I wiosna przyniosła mi okropny śmiech idioty
Proszę, niech pan siada, panie Rimbaud. Herbaty? Może kawy? Czy też może jej namiastki, naparu z pokruszonych ziaren przepuszczanych pod dużym ciśnieniem przez strumień wody o wysokiej temperaturze? Nie? No dobrze, proszę po prostu usiąść wygodnie. Pan wybaczy, że zacznę tak bezpośrednio, ale czy to prawda, co mówią? Czy pan naprawdę, przepraszam za wyrażenie, w grobie się przewraca patrząc na teraźniejszość?
Rozumiem. Pytam dlatego, że większość ludzi przejęła skłonność do przesady od rozbuchanych, wypchanych wielkimi literami i wykrzyknikami brukowców. Cóż, tak bywa, gdy codziennie ma się do czynienia z reklamami książki autorstwa ojca Madzi z Sosnowca, kolejnej gali MMA czy nowej komedii pokroju "American pie".
No więc? Jak ocenia pan dokonania współczesnych artystów? Wie pan, skala zjawisk uznawanych za sztukę i osobników będących jakoby jej wytwórcami, rozciągnęła się jak stary sweter. Dziś każdy może być artystą. Raj, mówi pan? Proszę się dobrze zastanowić. Czy artystą można nazwać człowieka, który tworzy muzykę wyłącznie przy pomocy urządzeń elektrycznych, zaś strona wokalna jest tak dokładnie wyczyszczona z wszelkich niedociągnięć, że doprawdy trudno dojrzeć w tym ludzką rękę? W dodatku człowiek ten jest produktem, sztucznym tworem sprytnych przedsiębiorców znających rynek. Wiedzą oni, który z wytworów w danym momencie się sprawdzi: czy będzie to słodki chłopiec z idealnym uśmiechem i wyprostowaną grzywką, miła dziewczyna jak koleżanka z podwórka czy wyuzdana blondynka ze sztucznym biustem.
A artyści oryginalni, łamiący wszelkie konwencje? Tu pana rozczaruję: oni również są produktem. Oni też są sztuczni, ich oryginalność to kłamstwo stworzone na potrzeby publiczności, która ma ochotę oburzyć się kolejną kreacją z mięsa. Producentom dziwaków już brakuje pomysłów, dlatego sięgają po groteskę lub czerpią brudnymi łapami z kreatywności innych, uważając, że nikt się nie zorientuje, że to samo było 30 lat temu.
Pyta pan o malarstwo, rysunek, rzeźbę. Cóż, nie będę się tu rozwodzić nad "Kwadratem mlecznym", bo po prostu pewnych aspektów sztuki nowoczesnej nie rozumiem (co nie znaczy, że odbieram jej prawo do nazywania się sztuką). Jednak da się zauważyć, że zaczęto stawiać na efekciarstwo samego procesu wykonania, na technikę, nie zaś na ekspresję, jak to było za pana czasów. Lepiej zobaczyć wierny portret Lincolna namalowany w minutę i z otwartymi ustami gapić się przez chwilę, a potem zapomnieć. Nie mówię, że artysta układający portret z ołówków nie ma talentu, ale wydaje mi się, że w tej całej technice i kreatywności zgubił uczucie. Broni go pan? Ciekawe. Nie będę się spierać.
Teatr? Opera? Obecnie raczej serial i teleturniej. Ale nie, współczesny człowiek, jeśli tylko ma pieniądze na bilet, chętnie pójdzie do teatru, bo to i dobrze się wypadnie przed znajomymi, i trochę odchami. Tylko szkoda, że rezygnuje z "Króla Edypa" o świetnych recenzjach i idzie na farsę. Farsa, drogi panie Arturze (chyba mogę się do pana tak zwracać?), to obecnie najchętniej oglądana forma dramatu. To coś w rodzaju komedii, tylko bez żadnego przekazu i dialogach na tyle prostych, by z trudem wykształcony burmistrz miasta też mógł zrozumieć.
Wie pan co, wydaje mi się, że w nowoczesnej sztuce docierającej do ogółu odbiorców brakuje uczucia. Tak, to chyba największy problem. Pan też tak myśli? No, tu się zgadzamy. Za uczuciem automatycznie idzie prawda, bo emocja jest naturalna, natychmiastowa, jak na klaśnięcie dłoni, płynąca prosto z serca, lub jak pan woli, z duszy. Ta kumulacja uczuć, ta prawda uderza w widza i wywołuje w nim te same lub inne emocje i skojarzenia co u artysty. Brakuje mi właśnie tej więzi twórca-odbiorca i wydzierania sobie serca na scenie, przy mikrofonie czy przy sztaludze, odsłaniania siebie, pokazywania prawdy. Bez tego sztuka jest tylko miałką papką.
Jak odbiorcy reagują na tę bylejakość w sztuce? Nijak. Widzi pan, to właśnie jest najgorsze. Oni sami sobie stworzyli wyżyny intelektualne i duchowe, na które mogą się wznieść. I są one akurat na poziomie fotela przed telewizorem.
Chce pan wiedzieć, czy wszystko przedstawia się tak beznadziejnie, jak to panu opisuję? Oczywiście, że nie. Prawdziwa sztuka ciągle jest, trzyma się mocno. Jednak grono jej odbiorców zawęża się i obawiam się, że w końcu pozostanie ich tylko garstka. Jest bardzo wielu artystów, którzy nie traktują Muzy jak kobiety lekkich obyczajów, jednak większość z nich czeka na szansę. Wie pan, uważam, że przydałaby się jakaś rewolucja. Jakieś przebudzenie, jakaś praca u podstaw prowadząca do odnowy artystycznej. Co pan na to?
Panie Arturze?
Grafika:
Komentarze [2]
2013-04-06 20:00
oceniam na 2
2013-04-05 17:22
“Rimbaud – Aniele Stróżu mój
Gdy pospolitość najwyższą cnotą
Normalność ma munduru krój
Ty cieniem złotym przy mnie stój
Ty cieniem złotym przy mnie stój”?Mleczny kwadrat – czy też deska do krojenia pozostanie na zawsze w mojej pamięci <3
Podoba mi się artykuł, chociaż mógłby być bardziej “poetycko-filozoficzny” (Qo approves)
- 1