Rockowa jazda bez trzymanki
25 maja nauczyciele, którzy opiekują się w naszym „Koperniku” różnymi grupami uczniów, zabrali nas, czyli uczniów szczególnie mocno angażujących się w życie szkoły, na wycieczkę do Warszawy. Głównym punktem programu tej wycieczki była wizyta w Teatrze Muzycznym ROMA i obejrzenie musicalu „We will rock you”, opartego o muzykę legendarnej grupy rockowej Queen. Twórcą musicalu jest brytyjski dramaturg i reżyser, Ben Elton, a napisał go przed dwudziestoma laty (konsultował się wówczas z perkusistą zespołu Rogerem Taylorem i gitarzystą Brianem Mayem). Spektakl miał premierę na londyńskim West Endzie w 2002 roku, a grano go potem nieprzerwanie przez kolejne 12 lat. Polska adaptacja tego spektaklu, w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, pojawiła się dopiero teraz we wspomnianym powyżej teatrze (premiera miała miejsce 15 kwietnia 2023 roku).
Akcja spektaklu rozgrywa się w totalnie zglobalizowanym świecie przyszłości na iPlanecie, którą dawniej nazywano Ziemią. Władzę sprawuje tam i steruje wszystkimi aspektami życia jedna, potężna korporacja Global Soft, która zakazała tworzenia muzyki, a nawet posiadania instrumentów, gdyż w rozumieniu rządzącej na tej planecie Killer Queen taki indywidualizm jest nie do przyjęcia. Muzykę zastąpiono więc wygenerowanymi komputerowo dźwiękami. Oczywiście nie wszyscy godzą się na tak ponurą egzystencją i podejmują walkę o wolność, której wyrazem jest według nich możliwość tworzenia muzyki. Oglądamy zatem przez cały spektakl dwa współistniejące na tej planecie światy. Świat sklonowanych, zmanipulowanych przez Global Soft i internet ludzi oraz świat bohemy, buntowników, kultywujących pamięć o przeszłości i walczących o swoją wolność. Już w pierwszej scenie spektaklu poznajemy parę głównych bohaterów, nadwrażliwego młodzieńca Galileo Figaro, który chce żyć na swoich zasadach a nie w zuniformizowanej rzeczywistości oraz Scaramouche, gotkę z feministycznym zacięciem. Dowiadujemy się też, że Galileo miewa często sny, w których słyszy fragmenty tekstów piosenek sprzed wielu lat, nie wiedząc zupełnie, co ma to oznaczać. Poznajemy też przepowiednię o marzycielu, który ma zmienić zniewolony świat. Nasi bohaterowie zaczynają więc podążać za tą przepowiednią i odnajdują rebeliantów, którzy ukrywają się i żyją marzeniem o przywróceniu czasów rocka, choć tak na dobrą sprawę to nie znają żadnej rockowej piosenki, gdyż wszystkie nośniki muzyki zostały przez korporację zniszczone. Bazują na fragmentarycznych i niezrozumiałych dla nich przekazach oraz odnalezionych reliktach z przeszłości, takich jak choćby plakaty różnych gwiazd rocka (członkowie tej bohemy przejmują ich imiona) oraz mocno nadgryzioną już zębem czasu kasetę VHS, którą nazywają „świętym zwojem”, wierząc, że zawiera „święte wersety”. Kaseta była podobno pilnie strzeżona przez korporację i miała zostać, tak jak i wszystkie inne, zniszczona, ale jednemu z rebeliantów udało się ją wcześniej wykraść. Problem jednak w tym, że ani on, ani pozostali buntownicy nie za bardzo wiedzą, co to jest za rzecz i jak mogą poznać jej zawartość. Wierzą jednak, że pewnego dnia w ich bazie pojawi się „marzyciel”, który będzie wiedział, co należy zrobić z tą ich „biblią”, dzięki czemu przywróci potęgę rocka i odmieni ich los. McGuffin (termin oznaczający przedmiot lub cel, który napędza fabułę i motywuje postaci do działania - przyp. red.) to poszukiwanie „Wiosła”, które pozostawili gdzieś po sobie kolejnym pokoleniom „ci, co wiedzieli, jak wygrywać”…
Musical ten wyreżyserował w Romie Wojciech Kępczyński. Twórcą przekładu libretta oraz tekstów piosenek jest Michał Wojnarowski, natomiast za stronę muzyczną odpowiada Jakub Lubowicz. To musical typu jukebox, czyli tzw. „grająca szafa”, który wykorzystuje wcześniej już istniejące, popularne piosenki (tutaj śpiewane są po polsku). Scenografia, kostiumy, fryzury, choreografia oraz przeróżnego rodzaju rozwiązania techniczne sprawiają, że obraz przyszłego świata, jaki opisuje libretto, jest spójny. A tenże świat, choć bardzo futurystyczny, jest, co by nie mówić, bliski czasom współczesnym i dzisiejszym wyzwaniom. W końcu walka o indywidualizm, o szeroko rozumianą wolność oraz miłość i dziś jest aktualna. Niezwykle ważną rolę w tym spektaklu grają też technologie sceniczne, multimedia oraz efekty specjalne (świetlne, holograficzne, pirotechniczne i akustyczne). Muszę przyznać, że są fantastyczne, a dekoracje w połączeniu z tymi multimediami i efektami świetnie dynamizują akcję sceniczną. W „We Will Rock You” istotnie wiele się dzieje. Technologicznie spektakl jest perfekcyjny. Choreografia doskonale wykorzystuje całą przestrzeń i jest też bardzo dynamiczna. Musical dociera do widza jednak nie tylko przez taniec, czy efektowną inscenizację, ale głównie przez muzykę i słowo. Wszystkie utwory grupy Queen, które są częścią tego musicalu, zostały w warstwie tekstowej doskonale dopasowane do fabuły i są śpiewane po polsku (np. „I want to break free” - „Uwolnić się chcę”, czy „Somebody to love” – „Kto kochać się da”). Muszę też przyznać, że wszystkie te teksty znakomicie charakteryzują bohaterów, napędzają akcję oraz komentują wydarzenia. Jest tu też wiele humoru, wiele odniesień do pop kultury oraz wiele okazji do wzruszeń. Kostiumy aktorów są bajeczne, ale trochę żartobliwe i można odnieść wrażenie, że nawiązują do ekstrawaganckich konceptów współczesnych pokazów mody. Ale musical to głównie grana i śpiewana na żywo muzyka. W warszawskim spektaklu towarzyszy aktorom siedmioosobowy rockowy band, w którym, jak się dowiedziałem, muzycy grają na gitarach, które opatentował Brian May, gitarzysta Queen, a zespół wykorzystuje także takie same syntezatory, z jakich korzystali muzycy Queen, dzięki czemu udało się im odtworzyć charakterystyczne brzmienie tego zespołu, nieporównywalne z żadnym innym. W spektaklu, który obejrzeliśmy w rolach główny wystąpili: Janek Traczyk (Galileo), Natalia Piotrowska-Paciorek (Scaramouche), Małgorzata Chruściel (Killer Queen), Łukasz Mazurek (Khashoggi), Kamil Franczak (Brit), Sylwia Banasik- Smulska (Oz) i Tomasz Steciuk (Buddy). Każda z tych postaci była niezwykle wyrazista i zapadała w pamięć. Każda miała ciekawą barwę głosu i moc w płucach. Mówiąc krótko, spektakl został świetnie zaśpiewany. Docenić należy szczególnie ogrom pracy wokalistów włożony w wykonania w duetach oraz w scenach zbiorowych.
W musicalu rock zwycięża, bo rock to wolność, której symbolem jest gitara odnaleziona ostatecznie w ruinach stadionu Wembley, gdzie Queen grali dla dziesiątek tysięcy fanów. „We Will Rock You” daje więc nadzieję i uświadamia, że zawsze warto bronić swoich praw. Piosenki Freddiego Mercury’ego, frontmana Queen, nie były przypadkowym wołaniem o wolność, tylko krzykiem człowieka, który także walczył o akceptację dla swojej tożsamości. Ben Elton, librecista musicalu „We Will Rock You”, bardzo umiejętnie wkleił największe hity Queen w tę orwellowską opowieść o przyszłości, w której wszystko i wszystkich kontroluje Wielki Brat. Dlatego też nie dziwiło mnie, gdy ponadczasowe przeboje QUEEN i dynamiczna, przepełniona skrzącym humorem fabuła, wywoływały co i raz niebywały entuzjazm widzów, którzy – zupełnie, jakby była to jakaś magia – zaczęli współtworzyć spektakl, śpiewając razem z wykonawcami. Doskonały i brawurowo wykonany był także finał, w którym usłyszeliśmy „We Will Rock You” (w polskim tłumaczeniu piosenka nosiła tytuł „My chcemy rocka”) oraz „Bohemian Rhapsody”. Prawdziwy majstersztyk.
Po spektaklu rozmawiałem z wszystkimi uczestnikami naszej wycieczki, próbując pozbierać na gorąco ich komentarze. Odniosłem wrażenie, że musical wywarł na wszystkich niezwykłe wrażenie. Większość z nas była pod wrażeniem popisów wokalnych i muzyki Queen (grana i śpiewana na żywo, z czego nie wszyscy zdawali sobie początkowo sprawę), a także bajecznej scenografii i choreografii. Najwięcej do powiedzeni, mieli naturalnie członkowie szkolnego zespołu muzycznego. Ksawery stwierdził, że pomysł jest fajny, oprawa piękna, ale fabuła trochę zbyt banalna. Zauważył jednak, że libreciście, a później także reżyserowi chodziło zapewne o to, by uświadomić nam, widzom, że zarówno muzyka jak i kultura rocka umiera, a zastępuje się ją dziś syntetycznym brzmieniem z tekstami na poziomie popularnych wypowiedzi Marcina Najmana. Piotrek dodał, że fabuła była rzeczywiście nieco banalna i kliszowa, ale za to przekaz był bardzo na czasie. Spektakl porusza bowiem kilka istotnych problemów współczesnego świata, walkę z ograniczeniami, brak odwagi wyrażania siebie, czy też potrzebę przyjaźni. Piotrek zwrócił także uwagę na to, jak ważna jest dla zwyczajnych ludzi muzyka i możliwość jej tworzenia. Nasi opiekunowie podsumowali zaś warszawski spektakl mówiąc, że była to kolejna znakomita produkcja Romy (wszyscy widzieli już co najmniej kilka) i niezwykła okazja, by usłyszeć ponadczasowe hity QUEEN w nowych znaczeniach. Zwrócili też uwagę na cywilizacyjno-polityczny podtekst tego spektaklu, podkreślając, że orwellowska wizja Bena Eltona spełnia się na naszych oczach. Ze wszystkich przeprowadzonych przeze mnie rozmów z uczestnikami wycieczki wynikało jednoznacznie, że przeżyliśmy tego wieczoru w Warszawie prawdziwie niezapomniane chwile. Myślę więc, że mogę być wyrazicielem opinii wszystkich uczestników wycieczki, gdy na koniec napiszę, że chcielibyśmy móc przeżyć takie emocje choćby raz jeszcze.
Grafika:
Komentarze [3]
2023-05-29 17:05
Panie i panowie, widzki i widzowie oraz osoby nieokreślonej płci ja również polecam wam ten spektakl. To pierwszy musical, jaki widziałam w życiu, ale przeżycia, jakich doświadczyłam, nieporównywalne z niczym innym.
2023-05-29 16:56
Brawo Gutek – recenzja pierwsza klasa. Ale spektakl był faktycznie niesamowity. Ja odkryłam tego wieczoru świat musicali i chyba się w nim zakochałam.
2023-05-29 16:23
Gutek – świetna recenzja. Tak jak to opisałeś fabuła była lekko naiwna, ale kiedy kocha się Queen całym serduchem takie rzeczy przestają się liczyć. Ruchoma scenografia, efekty pirotechniczne, niebanalny humor i kawał dobrej muzyki to wszystko sprawiło, że przeżyliśmy niesamowity wieczór:) czekam na następne propozycje, bo z taką pozytywną ekipą to można konie kraść:)
- 1