koralowe z mnóstwem ryb, płaszczek, meduz, koników morskich i żółwi są piękne, a mroczna komnata wiedźmy Urszuli znajdująca się w szkielecie ogromnego aligatora jest z kolei przerażająca. Zapewniam, że co najmniej kilka razy podczas seansu poczujecie lekki niepokój. /pliki/zdjecia/syr4.jpg Docenić należy również dbałość o kostiumy. Ogon Arielki i delikatne łuski na ramionach przykuwają wzrok, a ich tęczowy połysk dodaje postaci uroku. Największe wrażenie robi jednak jedna z końcowych scen. Która? Dowiecie się, gdy wybierzecie się na seans!

W ostatnich sześciu miesiącach Walt Disney Picture wprowadził na ekrany aż trzy filmy, których akcja rozgrywa się w głębinach, ale przy „Avatarze: Istocie wody” czy choćby „Czarnej Panterze: Wakandzie”, „Mała Syrenka” wypada trochę blado. Bez wątpienia jest to opowieść piękna, czasem wzruszająca, czasem rozbawiająca, ale z całą pewnością nie jest ponadczasowa. Na szczęście Halle Bailey robi co tylko może, aby utrzymać „Małą Syrenkę” na powierzchni i to się jej udaje.

Grafika

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /40 wszystkich

Komentarze [1]

~czytelnik
2023-06-10 11:59

Gdzieś czytałam teorię, że gdyby syreny istniały, jako stworzenia żyjące pod wodą miałyby jasną karnację, ze względu na małą ilość melaniny w skórze, spowodowaną małą ilością dochodzących pod powierzchnię wody promieni słońca.
Ale w sumie ciekawe spojrzenie na ten film, reżysera i aktorkę, wcześniej nie skupiałam się na takiej perspektywie.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry